Liwia spojrzała na chłopaka i podeszła do niego. Stała jakiś metr od niego i przypomniała sobie Aarona.
-Vigo, proszę cię nie wchodź tam.
-Czemu?
-Bo cię o to proszę. Tam jest niebezpiecznie.
-Martwisz się o mnie? - Spytał chłopak odwracając się do niej. Na jego twarzy malował się uśmiech.
-Nie.
-A już myślałem... No cóż. Miło było cię poznać Liwio, pewnie jeszcze
się kiedyś zobaczymy. Żegnaj. - Chłopak odwrócił się i już wchodził
jedną nogą do zwierciadła gdy nagle poczuł jak ktoś się na niego rzuca.
Liwia objęła go z całej siły i zwierciadło w ten sposób pochłonęło ich
obu. Vigo upadł na trawę, a dziewczyna na niego przygniatając go do
ziemi. Szybko uwolniła go ze swoich objęć schodząc z niego.
-Żyjesz jakoś?
-Jak widać... - Powiedział siadając, spojrzał na Liwię. - Dlaczego to zrobiłaś?
-Nie oddałeś mi pierścienia. - Powiedziała wyciągając rękę po swoją własność. Chłopak tylko się uśmiechnął do niej.
-Myślę że nie tylko o to chodzi.
-Nie mogłam cię tak zostawić... Tak w ogóle co to za miejsce? -
Siedzieli na polance, za nimi stało zwierciadło. Liwia wstała i
rozejrzała się, w oddali tuż pod górami stał pałac.
Dziewczyna podeszła do wzierciadła i dotknęła. Błona się nie poruszała pod naciskiem jej dłoni.
-Tylko z tym pierścieniem uda ci się wyjść. - Vigo spojrzał w stronę
gór. - Wydaje mi się że tu nic nie znajdziemy, ale tam tak. - Powiedział
wskazując pałac.
-Możliwe... Ale co jeśli mieszkańcy nie są mili?
-Coś wymyślimy. - Powiedział kiwając głową, dziewczyna podeszła do niego i nachyliła się nad nim.
-Więc może pan łaskawie się ruszy jeśli chcemy tam dojść.
-Myślę że świetnie dogadasz się z tymi ludźmi.
-Dlaczego? - Spytała dziewczyna jeszcze bardziej się pochylając
-Bo ty też jesteś nie miła, a przynajmniej dla mnie.
-Przykro ci z tego powodu? - Spytała Liwia uśmiechając się delikatnie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Jestem miła tylko nie zawsze mi to wychodzi.
-A szczególnie przy mnie.
-Tak. Jesteś chłopakiem, który mnie nie chce słuchać.
-Twój mąż też nie będzie chciał cię słuchać.
-Ciesz się że nie jestem wilkołakiem, bo teraz rozszarpałabym cię na strzępy.
-Strasznie się boję.
-Może powinieneś
-Może i tak, a może i nie. Ale pierścień jeszcze zatrzymam, niechciałbym abyś wróciła sama.
-Uwierz mi że bym cię tu nie zostawiła.
-Nie jestem pewien. - Odpowiedział wkładając pierścień na palec.
-W takim razie będziesz musiał znosić moją obecność, ale nie martw się
będę naprawdę miła. - Powiedziała szepcząc mu do ucha. Wzięła ego kosmyk
włosów do ręki, były takie przyjemne w dotyku i miały taki ciekawy
kolor. Nadal się nad nim pochylała, czekała zanim będzie chciał wstać.
<Vigo? Wstaniesz w końcu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz