Sen jak zwykle miałam lekki, toteż każdy szmer w lokalu powodował gwałtowne przebudzenie się. Za każdym razem przeklinałam lokatorów z sąsiednich pokoi. Do długiej listy tego, co nie pozwalało mi spokojnie pospać, doszło łóżko. Było ono najzwyczajniej w świecie za wygodne. Przywykłam do warunków "ekstremalnych", czyli spania na ziemi, czasem pod dachem. Niby powinnam zachowywać się tak, jak na osobę z poważnego rodu przystało, jednak nie potrafiłam. Od zawsze wolałam wolność, niewygodę ciągłej podróży. Czyli wszystko to, czego Lunam oraz Interfectorem unikali jak ognia. Usiadłam po turecku na pościeli. Pierwsze promienie wschodzącego słońca przedostawały się przez niezbyt czystą szybę. Tylko kiedy miałam spotkać się z moim wczorajszym gościem? Zmusiłam szare komórki do porannego wysiłku.
- Czyli sam przyjdzie... o świcie?- wymruczałam pod nosem
Wstałam i zabrałam się za ogarnięcie. Zajęło mi to stosunkowo mało czasu, a jednak wystarczająco dużo. Przebrana, prawie gotowa do drogi znów usiadłam na łóżku. Zaczęłam pakować fiolki z różnokolorowymi zawartościami, zapasowe strzałki i jakieś drobiazgi. Trafiały one do średniej wielkości, skórzanej torebki na ramię. Usłyszałam rytmiczne pukanie, a zaraz po nim dźwięk otwieranych drzwi. Rzuciłam osobnikowi przelotne spojrzenie i wróciłam do swojego zajęcia.
- Witaj.
- Witaj.- odpowiedziałam
I tyle z rozmowy. Podniosłam się, w ręce trzymając swój mały bagaż. Wyszliśmy najpierw z pokoju, potem z budynku. Na zewnątrz panował przyjemny chłód. Uśmiechnęłam się lekko. Tropiciel czekał cierpliwie przy sąsiednich zabudowaniach. Przywołałam go gwizdnięciem.
- Gdzie najpierw się wybieramy?- zapytałam Acaira
<Acair? To gdzie jedziemy? :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz