.

.
.
.

niedziela, 4 stycznia 2015

Od Mir Cd Shanga

Niepewnie spojrzałam na skórzaną torbę przywiązaną do siodła. Temu to dobrze, prześpi cały dzień. Z drugiej strony brakowało mi jego towarzystwa.
- Czas na nas moja droga. - Nox ruszyła wolnym kłusem.
Jadąc leśną dróżką na północ, zastanawiałam się gdzie znajdę najbliższą siedzibę Bractwa Światła. Shang mówił, że to niedaleko, niestety zapomniał wspomnieć, w którą stronę... Niby wystarczyło uchylić klapę torby i zapytać, jednak miałam pewne obawy czy obecnie nastawiony przyjaźnie Dracolich nie wpadnie w gniew. Kto go tam wie, w końcu to demon. Postanowiłam wyjechać z lasu i znaleźć wzgórze lub choćby wzniesienie, by rozejrzeć się za najbliższą osadą ludzką. Na drzewo wolałam nie wchodzić z powodu wciąż osłabionej nogi. Po półgodzinnej jeździe stanęłam wreszcie na skraju zagajnika. Przede mną roztaczał się wspaniały widok na niewielką dolinkę przeciętą w kilku miejscach niebieskimi wstęgami strumieni. Na samym środku rozłożyło się średniej wielkości miasteczko ze strzelistymi murami sporej budowli widocznej nawet z tak znacznej odległości. Nagle zmrużyłam oczy, oślepiona silnym błyskiem światła, jakby w jednym z okien tajemniczej budowli głupi żartowniś puszczał zajączki, łapiąc na lusterko promienie słoneczne. Od razu odrzuciłam ten pomysł, gdyż miasteczko znajdowało się zbyt daleko. Nie mogąc rozwiązać zagadki, cmoknęłam na klacz, która chętnie ruszyła łagodnym zboczem wiedziona obietnicą świeżego siana i owsa. Z zamyślenia wyrwało mnie niezwykłe ciepło na piersi pochodzące od rozgrzanego medaliony. Im bardziej zbliżałam się do miasteczka, tym gorętszy stawał się kryształ zawieszony na cienkim łańcuszku. 
- Shang, coś się szykuje. Bądź gotowy. - klepnęłam delikatnie bok torby, niepewna czy demon mnie słyszy.
Niewielki ruch widoczny przez wyprawioną skórę upewnił mnie, że nieumarły czuwa. Podniesiona tym na duchu zmusiłam wierzchowca do galopu. Im szybciej sprawdzę źródło światła i wyjaśnię niecodzienne zjawisko kryształu, tym szybciej powrócę do przerwanych poszukiwań siedziby Bractwa. Przed bramą do miasta wstrzymałam konia i zsunęłam się niezgrabnie z siodła. Dwóch strażników w połyskujących zbrojach spojrzało na mnie podejrzliwie. Zadali mi kilka pytań związanych z celem i czasem pobytu w mieście. Zadowoleni z odpowiedzi pozwolili przejść. Pełna jak najgorszych obaw wkroczyłam w świat ludzi. Od czego powinnam zacząć? Pewnie od znalezienia karczmy, w takich miejscach przy mocniejszym trunku nie jednemu rozwiązuje się język i łatwiej o informacje.

<Shang?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz