.

.
.
.

środa, 17 czerwca 2015

Od Tenebris - Cd. Acaira

Sen jak zwykle miałam lekki, toteż każdy szmer w lokalu powodował gwałtowne przebudzenie się. Za każdym razem przeklinałam lokatorów z sąsiednich pokoi. Do długiej listy tego, co nie pozwalało mi spokojnie pospać, doszło łóżko. Było ono najzwyczajniej w świecie za wygodne. Przywykłam do warunków "ekstremalnych", czyli spania na ziemi, czasem pod dachem. Niby powinnam zachowywać się tak, jak na osobę z poważnego rodu przystało, jednak nie potrafiłam. Od zawsze wolałam wolność, niewygodę ciągłej podróży. Czyli wszystko to, czego Lunam oraz Interfectorem unikali jak ognia. Usiadłam po turecku na pościeli. Pierwsze promienie wschodzącego słońca przedostawały się przez niezbyt czystą szybę. Tylko kiedy miałam spotkać się z moim wczorajszym gościem? Zmusiłam szare komórki do porannego wysiłku.
- Czyli sam przyjdzie... o świcie?- wymruczałam pod nosem
Wstałam i zabrałam się za ogarnięcie. Zajęło mi to stosunkowo mało czasu, a jednak wystarczająco dużo. Przebrana, prawie gotowa do drogi znów usiadłam na łóżku. Zaczęłam pakować fiolki z różnokolorowymi zawartościami, zapasowe strzałki i jakieś drobiazgi. Trafiały one do średniej wielkości, skórzanej torebki na ramię. Usłyszałam rytmiczne pukanie, a zaraz po nim dźwięk otwieranych drzwi. Rzuciłam osobnikowi przelotne spojrzenie i wróciłam do swojego zajęcia.
- Witaj.
- Witaj.- odpowiedziałam
I tyle z rozmowy. Podniosłam się, w ręce trzymając swój mały bagaż. Wyszliśmy najpierw z pokoju, potem z budynku. Na zewnątrz panował przyjemny chłód. Uśmiechnęłam się lekko. Tropiciel czekał cierpliwie przy sąsiednich zabudowaniach. Przywołałam go gwizdnięciem.
- Gdzie najpierw się wybieramy?- zapytałam Acaira

<Acair? To gdzie jedziemy? :D>

wtorek, 16 czerwca 2015

Od Nastii - Cd Sariela

Czarodziejka spojrzała na mężczyznę i spojrzała na niego w dosyć dziwny sposób. Ruszyła jednak za sprzedawczynią do drugiego pomieszczenia. Tak jak się spodziewała było tam wiele pięknych sukni. Sprzedawczyni pokazywała jej to jedną to drugą suknię, ale nie pozwalała się odezwać czarodziejce bo po chwili pokazała jej kolejną suknię. Nie odzywając się ani słowem, ale potakując głową wzięła kilka sukni i poszła do przebieralni. Pokazywała się w sukniach o niezwykle głębokich kolorach, z błyszczącymi elementami, kokardami, falbanami i w przeróżnych fasonach. Nastia jednak ze wszystkich sukni wzięła bursztynową suknię lekko połyskującą z falbanami. Szczerze mówiąc to chyba robiła to dlatego że właścicielka sklepu ciągle ją wpychała do przebieralni z kolejnymi sukniami.
- Tak, w tej sukni wygląda pani najlepiej. - Potwierdziła sprzedawczyni obchodząc czarodziejkę z każdej strony. Sariel, który przez większość czasu stał oparty o ścianę podszedł do Nastii i pokręcił głową.
- I tę suknię biorę. - Powiedziała kierując się w stronę głównego pomieszczenia. Sprzedawczyni ją wyprzedziła odwieszając po drodze kilka sukni. Czarodziejka poczuła magiczne fale, które zdecydowanie i tylko mogły pochodzić od jej towarzysza.
- We wszystkich sukniach pięknie wyglądałaś. Dlaczego więc wybrałaś tę? - Spytał obserwując czarodziejkę, która płaciła za swoje ubranie na dzisiejszy wieczór.
- Bo ta mi najbardziej pasowała. - Odpowiedziała, krótko z lekkim uśmiechem.
- Mam nadzieję że odnajdzie pani swojego kotka. - Powiedziała sprzedawczyni troskliwie. - Mogę wiedzieć jak nazywał się pani ulubieniec? - Spytała patrząc w oczy czarodziejki, Nastia wzięła suknię i uśmiechnęła się smutno do właścicielki sklepu.
- Nazywał się Sariel. - Powiedziała i szybko wyszła ze sklepu, chcąc zobaczyć minę mężczyzny. Gdy zamknęły się drzwi sklepu z uśmiechem na chwilę zamknęła oczy czując jak słońce przebija się zza chmur. Będzie musiała chodzić z głową skierowaną ku ziemi. Ludzi dziwnie patrzyli gdy dostrzegali zmianę koloru tęczówek z granatowego na piwny. Nastia nie lubiła się chwalić że zepsuła zaklęcie w dzieciństwie... - Nie masz może ochoty wybrać się ze mną na dzisiejszy bal? Raczej nie mam ochoty wybierać się tam z bratem.

~Sariel? Oferta nie do odrzucenia i w prezencie dostaniesz ładny strój~

If I lose you I lose everything, Angel





Imię: Imiona to ważna część człowieka. Nikt nie zna jego prawdziwego imienia, nikt nie był godny jego poznania.
Nazwisko: Cipriano
Pseudonim/Przydomek: Patch. Tak zwraca się do niego każdy.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: Ponad 700 lat.
Narodowość: Niebiosa
Rasa: Anioł. Dawniej był Upadłym, jednak udało mu się wrócić do Łask i odzyskać skrzydła. Teraz się zbuntował i ciągle ucieka przed Archaniołami. Tym razem jednak ma skrzydła.
Charakter: Jest osobą tajemniczą i skrytą w sobie. Nieco arogancki, z pewnością grzeszy swoim urokiem i intelektem. Lojalny, gotowy poświęcić życie dla swoich. Czasem miły i seksowny.
Wzrost: 193cm
Aparycja: Wysoki, niegdyś brunet o oczach czarnych jak węgiel. Jako Anioł może jednak nieco wpływać na swoją aparycję, co też robi. By utrudnić poszukiwania Archaniołom zmienił kolor włosów na blond, a tęczówki na lodowato błękitne. Jest przystojny, a jego szelmowski uśmiech niejedną zwalił z nóg.
Umiejętności: Jest Aniołem, umie więc wyśmienicie walczyć, przesuwać przedmioty z pomocą myśli, wysyłać fragmenty swoich wspomnień innym (dotknięcie miejsca, z którego wyrastają skrzydła tym skutkują, nie ma wtedy wpływu na to, co zobaczy osoba), komunikować się za pomocą myśli oraz czytać w myślach. No i oczywiście latać.
Gildia: wolny strzelec
Historia: Był jednym z wyższych aniołów. Zakochał się w śmiertelniczce i zszedł z nieba, myśląc, że wtedy zostanie człowiekiem. Mylił się - Archaniołowie pochwycili go w drodze powrotnej i odarli ze skrzydeł. Później dzięki ofierze pewnej osoby, udało mu się wrócić. Zbuntował się jednak, chcąc z nią być. Niestety Archaniołowie zabili delikwentkę, więc rozgoryczony Patch ucieka przed nimi.
Rodzina: Aniołowie
Partner: -
Inne: Ma mały tatuaż na barku.
Login/Email: Szwecja162

niedziela, 7 czerwca 2015

OD Sariela CD Nastii

Jeden kącik ust powędrował nieznacznie w górę, nadając Sarielowi nieco zawadiacki wygląd.
- Czegoś więcej... - podchodząc niespiesznie do dziewczyny, zlustrował ją dokładnie od stóp po głowę - Tak uroczej osóbce nie odmówię.
Skłonił się przed nią dwornie i ujął dłoń jak do tańca. Następnie okręcił szatynkę kilkakrotnie wokół własnej osi. Wreszcie zatrzymał ofiarę, delikatnie przytrzymując za ramiona.
- Wyglądasz przepięknie w tej sukni. - zajrzał dziewczynie głęboko w oczy i nieznacznie pochylił się w jej stronę.
Chrząknięcie zniecierpliwionej sprzedawczyni przywróciło blondyna na łono rzeczywistości. Nie zrażony tym żywiołak puścił oko dziewczynie i skierował kroki w stronę starszej kobiety stojącej za ladą.
- Wybaczy pani moje niegodne zachowanie. - skłonił się nisko z miną winowajcy - Otóż tą młodą damę spotkało dziś wyjątkowe nieszczęście.
Kobieta zmarszczyła brwi, jednak nadstawiła ucho.
- Wyszła rano obdarzając świat swym pięknym uśmiechem w ramionach trzymając ulubieńca, małego, białego kotka. Niestety jej radość zniknęła wraz z pojawieniem się potwora! Wielki pies wlepił ślepia przepełnione nienawiścią w to biedne stworzenie. - Sariel pokręcił głową ze smutkiem.
- Och! - sprzedawczyni zakryła usta ręką - I co się stało?
Blondyn podszedł szybko do Nastii i przytulił ją, szepcząc ukradkiem, by choć trochę postarała się wczuć w rolę.
- Niestety, dobra pani, - spojrzał przez ramię na kobietę - kocię uciekło gdzieś między budynki, a piekielny pies pognał za nim... - pogładził delikatnie długie włosy dziewczyny, przy okazji napawając się ich zapachem - Nastia jest wspaniałą kompozytorką i...
- Panienka Landerio? - starsza kobieta wystrzeliła jak zza lady z prędkością, o którą nikt by jej nie podejrzewał...
Skłoniła się nisko.
- To wielki zaszczyt dla mnie. Może pokaże panience prawdziwe suknie. - wskazała wejście do drugiego pomieszczenia zasłonięte kotarą z purpurowego jedwabiu.
Żywiołak tymczasem podrapał się po zaroście. Szlachcianka mu się trafiła....

<Nastia?>

sobota, 6 czerwca 2015

OD Acaira CD Tenebris

Przygwoździłem nieznajomego do ściany i przyłożyłem nóż do gardła. Spod kaptura spoglądały niewielkie oczka odbijające słabe światło księżyca.
- Czego tu szukasz?! - syknąłem gniewnie.
Na wynędzniałej twarzy przywodzącej na myśl łeb szczura wpełzł chytry uśmieszek. Drobny osobnik zacharczał cicho.
- Ivarze co takiego wygnało cię tak daleko od domu? - niski charkot ponownie wydobył się z jego ust.
Dopiero teraz zrozumiałem, że to śmiech. Czym prędzej schowałem nóż do pochwy przy pasie i podniosłem łotra nieznacznie nad ziemią.
- Kto cię przysłał przeklęty pomiocie? - cały gniew umknął pozostawiając po sobie zimną precyzję i spokój.
- Stary przyjaciel posyła ci pozdrowienia. - człowieczek wyszczerzył żółte zęby niczym samorodki w przepastnych czeluściach jamy gębowej.
- W takim razie porozmawiajmy o nim. - uśmiechnąłem się wyjątkowo paskudnie.

Sen nadal nie przychodził. Wstałem z prowizorycznego posłania i podszedłem do okna. W ciemności nocy majaczył budynek gospody, wszelkie światła w oknach pogasły już jakiś czas temu. Do świtu pozostało kilka godzin. Mimowolnie powróciłem myślami do pijanego w sztorc szczurka pozostawionego w jednej z bocznych uliczek. Informacje, które tak chętnie wyjawił nie zaskoczyły mnie. Rodzina Tenebris jak i sama łowczyni mieli wielu wrogów. Nie zdziwiłbym się, gdyby za zniknięciem siostry i listem gończym stała jedna i ta sama osoba. Bardzo niebezpieczna. Po "przyjacielskiej pogawędce" spiłem szpiega krasnoludzkim spirytusem zawiniętym z gospody. Pozostawiłem mu jeszcze na pamiątkę sfałszowany list od informatora, gdzie rzekomo powinna udać się łowczyni. To nie zatrzyma pogoni, a jedynie ją opóźni. Postanowiłem zająć lokum w postaci zagraconego strychu starej kamienicy na przeciwko karczmy. Wolałem mieć pewność, że nikt nie zecce zakłócić spokojnego snu Tenebris.

<Tenebris? Wstawaj ptaszyno :)>

piątek, 5 czerwca 2015

OD Mikoto CD Naix'a

Spojrzałam z obawą na czarny punkt, powiększający się z każdą chwilą. Spychając panikę w najdalszy zakątek mojego umysłu, spróbowałam przypomnieć sobie wszystko, czego dotąd nauczyłam się o piratach. Nic z tego, co wiedziałam, nie napawało mnie optymizmem. Jednak, nie zamierzałam poddać się bez walki.
Określiłam na oko szybkość nadciągającego statku i porównałam ją z tym, co mogę wykrzesać z Puszki. Na ucieczkę nie mieliśmy najmniejszych szans, szczególnie, że znajdowaliśmy się na płaskim terenie. W pobliżu nie było żadnych szczytów, wśród których moglibyśmy się ukryć. Co do ataku... Wzdrygnęłam się na myśl, ile armat może kryć tamten statek.
Zerknęłam na Naix'a. W jego oczach dostrzegłam determinację i jakieś inne, mordercze uczucie, przez które zjeżyły mi się włoski na karku. Miałam nadzieję, że nikt nigdy tak na mnie nie spojrzy. A szczególnie on. Niespecjalnie wiedziałam dlaczego, może po prostu wolałabym nie mieć nikogo takiego za wroga.
Zagryzłam wargi, aż poczułam smak krwi. Szarpnęłam za ster, zmuszając drobny statek do wykonania ostrego obrotu o 360 stopni. Puszka przechyliła się nieomal wywracając swoich pasażerów. Zablokowałam ster i skoczyłam do olinowania. Żagle napięły się do granic wytrzymałości i natychmiast poczułam, jak wypełnia je wiatr, który chwilę wcześniej zmienił kierunek, jakby pchając nas ku wrogiemu okrętowi. Stanęłam na dziobie, obok Naix'a.
-To szaleństwo.- Szepnęłam cicho nie odrywając wzroku od zbliżającego się niebezpieczeństwa. Chłopak nie odpowiedział, jedynie mocniej zacisnął dłoń na rękojeści noża, aż zbielały mu kostki. Odgarnęłam szybkim gestem włosy z czoła, walcząc z rosnącym niepokojem. Zbiegłam pod pokład i wyciągnęłam ze skrzyni długą linę z hakiem, możliwie nie poplątaną. Wróciłam na górę i wręczyłam ją mojemu towarzyszowi.
-Wolałabym, żebyśmy rozpoczęli abordażem. W ten sposób unikniemy...- Zawahałam się chwilę, sama nie pewna własnych słów.- A przynajmniej zminimalizujemy zniszczenia Puszki.- Po chwili dodałam, jakby do siebie:- Powinno mi wystarczyć jakieś dwadzieścia metrów.
Naix spojrzał na mnie ze zdumieniem. Z uśmiechem poklepałam metalowe skrzynki przypięte do paska.
-Trójwymiarowy Manewr pozwala przemieszczać się na duże odległości. W tych skrzynkach znajdują się linki zakończone hakami i gaz, wystarczy znaleźć coś, na czym mogłabym się zaczepić. Dzięki temu, wystarczy, że zbliżymy choć trochę, będę mogła wskoczyć na ich statek, wtedy przerzucę ci linę.
 
<Naix :3>

piątek, 29 maja 2015

Od Alex CD Naix'a

Podeszłam po swoje rzeczy, mój rozmówca wydawał się dziwny, w sensie, że ukradł to mógł sobie to zostawić, jednak oddał. Było to zastanawiające. Odparłam:
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć... No! Ale niech ci będzie złodziejaszku.- Wiedziałam, że go to zdenerwuje, przynajmniej powinno.- Dobrze, że nie uciekałeś, bo nie chciałoby mi się za tobą biegać. Jestem Alex.
Podeszłam po woli i podałam mu dłoń, on jednak patrzył nieufnie na nią...


< Naix? Wybacz, że krótko, lecz nie miałam czasu >

poniedziałek, 25 maja 2015

Od Naix'a cd Alex

Siedziałem na przystani, oparty o jakiś okoliczny budynek, wciąż wypatrując mojej ofiary i zaczynałem się coraz bardziej irytować. Owszem, mieli mi zapłacić, ale chyba jednak wolałem własne zlecenia gdzie nie musiałem przynajmniej tkwić w takim lodowatym miejscu gdzie wiatr co chwila zrywał mój kaptur i rozwiewał włosy, a mróz wdzierał się pod lichą pelerynę. Jak ja bardzo tęskniłem za moim strojem, moim kochanym czarnym płaszczem. Co prawda mógłbym wziąć go tutaj, ale było to zbyt duże ryzyko. Taka zabawka mocno wyróżnia z tłumu, tym bardziej, gdy stoi się samotnie z boku i obserwuje przelatujące statki. Nawet w burym stroju, który wręcz maskował się na tle ściany ludzie zaczynali rzucać mi krzywe spojrzenia, nie wiadomo co, by było gdyby wziął coś czarnego. W końcu to kojarzy się jedynie z wędrowcami, złodziejami i szemranymi interesami.
Musiałem jednak przerwać swoje rozmyślania, dostrzegając kątem oka jakieś granatowe pasmo - swój cel. Ostrożnie, kierując swoją głowę nieco pod innym kątem niż powinienem, porównałem człowieka z opisem jaki wręczył mi zleceniodawca. Ciemnoniebieskie włosy, ciągnące się do łopatek, dość bogaty strój i torba z bogatym obszyciem, które wyglądało jak bliżej niezidentyfikowane znaczki czy runy.
Ruszyłem.
Powoli, zdejmując po drodze kaptur i mierzwiąc sobie włosy wmieszałem się w tłum, starając się wciąż pilnować gdzie jest postać co bardzo utrudniała mu czerwona plama w pobliżu celu, która wciąż kusiła, by bliżej się jej przyjrzeć. Powstrzymałem się jednak, kończąc obserwacje i wnioski na tym, że była ona kobietą i znów skupiłem się na mojej ofiarze. W końcu kilka lari czekało w sakiewce zleceniodawcy, by wkrótce zmienić właściciela. Wystarczyło jedynie przekabacić mu tą torbę. Z takim więc postanowieniem zbliżyłem się do celu, a potem chwyciłem za torbę. Ktoś jednak się zorientował, a ja musiałem rzucić się do ucieczki przez zaułki. Niby przez dwa tygodnie i wcześniejszy zwiad poznałem pobliskie uliczki, ale i tak sądziłem, że uda mi się to załatwić szybko i cicho.
Los jednak chciał inaczej, kolejny raz ukazując mi jakiego mam pecha. Ukradłem nie tą torbę.
- Szlag. - mruknąłem pod nosem. - Trza to zwrócić.
Co prawda mogło to się wydawać głupie, ba, wręcz idiotyczne, że złodziej zatrzymuje się i czeka na pościg, ale tak było. Nie byłem jakimś zwykłym rzezimieszkiem, można nawet uznać, że miałem coś w rodzaju kodeksu i nie zamierzałem tego tak zostawić. Zresztą nawet jeśli zmieniłbym zdanie to nie było już odwrotu bo moja ofiara szybko mnie dogoniła, a ja na chwilę oniemiałem dostrzegając te same pasma włosów co wcześniej mnie zdekoncentrowały. Nie trwało to jednak długo.
- Przepraszam bardzo, panienkę... - zawahałem się na moment bo jej wyraz twarzy wyraźnie mówił, że nie zamierza mi dać za dużo czasu na wyjaśnienie tej sytuacji. - Nastąpiła drobna pomyłka, wie, panienka, niechcący zabrałem torbę i chciałbym ją oddać. Naprawdę nie mam złych zamiarów.
Położyłem bagaż, cofając się o kilka kroków i unosząc ręce do góry. Byłem jednak przygotowany na kolejną ucieczką, a w duchu modliłem się jedynie, by nikt więcej za nią nie biegł.
- Nie chce sprzeczki, ani kłopotów. - dodałem.

< Alex? Ni spodziewałaś się raczej tego x3 >

Od Alex Do Naix'a

Zostałam wysłana na kolejną misję, nie było to coś trudnego. Po dłużącej się niemiłosiernie podróży stałam na zatłoczonej od przeróżnych istot przystani. Większość ludzi ubrana była na brązowo, jednak zdarzały się wyjątki od tej reguły. Przeciskałam się między przybyszami, doświadczonymi podróżnikami, czy żółtodziobami, którzy wyruszali pierwszy raz. Ja nie musiałam nigdzie podróżować tymi statkami, z jednej strony było mi szkoda takiej podróży, a z drugiej się cieszyłam, że nie muszę czymś takim podróżować. Miałam kogoś obserwować i opisać jego zachowanie, czyli jak zwykle. Nie dostaję innych zadań. Trzymałam szczelnie swój mały bagaż, przeczuwając, że jakiś chytry złodziejaszek spróbuje mi to ukraść. I nie myliłam się, wokół mnie powstał mur osób, uniemożliwiający mi dostrzeżenie kogoś niżej mnie, trzymałam mocno torbę, lecz złodziej był silniejszy i sprawniejszy. Złapał za torbę i uciekł, ignorując stojących koło mnie ludzi zaczęłam biec za sprawcą. Widziałam tylko lekko powiewający skrawek czarnego materiału, pobiegłam za tym tropem i w wąskiej uliczce dostrzegłam trochę niższą postać ode mnie. Pobiegłam szybko w stronę tej postaci...


< Naix? >

niedziela, 24 maja 2015

Od Naix'a Cd Mikoto

Odetchnąłem.
Niewiele brakowało, a mogłem pożegnać się z rejsem, może nawet z własnym życiem.
Przez krótki moment poczułem znany mi już dreszcz i cały się sprężyłem jakbym zaraz miał się rzucić do ucieczki nawet, gdy nie było gdzie uciekać, ale dziewczyna zaprzeczyła. Zwyczajnie, jakby nigdy nic. Spojrzałem na nią nieco zdziwiony bo nie miałem raczej pospolitego charakteru, mój należał bardziej do takich co rzucają się w oczy, ale moje ciało zareagowało szybciej niż mózg i zwyczajnie się odprężyło. Napięte mięśnie poluzowały się, a ręce opadły po bokach. Nawet nie zauważyłem kiedy skrzyżowałem je na klatce. Niby nic, ale jednak. Dopiero po tym do mojego umysłu dotarło co się stało, a ja wymamrotałem jakieś podziękowanie do bóstw. Co prawda nie byłem zbyt wierzący, ale czasem palnąłem coś w rodzaju modlitwy dziękczynnej. Zwykle jak właśnie uniknąłem stryczka. Nie mogło to się równać z aktualną sytuacją, ale dalej było to małym zwycięstwem bo równie dobrze mogłem teraz wylądować za burtą co nie było raczej przyjemne. Jednak dalej istniało we mnie, gdzieś na dnie jakieś podejrzenie. Nie znałem kapitan, ani jej myśli choć wydawało mi się, że nie chce mojej śmierci. Ani pieniędzy jakie, by dostała. Jakoś dziwnie czułem, że nawet jeśli coś podejrzewa to nie chce mnie wydać. Przynajmniej na razie. Nie wiem co we mnie wstąpiło, zachowywałem się jak totalny dekiel. Zaufać komuś obcemu? Byłem złodziejem - kimś z natury nieufnym co potrafi krzywo patrzeć nawet na wyciągniętą pomocną dłoń. A teraz? Po prostu odpuszczam, moja ręka zwisa spokojnie przy mym boku zamiast opierać się na rękojeści noża jak to zwykle bywało. Co prawda śledzę ją wzrokiem, ale na tym się to kończy. Nie próbuję nawet wymyślić jakiegoś planu, wymówki, bajeczki, którą miałem prawie zawsze. Spoglądam po prostu na piękne, rozwiane włosy, a moje myśli wędrują bez celu.
Gdyby nie nagłe poruszenie.
Nawet w lekko melanchonijnym nastroju wciąż pozostawałem czujny na takie anomalie. Nikt na statku nie miewa w zwyczaju podrywać się nagle czy też odwracać gdzieś. To zaś zrobiła kapitan, a ja podążyłem za nią wzrokiem i zdawało mi się, że zobaczyłem jakiś odległy punkt na horyzoncie. Czekałem jednak na potwierdzenie lub rozkaz, wciąż spoglądając na kobietę. Nie trwało to długo - wystarczyło jej kilka sekund spoglądania w lunetę i już wiedziała.
Piraci.
Krew we mnie zawrzała, poczułem dziwny szum w uszach, a moja dłoń odruchowo chwyciła za nóż. Zemsta. Tak bardzo jej pragnąłem, tak bardzo chciałem wybić wszystkich piratów razem z Władcą Krainy. Dobrze wiedziałem, że jest to niewykonalna misja, więc głównie szkodziłem jak mogłem, a właśnie nadarzyła się okazja. Okazja dla której musiałem zignorować rozkazy, które zwykłem wykonywać bez zbędnego ględzenia.
- Zawróć. - powiedziałem stanowczo, a zarazem dziwnie cicho.
Kapitan odwróciła się, a z jej miny można było wywnioskować, że raczej nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Nie możemy... - zaczęła, ale przerwałem jej.
- Zawróć!

Mikoto?

wtorek, 19 maja 2015

Od Tenebris - Cd. Acaira

Mężczyzna zniknął za grubymi drzwiami. Nawet nie dał mi szansy na odpowiedź. Machnęłam niedbale ręką, jakbym odganiała nieznośną muchę.  W gruncie rzeczy tak było. Kłębiące się myśli można by porównać akurat do tego zwierzęcia. Siedziałam tak, obserwując zawiniątko leżące na stoliku. Po jakimś czasie zmusiłam się do wstania i opuszczenia pomieszczenia. Wolnym krokiem przebyłam niewielką odległość dzielącą mnie od drzwi. Otworzyłam je, by potem zamknąć na klucz. W korytarzu można było wyczuć słodkawy zapach wina i przyjemny mięsnej potrawki. Zignorowałam wszelkie "błagania" organizmu o posiłek, po prostu nie mogłabym nic przełknąć. Wymknęłam się przejściem dla pracowników. Jakoś nie miałam ochoty na pokazywanie się gościom oberży. Wychodząc na zewnątrz poczułam orzeźwiający chłód, taki którego można doświadczyć jedynie o późnych porach wieczornych oraz nocnych. Rozejrzałam się po najbliższej okolicy, chcąc znaleźć kłopotliwego zwierza.
- Gdzież to on mógł pobiec...- powiedziałam sama do siebie
Nie mając zbyt wielu pomysłów po prostu przyłożyłam palce do ust i głośno zagwizdałam. Znikąd pojawił się Tropiciel. Spiorunowałam go spojrzeniem. W normalnych okolicznościach zapewne podniosłabym głos, jednak teraz byłam zbyt wyczerpana. Nakazałam mu zostać pod drzwiami lokalu. Miałam cichą nadzieję, że zrozumiał kilkukrotnie wypowiedziane polecenie. Sama wróciłam do swojej chwilowej siedziby. Uprzednio doprowadzając się do porządku, runęłam na łózko. Sen przyszedł szybko, wręcz zbawiennie.

<Acair?>

Od Nelly Cd Ifrysa

Powoli otworzyłam oczy. Poczułam uporczywy, pulsujący ból w okolicach skroni. Zamrugałam kilkakrotnie. Upłynęło parę dobrych chwil, nim mój wzrok przystosował się do panującego w pomieszczeniu półmroku. Jako pierwszy element otoczenia zauważyłam krótki, naostrzony nóż. Wstałam i cofnęłam się odruchowo, jednocześnie przewracając... grabie...? Zaraz, co ja tam w ogóle robiłam? Spojrzałam z ukosa na stojącego przede mną mężczyznę, najprawdopodobniej tego samego, którego w dość niefortunnych okolicznościach miałam okazję spotkać na korytarzu. Milczałam, oczekując wyjaśnień.
- I jak? Zdecydowałaś się już na odpowiedź? - usłyszałam jego chłodny, stanowczy głos.
- Jaką odpowiedź...? - spytałam niewinnie. W tym wypadku gra na czas była chyba najlepszym rozwiązaniem.
- Chcę wiedzieć, co tutaj robisz. I, ewentualnie, dla kogo pracujesz.
- Nie odpowiem..., jeśli mnie stąd nie wypuścisz. - oświadczyłam po namyśle. 
Mimo strachu próbowałam zachować zimną krew, ale sądząc po jego pewnym nieco szyderczym tonie nie zrealizowałam tego postanowienia.
- Tak się składa, że na zewnątrz czeka nas niemiła konfrontacja ze strażnikami. Bez wątpienia służba zdążyła już ich powiadomić. A ten cały bałagan narobił się tutaj z twojego powodu, kociaku. Mogłabyś grzecznie wytłumaczyć mi, dlaczego?
- Ale ja jestem tu... przez przypadek. Naprawdę... - skłamałam niezbyt przekonująco.
- Przez przypadek? - powtórzył z rozbawieniem - Nie wydaje mi się. Mów wszystko, co wiesz, bo może być nieprzyjemnie. - ostrzegł, postępując krok do przodu. 
Rozejrzałam się na boki i uświadomiłam sobie, że z powodu braku miejsca nie mam żadnej możliwości ucieczki. A gdybym podjęła desperacką próbę, z pewnością zakończyłaby się ona niepowodzeniem. Do tego moja inwencja twórcza, albo raczej jej chwilowy zanik, ani trochę nie pomagał w stworzeniu sensownego, fałszywego przebiegu wydarzeń, którym ostatecznie mogłabym się posłużyć. Pozostawało mi więc mówienie prawdy. Albo tylko jej części. Nie zamierzałam dać za wygraną.
- Przyszłam tutaj tylko na noc... - zaczęłam - To znaczy dlatego, bo nie mam gdzie mieszkać. - dodałam szybko, pojmując, jak dwuznacznie brzmi moja poprzednia uwaga - Myślałam, że Sheridana tu nie ma, więc...
- Sheridan? O, proszę. Znasz nazwisko naszego lorda, choć prawdziwa lokalizacja jego miejsca zamieszkania jest pilnie strzeżona. Coś mi się zdaje, że nie wybrniesz z tego tak jak sobie zaplanowałaś mała. - przerwał pozornie lekkim tonem, z którego jednak zdołałam wyłapać coś na kształt groźby.
- Ale ja nie...
- Może przypadkiem zabrałaś coś ze sobą, hmm?
Pokiwałam przecząco głową, jednocześnie czując, jak moje tętno wzrasta. Zupełnie jakby czytał mi w myślach.
- W takim razie nie masz się czego obawiać, bo zaraz to sprawdzimy. - oznajmił, bez trudu zsuwając płaszcz z moich ramion. Nie mogłam nic zrobić. Obserwowałam, jak mężczyzna przeszukuje zawartość nielicznych kieszeni po to, żeby w końcu natrafić na pergamin.
- To, jak rozumiem, też znalazłaś przypadkiem? - spytał ironicznie, wyciągając z koperty poskładaną kartkę.
- Czekaj! - krzyknęłam.
- Tak? - uniósł głowę z umiarkowanym zainteresowaniem. 
Nie wiedziałam, jak powstrzymać go przed odczytaniem pisma, ale przecież nie mogłam pozwolić na to, aby być może cenna zdobycz trafiła w ręce innego łowcy.
- Chyba coś słyszę. Jakieś kroki z ogrodu... Myślę, że powinniśmy stąd znikać - zasugerowałam ostrożnie, licząc na ślepy fart. Tym razem szczęście mi sprzyjało. Niemal w tej samej chwili dobiegły mnie odgłosy zwiastujące rychłe nadejście intruzów.

< Ifrys? >

poniedziałek, 18 maja 2015

Od Ifrysa Cd Nelly

Z trudem przedostałem się do posiadłości narcyzowatego lorda Sheridana słynącego z pikantnego życia prywatnego i wzbudzającego swym zachowaniem wiele kontrowersji. Nie różnił się tym zbytnio od pozostałej śmietanki arystokracji zamieszkującej Fronterizo. Pewna urocza dama przekonała mnie, bym poszukał krępujących dokumentów, bądź listów ośmieszających lorda. Pokonując bezszelestnie drogę przez wielki ogród zastanawiałem się czy przypadkiem moja zleceniodawczyni nie była porzuconą kochanką Sheridana, jedną z wielu zresztą. Pochłonięty myślami wkroczyłem w ciemny korytarz wejściem dla służby. Na szczęście nie zastałem tu nikogo o tej porze. Do czasu... Pochwyciłem ledwie dosłyszalne kroki kogoś stąpającego ostrożnie, lecz pośpiesznie. Miałem niewiele czasu, więc zareagowałem instynktownie. Pochwyciłem drobne nadgarstki i przygwoździłem ofiarę do ściany własnym ciałem. Nie mogłem ryzykować, że moja obecność zostanie wykryta. 
- Co my tu mamy? - spod obszernego kaptura spoglądała na mnie para wielkich oczu należących do młodziutkiej dziewczyny.
Drobna twarzyczka zdawała się wyrażać niewinność w czystej postaci. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Aniołek właśnie dawał nogę z posiadłości. Pytanie tylko dlaczego lub raczej z czym?
- Powiedz mi kociaku co tu robisz, a być może puszczę cię wolno. - szepnąłem.
Niestety nie dane mi było poznać odpowiedzi, z głębi korytarza usłyszałem czyjeś krzyki.
- Ktoś tu nieźle narozrabiał i schrzanił mi robotę. - nie potrafiłem ukryć rozdrażnienia - Wybacz mała. - ogłuszyłem ją szybkim uderzeniem w skroń.
Nie przepadałem za przemocą tym bardziej stosowaną wobec tak uroczych istot. Niestety okoliczności nie sprzyjały grzeczności i wzbudzaniu zaufania. Zarzuciłem dziewczynę na ramię i wymknąłem się do ogrody. Kątem oka dostrzegłem niewielki składzik na narzędzia. Przy odrobinie szczęścia przeczekamy tam bezpiecznie i poznamy się bliżej. Miałem wiele pytań do kociaka. Ostrożnie przekradłem się do drewnianego budyneczku i wśliznąłem do środka. Panował tu przyjemny półmrok, a w powietrzu unosił się zapach świeżej ziemi. Narzędzia ogrodnicze stały spokojnie ustawione równo w kącie. Dostrzegłem mały taboret tuż przy drzwiach. Posadziłem na nim pannę i delikatnie klepnąłem w policzek.
- Pobudka kociaku. - wyjąłem zza pasa nóż. Tak na wszelki wypadek.

<Nelly?>

Od Acaira Cd Tenebris

Uśmiechnąłem się lekko, podnosząc jeden kącik ust.
- Zalazłaś magom za skórę? Jest jeszcze ktoś. Pewien żywiołak, potrafi otwierać portale. Być może będzie w stanie nam pomóc. - oczami wyobraźni ujrzałem znajomą twarz - Przyjdę po ciebie jutro o świcie, potem wyruszamy.
Wstałem nieśpiesznie z krzesła, spoglądając w stronę okna.
- Mam cichą nadzieję, że twój pieszczoch nie narozrabia zbytnio podczas podróży. - skierowałem kroki w stronę drzwi - A i nie zawracaj sobie głowy prowiantem, wszystko będzie gotowe na jutro. Życzę ci dobrej nocy. - skłoniłem się lekko jak wymagała tego wpojona mi kultura.
Wyszedłem z pokoju łowczyni nie czekając na odpowiedź. Moje myśli zaprzątały teraz inne sprawy. Pospiesznie opuściłem karczmę odprowadzany wzrokiem kilku stałych bywalców. Zapadający zmierzch powitał mnie chłodnym powiewem wiatru. Kluczyłem jakiś czas wśród ciemnych uliczek, by przystanąć za rogiem jednej z nich. Ktoś podążał za mną od samej gospody. Pochwyciwszy odgłos stawianych niemal bezszelestnie stóp, wychyliłem się zza muru budynku i złapałem drobnego jegomościa, wciągając wgłąb wąskiego zaułka. Czyżby ktoś jeszcze interesował się panną Interfectorem?

<Tenebris?>

Od Nelly do Ifrysa

Z przeciągłym westchnięciem opadłam na łóżko. Obrzucając wnętrze pomieszczenia przelotnym, znudzonym spojrzeniem, doszłam do wniosku, że jedna z wielu komnat należących do lorda Sheridana do złudzenia przypomina pokoje ludzi jego pokroju, których rezydencje już zwiedziłam. Poczułam lekkie rozczarowanie. Naturalnie nie spodziewałam się po nim dużej kreatywności, bo jakby nie patrzeć nie należał do szczególnie pomysłowych indywidualistów, ale myślałam, iż posiadłości arystokratów zamieszkujących Fronterizo choć trochę różnią się tych wybudowanych w innych miejscach. Tym razem wyjątkowo błędnie oceniłam sytuację. Wszędzie panował ten sam styl, oparty na przepychu, drogich meblach i obficie pozłacanych dekoracjach. Gdzieniegdzie zawieszono oprawione w solidne ramy obrazy, niewątpliwie kosztujące fortunę; miałam już do czynienia z dziełami sztuki malarskiej, tak więc potrafiłam w przybliżeniu oszacować ich wartość. Całość przedstawiała dosyć przytulny, ale monotonny widok, pozbawiony jakichkolwiek urozmaiceń. Być może dlatego właśnie arystokracja zajmowała zaszczytne pierwsze miejsce na liście znienawidzonych przeze mnie klas. Wszyscy postępowali identycznie, niezależnie od lokalizacji ich majątków. Łącznie z członkami mojej rodziny.
Uciekając od ponurych rozważań, spojrzałam w stronę tarczy wysokiego, wyrzeźbionego z mahoniowego drewna zegara umieszczonego pod ścianą. Przed powrotem lorda miałam do dyspozycji sporo wolnego czasu. Nie musiałam obawiać się niespodziewanej wizyty, obecnie wnętrze pałacu wypełniała wyłącznie służba. Podeszłam do jasnej komody, po czym bez skrupułów zaczęłam penetrować zawartość kolejnych szuflad. Nie oczekiwałam zaskakujących odkryć, a pieniądze zamierzałam zabrać dopiero nazajutrz, ale zawsze mogłam znaleźć coś wartego uwagi. Na przykład prywatną korespondencję jednej z najbardziej wpływowych osobistości w mieście, pomyślałam z satysfakcją, sięgając po kopertę opatrzoną rozerwaną pieczęcią.
Drgnęłam, kiedy usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi. Uświadomiłam sobie, że to nie może być Sheridan. On wkroczyłby do komnaty bez uprzedzenia, a dobijanie się mogło oznaczać jedynie nadejście kogoś niżej postawionego. Prędko wykalkulowałam, iż przed bezceremonialnym wejściem niepożądanej jednostki mam tylko kilka, najwyżej kilkanaście sekund na podjęcie ryzykownej decyzji. Alternatywa była prosta. Drzwi albo okno. Nie mogłam się wahać, wahanie z reguły prowadzi do porażki.
Ściskając w dłoni swoją najnowszą zdobycz w postaci fragmentu pergaminu, drugą ręką niedbale zarzuciłam na siebie płaszcz. Zamaszystym ruchem zakryłam twarz obszernym kapturem, pomijając fakt istnienia czegoś takiego jak rękawy.
Drzwi albo okno...
Mój wybór padł na pierwszą możliwość. Bez namysłu nacisnęłam klamkę, prześliznęłam się pod ramieniem stojącej tuż za progiem postaci. W biegu zdążyłam dostrzec tylko zarysy stroju pokojówki. Zbiegłam po schodach, za każdym krokiem przeskakując o kilka stopni. Teraz od wyjścia przegradzał mnie tylko szeroki, długi korytarz. Ostatnia prosta. Wzięłam głęboki wdech. Przemierzając kolejne odległości, pomyślałam sobie, że mam szczęście, bo nikogo po drodze nie spotkałam. Dokładnie w tym momencie wysoki osobnik o obliczu zakrytym chustą zmaterializował się przede mną, tak nagle, nie wiadomo skąd. Jakby wyrósł spod podłogi. Dostrzegłam go w porę, ale nie dałam rady wyhamować. Wszystko działo się bardzo szybko. Poczułam, jak nieznajomy mocno łapie mnie za nadgarstki i przyciska do ściany. Nie mogłam się poruszyć, byłam zbyt zdezorientowana, żeby zareagować w jakikolwiek sposób.

< Ifrys? >

Od Larinae Cd Kohaku

Nie mogłam udzielić mu prawdziwej odpowiedzi. Same ujawnienie tożsamości hrabiny nie stanowiło dla mnie bezpośrednio szkodliwego posunięcia, ale Kohaku raczej do głupich nie należał i zacząłby zadawać dalsze pytania dotyczące mojej znajomości z Nesbitt. Nie chciałam mówić, kim naprawdę jestem. Znałam go zbyt krótko, nie potrafiłam więc przewidzieć jego reakcji. Westchnęłam. Chyba nie uda mi się wybrnąć z tej sytuacji bez wzbudzania podejrzeń.
- Ach, to nie był nikt ważny, naprawdę - odparłam pewnym tonem. Spoglądałam mu prosto w oczy, tak, aby moje wymijające wyjaśnienie brzmiało przekonująco.
- Tak? W takim razie dlaczego się bałaś? - zapytał z lekką konsternacją.
- Bo... coś mi się przywidziało. Myślałam, że to... nieważne. Nie lubię o tym mówić - skłamałam bez większych komplikacji, wymyślając wymówkę na poczekaniu i dla podkreślenia wagi swojego wyznania nadając swojemu głosowi nieco dramatyczne brzmienie.
- Jasne. Rozumiem - przyznał po chwili zastanowienia. Wyczułam w głosie Kohaku nieznaczne wahanie zestawione z niedowierzaniem, ale nie uznałam tego szczegółu za istotną informację. Moje odpowiedzi zaspokoiły jego ciekawość, a przecież taki ich skutek był jak najbardziej celowy i zamierzony.
- Cieszę się, że rozumiesz. To jest związane z dość przykrymi wspomnieniami... Może lepiej zakończymy już ten temat. Hmm, gdzie mieliśmy iść?
- Do baru. Zapomniałaś?
- Chyba tak - oświadczyłam z udawaną skruchą. Bardzo dobrze pamiętałam przebieg naszej poprzedniej rozmowy, ale chciałam sprawić wrażenie osoby odrobinę roztrzęsionej i wytrąconej z równowagi wspomnieniem rzekomego, nieprzyjemnego incydentu z przeszłości. Kilka razy przekonałam się już, że najlepiej konsekwentnie nawiązywać do swoich wypowiedzi, zwłaszcza tych najmniej wiarygodnych.
- W takim razie, na co jeszcze czekamy, towarzyszko? - zasugerował z lekkim uśmiechem.
- Masz rację. Chodźmy już, to dość obskurny zaułek - stwierdziłam, oglądając się za siebie na zniszczoną przez czas i warunki atmosferyczne ścianę wiekowego, ponurego budynku. Razem opuściliśmy tymczasową kryjówkę. Od karczmy dzielił nas niewielki dystans. Postanowiłam wykorzystać go na zjednanie sobie sympatii czarnowłosego.
- Tak w ogóle, to chciałam ci podziękować - odezwałam się pogodnie.
- Podziękować? Za co?
- No wiesz, za ten płaszcz...
- Nie sądzę, żeby okrycie cię płaszczem było wielką przysługą z mojej strony - oświadczył z rozbawieniem.
- Ale mi nie chodzi o ten płaszcz. Pomogłeś mi się ukryć, to naprawdę dużo dla mnie znaczy.
- Ukryć? Przecież sama mówiłaś, że coś ci się przywidziało...
- Tak, ale... miałam wrażenie, że nie. Nieważne. Po prostu ci dziękuję. To już tutaj - nagle zmieniłam temat, wskazując wykonane z ciemnego drewna drzwi, umieszczone w jednej z równoległych kamienic. Razem wstąpiliśmy do środka.

< Kohaku? >

sobota, 16 maja 2015

Porządki na blogu

Niestety z powodu braku czasu dwóch Adminek Bloggerki i Hafazy przenoszę ich wątki do archiwum. Tytuły etykiet można znaleźć w zakładce "Opowiadania - Etykietki" pod nickiem każdej z nich. Nadal poszukuję pomocy do prowadzenia bloga. Chętnych proszę o napisanie do mnie na Howrse.pl (greenmir) lub na maila wisabina1@gmail.com. Dzięki, że jesteście :)



piątek, 24 kwietnia 2015

Długa przerwa...

Witajcie kochani.

Wróciłam po długiej nieobecności spowodowanej poważnymi kłopotami z laptopem. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda. Wspólnymi siłami przywróćmy blask Wyroczni. Zapraszam do ponownego pisania. Wkroczmy razem we wspaniały świat magii...

poniedziałek, 23 marca 2015

Od Toma Cd Flawia

Dziewczyna opowiedziała przed czym uciekała. Szczerze to się jej nie dziwię. Kiedyś jak miałem piętnaście lat małe dzieciaki mnie pogryzły. Nie wiem czy to wina tego, że to były małe wilkołaki, czy po prostu były głodne, a ja byłem idealnym kąskiem, a może tak dla zabawy. Ja się nie bałem dzieci, ale bardzo ich nie lubiłem i rozumiałem dlaczego ktoś się boi małych ludzi, które nie dają ci spokój nawet jeśli je wystraszysz. Kiedy skończyliśmy jeść dziewczyna wstała, łapiąc kubek z herbatą i zapytała:
- Chcesz iść ze mną na spacer?- Nie zdążyłem odpowiedzieć, ponieważ Flawia w jednym momencie pociągnęła mnie na zewnątrz po drodze wylewając ciecz na Wiewióra. Dojrzałem tylko jak mężczyzna wytarł odrobinę twarz, zanim drzwi się zamknęły. Rozejrzałem się i usłyszałem jak dziewczyna pyta:
- Dobrze... To gdzie chciałbyś się przejść?
Spojrzałem na nią, nagle usłyszałem poprzez zamknięte drzwi jak mężczyzna wstaje, rozlewając miskę z zupą mleczną i podchodzi do wyjścia, bełkocząc coś pod nosem. Usłyszałem również jak młody chłopak przeklina go. Złapałem za nadgarstek dziewczyny i pobiegłem przed siebie, po chwili chowając się za straganem. Flawia spojrzała zdziwiona, nie wiedząc co się dzieje. Popatrzyłem i powiedziałem najciszej jak potrafiłem:
- Wyszedł z budynku i nas szuka. Cicho...- Nagle poczułem jak moją twarz okrywa cień. Powoli odwróciłem głowę w tamtą stronę. Stał nad nami wiewiór i sprzedawca. Złapałem Flawię i zaciągnąłem ją daleko od nich. Zatrzymałem się dopiero na skraju miasta. Powiedziałem:
- Odpowiadając na twoje pytanie, nie wiem gdzie chcę iść, ale wiem, że przed siebie.- Uśmiechnąłem się, odwracając się w jej stronę.

< Flawia? >

niedziela, 22 marca 2015

Od Flawii - cd Toma

Dziewczyna spojrzała na chłopaka, nigdy nie potrafiła ukrywać strachu przed dziećmi. One po prostu były STRASZNE! Ugryzła kanapkę myśląc nad odpowiedzią. Nie chciała kłamać, ale gdyby powiedziała chłopakowi że boi się dzieci ten by ją zapewne wyśmiał. Odłożyła więc swój posiłek na talerz i spojrzała chłopakowi w oczy. Wyśmieje ją albo ukryje rozbawienie mówiąc coś lub w ogóle się nie odzywając.
-Uciekałam przed dziećmi. - Chłopak sięnie odezwał tylko uważnie ją obserwował jakby nie był pewien czy dobrze ją usłyszał. Dziewczyna przewróciła oczami i zaczęła znów jeść kanapkę.
-Boisz się dzieci? - Spytał niepewnie i dosyć cicho, ale dziewczyna i tak to usłyszała.
-Czy to źle? Boję się ich bo są okropne i zdolne do wszystkiego. Nigdy im nie pozwalam do siebie sięzbliżać, a co dopiero dotykać. Uratowałam kiedyś jedne dziecko, a sama nieźle się przy tym urządziłam. Później ten wredny bachor łaził za mną i do tego chciał się bawić. Było trzeba mi pozwolić, aby zginął... - Powiedziała chłodno przypominając sobie całą sytuację. Dobrze wiedziała że nigdy więcej się w coś takiego nie wpakuje. - Dzieci są na prawdę głupie, tylko pakują się w tarapaty. Nie mają pojędzia jakie niebezpieczeństwa czychają w mieście, właściwie to już sam wóz jest dla nich niebezpieczny... Gdy uratowałam tego chłopca z czasem zaczęło mnie zaczepiać więcej dzieci. Gdy tylko mnie widzą chcą się bawić i wymyślają na prawdę okropne rzeczy... W każdym razie przyszła raczej tu w celu. Hmm... Właściwie to jestem w mieście bez celu. Nudziłam się w domu i chciałam znaleźć coś ciekawego czym mogłabym się zająć. Ale jak widzisz uciekając przed tymi bachorami wpadłam na ciebie. A raczej cię przewróciłam. Na pewno nic ci się nie stało?
-Nie, jestem cały.
-To dobrze. I tak jeszcze raz cię przepraszam, gdyby nie te dzieci nie musiałbyś lądować na podłodze. Ale jak to mówią: Co się stało, to się nie odstanie. - Powiedziała kończąc śniadanie. - Chcesz iść ze mną na spacer? - Spytała ciągnąc już chłopaka za rękę, w drugiej ręce trzymała kubek z herbatą i odrobiną dosyć mocnych perfum kwiatowych. Cicho stąpała po drewnianych deskach i w końcu się zatrzymała za mężczyzną. Wylała na niego jeszcze ciepłą zawartość kubka na głowę mężczyzny i popędziła z chłopakiem do drzwi. Przed wyjście spojrzała jak mężczyzna wyciera twarz rękoma chcąc pozbyć się herbaty z perfumą. Wydzierał się przy tym jak głupi, ale Flawia z chłopakiem zdążyli już opuścić karczmę. - Dobrze... To gdzie chciałbyś się przejść?

~Tom?~

sobota, 21 marca 2015

Od Katy - Cd. Selthusa

Wrócilam, jestem po egzaminach, mam trochę wolności! 
Magnus Bane
Kokaireen
Marise
~ Te postacie usunę w najbliższym czasie z powodu braku czasu (:

Stracona
Katy spojrzała na swój telefon po czym wróciła zdzwionym wzrokiem na mężczyznę. Przejechała palcem po ekranie, tak by to zobaczył, wchodząc w aparat. 
- To jest telefon - wyjąkała. - Z niego się dzwoni. 
- Dzwoni? - Powtórzył demon. 
-Telefon? - Zawtórował drugi. 
- Nie ważne, po prostu powiedzcie mi, jak się stąd wydostać. - Schowała komórkę do tylnej kieszeni. - Gdzie jesteśmy? Brooklyn? Manhatan? 
Nie dostała odpowiedzi. Nagle obok nich pojawiła się wysoka blondynka. Miała na sobie długą, błękitną suknię i wyglądała niczym księżniczka z bajki. 
- Amatis? - Demon wyraźnie się jej tu nie spodziewał - co tu robisz? 
- Rakanoth mnie przysłał - przełknęła lekko ślinę. - Nie mógł sam się zjawić, więc jedynie mnie odstawił. Jego sługa stoi za rogiem, pilnując mnie - skrzywiła się - mam cię poinformować o wizji. 
Miała coś jeszcze dodać, kiedy zobaczyła Katy. Zachłysnęła się powietrzem i cofnęła się o krok, a faliste rękawy zaszeleściły. 
- Kto to jest? - Zmarszczyła brwi. 
- Sam chciałbym wiedzieć. - Mruknął Selthus. 
- Jestem Katy - wtrąciła dziewczyna - i chcę do domu! 
Niczym rozpuszczona nastolatka tupnęła nogą, przyprawiając Malthaela o śmiech. Amatis natomiast spojrzała na niego podejrzliwie i cofnęła się ponownie.
- Miałam ci przekazać wiadomość - powiedziała, po czym dodała z ulgą - ale skoro jesteś zajęty, może poczekasz na powrót Księcia Rakanotha? 

<Hmmm?>

Od Toma Cd Flawia

Podczas gdy rozmowa zaczęła się jakoś kleić przyszedł trzydziestoletni mężczyzna o rudych włosach, ale mu one nie pasowały. Wyglądał jak... No właśnie wiewiórka. Włosy były oklapnięte, czasem można było dostrzec ciemne brązowe pasma. Miał wielkie nierówne zęby, co dodawało do wyglądu małego, futrzastego gryzonia. Gdy widziałem tą sytuację zachciało mi się śmiać, ale nie mogłem sobie na to pozwolić. Gdy lewo wytrzymałem, przyłożyłem dłoń do ust, by ukryć uśmiech. W pewnym momencie to wiewiór użył tego określenia na dziewczynę z czym kompletnie się nie zgadzałem. Miałem ochotę dać mu to do zrozumienia, ale nie mogłem poddać się chwili, a i tak była to ich sprawa. Siedziałem kiedy dziewczyna dała za wygraną i przesiadła się, wskazując mi następny, wolny stolik. Szczerze mnie to zdziwiło, zapytałem:
- Czemu tak po prostu dopuściłaś?
- Nie dopuściłam. Ja nigdy takich rzeczy nie odpuszczam.- Spojrzała na mnie i szybko wyciągnęła fiolkę z jakąś cieczą. Wlała trochę do herbaty. Byłem ciekaw po co to robi.
- Co robisz?
- Co powiesz na zapach herbaty z perfumą kwiatową... Jak się zapewne domyślasz chcę wylać tę herbatę na tamtego faceta. I wcale się nie zachowuje jak dziecko, po prostu chcę mu pokazać że ze mną się nie zadziera... Ale teraz jedzmy, przy wyjściu dam mały prezencik. Co cię tu sprowadza?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć na pytanie. Rozumiałem o co jej chodziło z herbatą, ja nigdy się nie mściłem, może dlatego, że nie pozwalano na to, a może, dlatego, że tam gdzie się wychowywałem nikt tego nie stosował. Zastanawiałem się chwilę i dałem wymijającą odpowiedź:
- Tak sobie chodziłem po mieście. Bardziej mnie ciekawi jak ty się tu znalazłaś, wyglądałaś jakbyś przed kimś, albo przed czymś uciekała. Ciekawe co takiego mogło ciebie przestraszyć, lub przegonić. - Po tym podniosłem kubek z ciepłym naparem z liści herbaty, łapiąc go dwoma rękami. Rozejrzałem się uważnie by sprawdzić czy nie ma tu żadnego wroga, którego musiałbym złapać, przerywając tą rozmowę. Nie zauważyłem nic szczególnego, nie licząc mężczyzny w kapturze, który siedział w rogu. Wróciłem wzrokiem na nasz stolik i na dziewczynę. Wyglądała jakby się zastanawiała nad odpowiedzią, podobnie do mnie. Za każdym razem jak ktokolwiek zada mi pytanie, przemyślałem każdą odpowiedź, sprawdzając wszystkie scenariusze jakie są możliwe. Naprawdę byłem ciekaw odpowiedzi, mnie przerażała ciemność, widzenie w ciemności wzmacnia ten strach, widzę wszystko co się tam kryje. Pewnie są jakieś inne rzeczy, które mnie przerażają, których nie mogę ujawnić całemu światu. Cierpliwie czekałem na odpowiedź ze strony dziewczyny.

< Flawia? >

Od Flawii Cd Toma

Flawia spojrzała na chłopaka nie mając pojęcia co zrobić. Ale mimo to jego obecność nie była czymś krępującym, wręcz przeciwnie, dziewczyna czuła się jakby go znała, ale przecież tak nie było. Jak normalni ludzie powinni się rozejść, ale Flawia nie chciała by Tom,ją zostawił samą. Nudziła się i chciała dziś spędzić z kimś czas, Tom idealnie się nadawał. Jednakże nie powinna być natrętna musiała coś wymyślić, aby zatrzymać chłopaka przy sobie. Podczas rozmyślań przyszła kelnerka, która chciała wziąć zamówienie. Na jej nieszczęście trafiła na dwójkę młodych ludzi którzy kompletnie nie wiedzieli co mogliby wybrać.
-Tom co chciałbyś zjeść? - Spytała Flawia czując na sobie niezadowolone spojrzenie kelnerki, chciała jak najszybciej obsłużyć stolik i podejść do kolejnego.
-Ale ja już jadłem śniadanie Flawio.
-Eh... W takim razie, proszę o coś lekkiego i herbatę, a także jakieś ciasto... - Powiedziała widząc jak kelnerka zapisuje wszystko w małym notesie. - Dwa razy. - Kelnerka ruszyła do jakiegoś innego stolika zostawiając młodych. Dziewczyna spojrzała na Toma, który spoglądał na ludzi w karczmie.
-Nie musiałaś...
-To jest rekompensata za to co się stało. Ty miałeś twarde lądowanie, ale ją miękkie. Czyli najbardziej to ty ucierpiałeś.
-Ale nic mi się nie stało. - Odpowiedział patrząc na dziewczynę.
-Ale mogło ci się coś stać.
-Mogę poznać powód dlaczego tu tak nagle wleciałaś?
-Eh... - Flawia nie wiedziała czy powinna mówić co ją tak wystraszyło. Nawet jeśli chciała teraz to powiedzieć to nie mogła gdyż obok niej pojawił się facet z którym ostatnio miała sprzeczkę.
-Co ty rudzielcu tu robisz? - Flawia spojrzała na mężczyznę z pogardą, choć można było wyczuć groźną aurę która otaczała dziewczynę.
-Jakbyś nie dostrzegł to siedzę i chcę kulturalnie coś zjeść.
-To moje miejsce więc spadaj stąd wiewióro.
-Coś ty powiedział?
-To co usłyszałaś, wiewióro.
-Ty parszywcu. - Powiedziała uderzając pięścią w szczękę mężczyzny. Ten miał już jej oddać, ale ona natychmiast zeszła z krzesła stając przy następnym stoliku. - Och! Czyżbym była szybsza czy to ty masz spowolnione ruchy? - Spytała szczerząc się i prześlizgując się między stolikami.
-Nie chcę się z tobą bawić. - Powiedział mężczyzna siadając na miejscu Flawii. Ta dała znak chłopakowi aby usiadł z nią przy innym stoliku. Po chwili przyszła kelnerka podając jakieś kanapki, herbatę i po kawałku ciasta z owocami.
-Czemu tak po prostu dopuściłaś?
-Nie dopuściłam. Ja nigdy takich rzeczy nie odpuszczam. - Powiedziała wyjmując ze spodni małą fiolkę i wlewając kilka kropel do herbaty.
-Co robisz?
-Co powiesz na zapach herbaty z perfumą kwiatową... Jak się zapewne domyślasz chcę wylać tę herbatę na tamtego faceta. I wcale się nie zachowuje jak dziecko, po prostu chcę mu pokazać że ze mną się nie zadziera... Ale teraz jedzmy, przy wyjściu dam mały prezencik. Co cię tu sprowadza?

~Tom?~

Od Toma Cd Flawii

Ten dzień miałem wolny, jak zazwyczaj. Wstąpiłem do karczmy i zamówiłem śniadanie, słuchając muzyki płynącej z skrzypiec. Zamówienie szybko do mnie dotarło. Posiliłem się szybko i zamierzałem wyjść, niestety wpadła na mnie dziewczyna. Reszta zdarzeń poszła szybko, nawet nie zdążyłem się odezwać. Dopiero gdy usiedliśmy przy stole miałem okazję się odezwać. Rudowłosa dziewczyna przedstawiła się i zapytała:
- Jestem Flawia. A ty?
Przyjrzałem się uważnie dziewczynie. Nie chciałem i nie mogłem popełnić błędu i powiedzieć wszystkiego o sobie, no może imię to nie wszystko, ale ktoś inteligentny może nawet to wykorzystać. Ale co mi szkodzi? Najwyżej coś wymyślę. Dziewczyna miała ciekawe imię, jak i wygląd. Rzadko mi się zdarzało spotkać osobę o czerwonawych włosach. Mimo tego, że większość ludzi powiedziałaby o niej "typowa dziewczyna", to było widać u niej pewną cechę, waleczność. W pewnym momencie oprzytomniałem z moich rozmyśleń na temat dziewczyny i tego, kogo spotkałem w życiu. Zdałem sobie sprawę, że przez cały czas na nią patrzyłem, co mogło być niesmaczne. Odwróciłem szybko wzrok, drapiąc się po tyle głowy. Zacząłem:
- Wybacz moje rozkojarzenie. Miło poznać taką osobę o ciekawym imieniu. Jestem Tom. Dziękuję za troskę, która raczej jest niepotrzebna...- I na tym się skończyła moja wypowiedź. Nie miałem pomysłu na rozmowę. Nic mi nie wpadało do głowy, jak zwykle. Siedziałem tak bez celu, tylko spoglądałem w pustą przestrzeń. Cały czas zastanawiałem się czy może powinienem odejść.

< Flawia? >

Od Willa CD Shina

Kiedy dziewczyna zniknęła na ciemnych schodach, zostałem złapany za ramię przez zimną dłoń golema. Nie opierałem się, skoro i tak pewnie bym zginął, nie miało znaczenia to czy z rąk kamiennej istoty czy z dłoni kobiety. Mimo braku oporu z mojej strony, doręczyciel popychał mnie. Przechodziliśmy po lekko ozdobionych korytarzach, na których nikt nie pojawiał się. Panowała tu irytująca cisza, czasem było słychać przytłumione krzyki mężczyzn. Szliśmy tak długo, wydawało mi się, że chodziliśmy w kółko. W końcu golem wepchnął mnie do jakiegoś pokoju i odszedł, zostawiając po sobie głośny dźwięk stąpania ogromnych stóp na podłodze. W pomieszczeniu panował półcień. Rozejrzałem się uważnie, lecz niczego nie zauważyłem. Nie potrafiłem zidentyfikować jaki kolor ścian ma ten pokój. Dostrzegałem tylko kilka mebli w jasnych odcieniach, jeden wielki obraz przedstawiający wielką jabłoń i kominek. Po chwili niepewnie podszedłem do fotela, ale nie usiadłem na nim. Zauważyłem leżące przedmioty na kominku, w którym nie płonął ogień. Leżała tam szklanka z wodą, dzbanek i miska z fioletowymi kwiatami, głównie fiołki i werdeny. Wypiłem łyk wody i pomyślałem sobie, że już mogłaby przyjść i zrobić to co zamierzała. Usiadłem na fotelu, zwisając głowę do tyłu i zamykając zmęczone oczy. Po dłuższej chwili zacząłem się nudzić. Nachyliłem się odrobinę do przodu i wystawiłem dłoń. Wyczarowałem płomyk i zabarwiłem go na niebieską barwę. Bawiłem się nim chwilę, gdy usłyszałem odchrząknięcie. Natychmiast odwróciłem się w miejsce, z którego dobiegał dźwięk. Zapomniałem o płomieniu i od razu go zgasiłem, chowając jednocześnie dłoń do kieszeni. Rozejrzałem się, ale ponownie nikogo nie dostrzegłem.

< Shina? >

Od Alex CD Koss

Gdy Koss wzbił się w powietrze poczułam swobodę w kończynach. Spoglądałam na przerażonych ludzi, których szybko straciłam z pola widzenia. Rozglądałam się po niebieskiej pustce, która czasem była przerywana przez ptaki i bardzo małe smoki. Mimo znacznej wysokości nie bałam się. Wiedziałam, że "normalni" ludzie by krzyczeli w przerażeniu i wyrywaliby się, ale mnie to nie dotyczyło. Czułam jak wilgotne powietrze zostawia po sobie lekki opór. Niespodziewanie wylądowaliśmy na wystającej górze, porośniętej zielonymi drzewami. Nie przejęłam się swoim wyglądem, potarganymi włosami i źle ułożonym ubraniem. Nie byłam zła, co mnie odrobinę zdziwiło, bo jak byłam w mieście to denerwowałam się z byle powodu, a tu taka niespodzianka. Było mi szkoda, że to już koniec. Mimo mojej fascynacji smokami, pierwszy raz w życiu byłam w powietrzu i czułam, że ostatni. Koss wskazał na sporą jaskinię i przedstawił ją jako mój tymczasowy dom. Nie przeszkadzało mi mieszkanie w jaskini, zawsze chciałam zamieszkać w takim miejscu, może nie na zawsze, ale na jakiś czas. Przeszkadzało mi kilka rzeczy, po pierwsze towarzystwo. Było odrobinę irytujące, ale zawsze mogę mu coś powiedzieć lub zrobić. Po drugie brak moich rzeczy i towarzysza Artemisa. Tego mi brakowało, mogłam wytrzymać ze smokiem, który był... No, taki jaki był, ale bez Artemisa nie zostanę tutaj, zeskoczyłabym z tej półki i może bym się zabiła, w co wątpię, skoro jestem Kossowi do czegoś tak potrzebna. Odpuściłam sobie rozmyślenia i podeszłam do wnętrza dosyć ponurej, lekko oświetlonej pieczary. Nie było tu niczego szczególnego, czemu się nie dziwię, przecież jest smokiem, więc nie potrzebuje łóżka, ani niczego takiego, co mi by się przydało. Usiadłam na ziemi i położyłam głowę na kolanach. Zastanawiałam się co ja tu mogę robić, jeśli mam tu siedzieć przez pewien nieznany mi czas. Wstałam i podeszłam do smoka, którego oświetlały promienie słońca. Przykryłam oczy, chroniąc je przed rażącym światłem. Powiedziałam:
- Koss, co ja mam tu robić? I ile mam tu siedzieć?... A mogłabym zabrać mojego towarzysza z domu, skoro mam tu siedzieć sporo czasu? Jak nie chcesz mi na to pozwolić to możesz po niego polecieć, nikt w moich okolicach się nie zdziwi na wielkiego smoka przed domem. Już nie takie rzeczy robiłam... Zabrałbyś swojego kota. - Zaśmiałam się odrobinę przy opowiadaniu o tym, że nikt się nie zdziwi na widok smoka, co było prawą. 
Wokoło mnie mieszkały różne stworzenia, często zamieszkiwały tam smoki czy podobne stworzenia, więc mógł śmiało lecieć i wylądować na jakimś domu, czy rozwalić drzewo, nikt by się tym specjalnie nie przejął. Miałam nadzieję, że możliwość odzyskania kota przez chłopaka, będzie dla niego motywacją. Spojrzałam na niego i dodałam:
- Więc jak?

< Koss polecisz po naszych towarzyszy? >

Od Fuu Do Irdila

Początkowo moja uwaga była skupiona wyłącznie na chłopaku. Uważnie przyglądałam się ruchom jego palców na instrumencie. Po raz pierwszy słyszałam tak dziwną, a zarazem śliczną melodię. Raz była spokojna, a raz bardziej skoczna, co mnie dziwiło. Gdy muzyka znów przybrała spokojniejszy ton, wstałam i usiadłam obok elfa. Niezwykłe. Po prostu niezwykłe. Tylko przez fakt, że zaczął grać zebrało się tyle ryb. Ucieszyłam się, gdy wreszcie pojawiła się na, na którą czekaliśmy. Wzięłam do pyska plecak mężczyzny i wysypałam jego zawartość na ziemię. Jego właściciel patrzył na to zdziwiony, jednak nie przestawał grać. Udało mi się znaleźć coś w rodzaju miski. Wzięłam ją i cicho podeszłam do wody, by zaraz spróbować złapać rybkę. Udało się! Wprawdzie wszystkie rybki się spłoszyły, ale ta jedna mi wystarczy. Delikatnie położyłam przedmiot, w którym pływała teraz złota rybka przed chłopakiem, który właśnie skończył grać.
-Mamy ją!- zawołałam wesoło i zaczęłam radośnie skakać wokół nich- zabierzemy ją ze sobą dalej!
-Jak to zabierzemy ją ze sobą dalej?- zapytał nieco zdziwiony chłopak.
-Polubiłam cię! Chcę byś poszedł ze mną dalej elfie!- stanęłam obok rozmówcy i spojrzałam na niego roześmianymi oczami- Jestem głodna! Zjedzmy coś!- zaczęłam sprawdzać, czy w rozsypanej zawartości plecaka chłopaka nie ma czegoś jadalnego.

<Irdil?>

Od Flawii Cd Toma

Flawia podniosła się z ławki w parku. Było południe, słońce co jakiś czas zakrywały białe obłoki. Wszystko było świetnie oprócz tego, że dziewczyna się okropnie nudziła. Rankiem czytała książkę, ale nie mogła się skupić więc postanowiła wyjść na spacer. Nie stało się do tej pory nic ciekawego oprócz ucieczki przed dzieciakami z sąsiedztwa. Tylko tego jej brakowało, ciąganie za warkocz i inne głupie szatańskie pomysły. Ich matki twierdziły że w towarzystwie Flawii nauczą się czegoś. Mogłaby nauczyć dzieci czegokolwiek gdyby tylko zachowywały się inaczej, bardziej przypominając ludzi niż dzikusy. Nie rozumiała jak niektórzy mogą lubić te małe, okropne, głośne i nieziemsko wkurzające bachory. Zawsze przebiegały ją ciarki gdy tylko o nich myślała, a w oczach pojawiał się ogień ale i odrobina strachu. Dzieci były zdolne do wszystkiego.
Po kilku minutach wyszła z parku by móc po chwili znaleźć się na głównej ulicy. Było całkiem sporo osób które przemieszczało się z jednej strony ulicy na drugą. Nic ciekawego ogólnie się nie działo. Za kilka dni miała przyjechać siostra Flawii wraz z jej mężem. Będzie musiała się gdzieś przeprowadzić, aby uniknąć rozmów ze swoją siostrą, które równie dobrze można by nazwać wojnami roznoszącymi cały dom. Bycie młodszą siostrą zawsze miało minusy. Starsza siostra zawsze była bardziej doceniana, tym bardziej że Irina zawsze była i nadal jest lizuską. I właśnie przez to Flawia była w gorszym świetle, gdyż ona nie była lizuską i posłuszną córeczką. Nie, ona miała swoje życie, którym sama będzie rządzić. Nagle w tłumie mignęły jej sylwetki dzieci. Dziewczyna zatrzymała się natychmiast wstrzymując oddech. Po chwili dobiegły ją śmiechy, czyli nie myliła się. Szybko rzuciła się do drzwi jakiejś karczmy, otworzyła je i nadal patrząc w stronę gdzie wcześniej dostrzegła bandę małolatów, wleciała z impetem na kogoś. Człowiek padł na drewnianą podłogę, a Flawia upadła na człowieka. Po chwili dostrzegła, że osobą na która była ofiarą jej nieuwagi i pośpiechu był młody chłopak. Jak to mówią: Co nagle to po diable. Zeszła z zszokowanego chłopaka i pomogła mu wstać.
-Wybacz... Mam nadzieję że nic ci nie jest. Naprawdę nie chciałam. - Powiedziała prowadzać go do pobliskiego stolika. Zapewne chciał wyjść z karczmy, ale skoro tam były dzieci ona wolała być tu w środku. - Jestem Flawia... A ty? - Spytała niepewnie, miała nadzieję że nie trafiła na chłopaka który zaraz da jej do zrozumienia że powinna uważać jak chodzi bo może kogoś zabić. A do tego rzuci kilka tekstów dotyczących jej koloru włosów. Uśmiechnęła się więc delikatnie i czekała aż ktoś przyjdzie, aby wziąć zamówienie. Flawia oczywiście miała zamiar zapłacić za posiłek który miałby być rekompensatą.

~Tom?~

Od Liwii Cd Kossa/Vigo

Dziewczyna uśmiechnęła się do chłopaka przechylając lekko głowę.
-Nie szkodzi Vigo i nie jestem mała. - Powiedziała biorąc bułkę i skubiąc ją. Nie brała niczego więcej, ponieważ cały pakunek był przeznaczony dla chłopaków. Po kilku minutach Koss zdecydował się wziąć bułkę i kawałek kiełbasy. Liwia nie rozumiała dlaczego Koss jej nie ufał. Widocznie smokowcy nie wyczuwali emocji innych stworzeń jak to potrafiły wilkołaki. Była to jedna z umiejętności które zostały dla Liwii. Uśmiechnęła się szczerze do Kossa i skubnęła bułkę palcami. Widziała jak Vigo znów zaczął drapać przedramię, przysunęła się do chłopaka. - Pokaż rękę Vigo.
-Nie musisz... - Powiedział przyciskając do siebie rękę, dziewczyna odłożyła bułkę na chustę i jeszcze bliżej się przesunęła do przyjaciela.
-Przecież ci nie odgryzę tej ręki. - Powiedziała dotykając lekko ręki Vigo i podnosząc rękaw. Skóra była lekko czerwieniona, a pod nią było można dostrzec łuski. To musiało być pewnie nie przyjemne. Opuściła rękaw i podniosła się otrzepując ciemne spodnie.
-A ty gdzie idziesz? - Spytał Koss przyglądając jej się niepewnie.
-Wątpię abyś znał się choć w małym stopniu na zielarstwie. - Liwia ruszyła szybko w stronę wyjścia. - Wrócę niedługo.
-Iść z tobą? - Spytał Vigo podnosząc się z ziemi.
-Te lasy są trochę niebezpieczne. - Powiedział z uśmiechem Koss.
-Zakładam że niebezpieczeństwem jesteś ty. Poradzę sobie. - Dziewczyna wyszła z jaskini schodząc ścieżką. Po jakimś czasie truchtem przebiegała las w poszukiwaniu odpowiednich roślin. Zaskakująco szybko je znalazła i zerwała kilka roślinek. Liwia dostrzegła tu również wiele obcych jej roślin. Dziewczyna zaczęła wracać do jaskini idąc ścieżką i nucąc jakąś melodię którą tworzyła w międzyczasie. Stwierdziła że lubi Kossa mimo jego zachowania, które mogło być czasem nie przyjemne. Nucenie przemieniło się w wesoły, pełen życia śpiew. W końcu dotarła do jaskini Koss od razu spojrzał na rośliny w jej ręku.
-Co to za zielsko?
-Nie dla ciebie, ale jeżeli ty też będziesz pozbywał się starych łusek to pójdę i po rośliny dla ciebie. - Podeszła do Vigo siadając przy nim i podciągając rękaw jego koszuli. Roztarła w dłoniach liście nucąc cicho melodię.
-Jak ma pomóc roślina dla Vigo?
-Nie będzie go tak swędzieć. - Powiedziała kładąc roztartą roślinę na zaczerwienionej skórze. Znów zaczęła nucić jej jakąś śpiewać jaką wesołą piosenkę. Czuła na sobie niezadowolone spojrzenie Kossa, nie przerywając swojego zajęcia zwróciła się do niego. - Nie musisz być taki zazdrosny, ale jeśli chcesz tobą mogę zająć się później. - Powiedziała z uśmiechem i znów zaczęła śpiewać. Lubiła towarzystwo Vigo, chociaż nadal pamiętała ich pierwsze spotkanie, całą sytuację która zdążyła się w nocy. Znali się bardzo krótko, a ona tak się do niego przywiązała.

~Vigo? Koss?~

piątek, 20 marca 2015

Od Kossa Cd Alex

Uśmiechnąłem się wyjątkowo paskudnie, spoglądając na przypadkowego przechodnia smoczymi ślepiami. 
- Nnnic nnnnie szszszszkodzi..... - wyjąkał biedak do rudej i czym prędzej pognał w stronę głównej ulicy, nie oglądając się za siebie.
- Widzisz Kruszynko? Jesteś skazana na moje towarzystwo. - objąłem dziewczynę w pasie i wzbiłem wysoko w powietrze, przyjmując prawdziwą postać. 
Z dołu dobiegły nas okrzyki strachu i nawoływania. Bardzo rzadko pokazywałem się ludziom, tym razem chodziło o jak najszybsze ulotnienie się z miasta. Między wrzeszczącymi ludźmi na dole dostrzegłem spokojnego młodzieńca. Nasze spojrzenia spotkały się na moment. A oto i wilkołak. Zapamiętam jego twarz na długo. Wzbiłem się wysoko w gęste chmury, by wraz z ognistowłosą zniknąć z oczu mieszkańcom miasteczka. Zerknąłem na Alex czy przypadkiem nie straciła przytomności ze strachu. Trzymałem ją mocno, więc dziewczynie nie pozostało nic innego jak tylko patrzeć na rozciągający się pod nami widok szybko ginący w oparach białych chmur. Nie krzyczała, nie błagała o litość, milczała tylko z zaciętym wyrazem twarzy. Na wszystko przyjdzie czas. Moje myśli tymczasem pochłonęła troska o małego kissę. Gdzie też ta futrzasta cholera mogła się szwendać? Zapewne wróci do domu jak tylko zauważy brak naszej obecności. Nie obawiając się już niczyjego wzroku, obniżyłem lot poniżej pachnącej deszczem warstwy chmur. Byliśmy już prawie na miejscu, pod nami rozpościerał się aż po horyzont bujny las. Samotna góra wyrastała spomiędzy zieleni niczym wyspa wśród falujących wód oceanu. Liczyłem, że podróż przez chmury znacznie utrudni Alex orientację co do miejsca docelowego. Zatoczyłem kilka kręgów wokół szczytu i wylądowałem gładko na wąskiej półce skalnej tuż przy wejściu do jaskini. Dopiero wtedy puściłem dziewczynę, przyjmując na powrót ludzką postać. 
- Witaj tymczasowo w domu Płomienna. - skłoniłem się z kpiną. 
Do pieczary nie wiodła żadna ścieżka, więc dostać się tutaj można było jedynie drogą powietrzną...

<Alex?>

Od Irdila Cd Fuu

Nadąsana mina Fu szczerze mnie rozbawiła. Postanowiłem, więc zdobyć się na zuchwałość i dotknąć jej łusek na czubku nosa. Cofnąłem natychmiast rękę, niepewny jak zareaguje smok. Bądź co bądź, nie znała mnie i równie dobrze mogła odgryźć kończynę dla zabawy... To dość młody gad. 
- Czekałem tu na ciebie, kiedy pobiegłaś do lasu. Przez ten czas wypatrzyłem małą, złota rybkę w strumieniu. - wskazałem palcem na porośnięty mchem spory kamień do połowy zanurzony w wodzie - Znam sposób, by ją wywabić. 
Chciałem możliwie jak najdłużej zająć uwagę smoczycy, ciesząc się jej towarzystwem. Ze skórzanego plecaka opartego o głaz, na którym siedziałem wyjąłem drewniany flet z drzewa Arboru. Instrument był prosty o lekko czerwonawym odcieniu, jego zapach kojarzył mi się z żywicą i zapachem rosy o poranku. Nie zwlekając dłużej, przyłożyłem przedmiot do ust i dmuchnąłem na próbę. Pierwszych kilka dźwięków zabrzmiało może niezbyt czysto, za to kolejne ułożyły się w spokojną, smutną melodię. Spod półprzymkniętych powiek obserwowałem Fuu. Wiatr w koronach drzew zawodził cicho w takt muzyki. Zmieniłem brzmienie melodii, przechodząc w bardziej ożywione dźwięki. Tuż przy brzegu poczęły gromadzić się różnobarwne rybki, niestety złotej wśród nich nie było. Marszcząc brwi postanowiłem spróbować innej melodii, powracając do jej pierwotnego stanu. Już po chwili naszym oczom ukazała się niewielka istotka o żółtych łuskach. Rybka ostrożnie wychynęła ze swej kryjówki i kilkoma machnięciami ogona znalazła się pośród swoich sióstr. Nie przestawałem grać, chcąc zobaczyć co też zrobi Fuu. 

<Fuu?>

OD Vigo/ Kossa Cd Liwii

Liwia jak zwykle pomyślała o wszystkim. Zajęta rozkładaniem jedzenia, nie dostrzegła gniewnego spojrzenia Kossa. Dlaczego tak bardzo jej nie lubił? Biały smok założył ręce na piersi i oparł się o występek skalny. Wpadł mi do głowy pewien pomysł, postanowiłem niezwłocznie wprowadzić go w czyn. Uśmiechnięty od ucha do ucha przyklęknąłem przy dziewczynie. 
- Poczekaj, pomogę ci. - kilkakrotnie "przypadkiem" musnąłem smukłe dłonie blondynki, sięgając do torby po kolejne pakunki. 
Za każdym razem Koss wydawał się marszczyć brwi. Dziewczyna położyła na ziemi następną niespodziankę zapakowaną w chustę. Spod jasnego materiału wysunął się niewielki, kakaowy kształt. Zaskoczony wciągnąłem głośno powietrze i porwałem smakołyk, pakując prosto do ust. 
- Mmmm. - mruczałem jak prawdziwy kot - To jet pytne... Uwelbam pernyky... - wymamrotałem, krusząc na potęgę.
Wreszcie zamarłem z kolejnym ciasteczkiem w drodze do ust i wybuchnąłem gromkim śmiechem, zdając sobie sprawę z własnego zachowania. Pochwyciłem Liwię w ramiona i zakręciłem kilkakrotnie niewielkie kółka. Postawiłem wreszcie zaskoczoną ofiarę na ziemię, spoglądając w jej różnobarwne oczy.
- Uwielbiam twoje wypieki skarbie. - ucałowałem zaróżowiony policzek Stokrotki. 
Mój przyjaciel tymczasem usiadł po turecku przy chustach, przypatrując się smakołykom z nieufnością.
- Koss wątpię, żeby chciała nas otruć. Chociaż ciebie kto wie? - mrugnąłem do dziewczyny i pociągnąłem za rękę w stronę śniadania - Nie zwracaj na niego uwagi, to urodzona maruda. - szepnąłem półgębkiem.
Pech chciał, że lewe przedramię zaswędziało mnie niemiłosiernie. Podciągnąłem długi rękaw błękitnej koszuli, drapiąc zawzięcie przeklęte miejsce na wewnętrznej stronie. Spod skóry widać już było nowe łuski, delikatne i miękkie.
- Wybacz maleńka, że musisz to oglądać. - zawstydzony zasłoniłem przedramię.

<Liwia?>

Od Shiny Cd Willa

Kobieta o kruczoczarnych włosach jeszcze przez moment przenosiła spojrzenie z grupy zdrajców na młodego mężczyznę. Neil wciąż ocierał się o nogę Willa. Wbrew pozorom kociak polubił nieznajomego, a Shina ufała instynktowi podopiecznego. Miał nosa i nierzadko uratował jej w ten sposób życie, odróżniając fałsz od prawdy. Dżin uśmiechnęła się wreszcie złowrogo, spoglądając na młodzieńca.
- Straż zamknąć wszystkich! - jej głos odbił się zwielokrotnionym echem od sklepienia świątyni.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z wszelakich ciemnych kątów poczęły wychodzić kamienne golemy. Ich ślepia świeciły fioletowym blaskiem. Byli wierni swej pani i nigdy nie zdradzili. Otoczyli zwartym kołem grupę ludzi ubranych na biało. Więźniowie podnieśli okrzyki protestu i przekleństw.
- Tego zaprowadź do sali specjalnej. - wyjątkowo rosłemu golemowi wskazała Willa - Czeka nas długa rozmowa Płomyczku. - w fiołkowych oczach przemknął cień.
Kobieta natychmiast odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów ukrytych w cieniu kolumny. Nie słuchała błagań o litość i złorzeczeń. Jeśli nie mieli dość odwagi, by wyłonić spośród siebie zdrajcę, zapłacą wszyscy. Co do nieznajomego, widziała go po raz pierwszy, a miała pamięć do twarzy. Postanowiła porozmawiać z nim i dowiedzieć się co tu robi. Może to jakiś szpieg lub wysłany zabójca? W zamyśleniu potarła czubkiem palca wskazującego brodę. Z niezwykłych oczu Willa wyzierała szczerość, co rzadkie wśród ludzi. A może on wcale nie był człowiekiem? Tak czy owak nadawał się idealnie do jej celów. Należało go tylko przeciągnąć na swoją stronę i zapewnić jego lojalność. Tylko czego pragnął? Z pewnością nie bogactw. Taki typ charakteru był najniebezpieczniejszy, ponieważ nie można było go kupić. Will miał swoje zasady i mocno się ich trzymał. Musiała znaleźć jego słaby punkt... Pchnęła drzwi do swej komnaty usytuowanej na górnych piętrach budowli. Z westchnieniem zasiadła w wygodnym fotelu. Pozostało jedynie czekać aż golem przyprowadzi nieznajomego bocznym wejściem tak, by pozostali skazańcy sądzili, że spotkała go najsurowsza kara. Trzeba przecież dbać o reputację.

<Will?>

wtorek, 17 marca 2015

Od Nastii Cd Sariela

Czarodziejka spojrzała niepewnie na osobnika płci przeciwnej, który stał właśnie przed nią przyglądając się jej. Miał zabawną fryzurę, zielony kolor wyglądał bardzo ciekawie. Nie był człowiekiem, ludzie są... Trochę inni, nie ma w nich niczego ciekawego, nawet iskierki magii.
-Potrafię sobie poradzić sama w mieście, mieszkam nieopodal. Dziękuję za troskę. - Powiedziała z uśmiechem i powoli ruszyła przed siebie.
-Ależ nalegam Pani. - Nastia spojrzała na mężczyznę, który szedł obok niej.
-Skoro tak bardzo ci zależy... - Powiedziała omijając kałużę i idąc dalej. Znów myślała o swoim utworze, ale Sariel miał najwidoczniej potrzebę pytania czarodziejki o wszystko.
-Jak Pani się nazywa? Co było na tamtych kartkach?
-Nie widzę potrzeby opowiadania na twoje pytania. Jesteś chyba nietutejszy. Mam rację?
-Czemu pani tak uważa?
-Nie rozglądałbyś się po ulicy gdybyś je znał, tym bardziej, że ta część miasta nie należy do najciekawszych.
-Więc dlaczego tu pani przybyła?
-Po suknię na dzisiejsze przyjęcie.
-Ta suknia jest piękna...
-Ale wolę coś.... Ciekawszego. Jeśli chcesz, możesz mi pomóc przy wyborze. Potrzebuję czyjejś opinii. - Powiedziała kierując się w stronę pobliskiego sklepu. - Myślę, że podczas tańców będę siedziała w ogrodzie, chyba, że będę musiała grać z orkiestrą. - Weszła do sklepu z mężczyzną i rozejrzała się po strojach. 
Wybrała czerwoną suknię i poszła do przebieralni. Postawiła torbę na ziemi i szybko się przebrała. Wyszła z przebieralni, by pokazać się mężczyźnie. Co jej tak w ogóle przyszło do głowy, by go tu przeprowadzać? Nawet go nie znała. Może warto byłoby się czegoś o nim dowiedzieć. Uśmiechnęła się do Sariela uważnie go obserwując. 
- Co cię tu sprowadza?
-Nic ciekawego. Ale mogę ci coś zdradzić, jeśli powiesz mi jak się nazywasz pani.
-Nazywam się Nastia, więc nie musisz się zwracać do mnie "pani". Więc teraz ty odpowiedz na moje pytanie, chciałabym się dowiedzieć o tobie czegoś więcej prócz imienia.

~Sariel?~

Los to wymówka dla tych, którzy nie chcą wziąć odpowiedzialności za własne życie.

Jako człowiek:


Jako wilkołak:


Imię: Tom Henry
Nazwisko: Brown
Pseudonim/Przydomek: Draug Gaune, Dominus Watts,
Płeć: Mężczyzna.
Wiek: 19 lat
Narodowość: Urodził się w lesie w okolicach miasta Siwalo.
Rasa: Zmiennokształtny-Wilkołak.
Charakter: Jest spokojnym, nieufnym chłopakiem. Nieufny jest głównie z powodu genów i wychowania w watasze. Mimo swojego młodego wieku jest opanowany, zorganizowany, małomówny i odrobinę nieśmiały. Kiedy czuje się w niebezpieczeństwie kieruje się zasadą atakuj albo uciekaj. Kiedy się rozluźni w czyimś towarzystwie rozmawia na różne tematy, ale nie mówi za dużo o sobie. Czasami (jak mu się uda) zaczyna trochę żartować. Stara się zapamiętać dużo informacji o rozmówcy, próbuje zdiagnozować czy ta osoba jest niebezpieczeństwem.
Wzrost: 190 cm
Aparycja:

Jako człowiek:
Wysoki chłopak o umięśnionym ciele. Skóra jest blada i gładka. Na ciele ma małe blizny, spowodowane treningami w watasze. Ma dłuższe kruczo czarne włosy, które pod światło wyglądają na brązowe. Ma duże szaro-niebieskie oczy, na lewym oku posiada brązową plamkę.

Jako wilk/wilkołak:
Będąc wilkiem ma miękkie, czarne futro. Gdy jest pół człowiekiem, pół wilkiem, ma brązową sierść. Oczy stają karmelowe. Z pyska wygląda na nieufnego, ale lojalnego, czyli uwidacznia najważniejsze cechy w jego charakterze.

Umiejętności:
- Przemiana w wilka i wilkołaka
- zwinność,
- szybko biega,
- lepiej wykształcony słuch i węch,
- obrona mieczem, sztyletami
- Widzenie w ciemności
Gildia: Wolny Strzelec
Historia: Kiedy jego prawdziwa rodzina umarła, został przyjęty przez rodzinę elfów. Od małego uczono go panowania nad swoją naturą. Gdy miał piętnaście lat przyjęto go do watahy. Tam był dalej douczany z dziedziny wilkołactwa.
Rodzina: Matka umarła przy porodzie.
Ojciec został zabity przez podróżującego maga.
Był wychowywany przez elfią rodzinę.
Partner: Brak
Inne:
- Uwielbia słodycze i mięso.
- Mimo stereotypu nienawiści psa do kota, on uwielbia koty.
- Lubi spać i polować.
Inne zdjęcia:
Jako wilk:
Jako człowiek:

Login/Email: hakkiko0@gmail.com

Od Flawii Cd Serana

Flawia uśmiechnęła się, gdy dowiedziała się, że Canay skończył swoją robotę. Zdecydowała jednak, że nie pójdzie tam, ponieważ chłopak che pewnie odpocząć. Poza tym nie chciała aby wpadł przez nią w kłopoty, ostatniej nocy, gdy się spotkali na następny dzień dostał karę. Może będzie lepiej jak da chłopakowi odetchnąć po dzisiejszej karze. Nagle do jej głowy wpłynęło pytanie. Co by zrobili jej rodzice gdyby im powiedziała że mieszka z zabójcą? Nie byliby chyba zadowoleni, nie pozwoliliby jej wyjść z domu. Czemu nie bała się mężczyzny który stał obok niej? Po prostu wiedziała że nie zrobi jej krzywdy. Gdyby miał ją zabić już dawno by to zrobił. Poza tym teraz był jej starszym bratem. Nie rodzonym, ale traktowała go jak rodzinę. Co by teraz robiła gdyby wtedy na niego nie wpadła? Zapewne nic pożytecznego, chodziłaby jak codzień po mieście i kłóciłaby się z ludźmi w karczmach. To była prawdziwa zabawa. Lubiła patrzeć jak ludzie się denerwują i przeklinają rudowłosą dziewczynę chcąc odizolować się od niej. Dla Serana była miła, bardzo miła, nigdy tak się nie zachowywała. Cóż mogła jednak poradzić? W jakiś szczególny sposób uwielbiała swojego starszego brata.
Odsunęła się od toaletki i rozejrzała się po komnacie. Jej wzrok zatrzymał się na łóżku, pod którym Asai nadal siedział. Była zaskoczona że pies nadal nie wyskoczył spod łóżka. Nie była pewna czy robił to z wdzięczności czy rozumiał jej zamiary. Dziewczyna osobiście wolała drugą opcję. Nie mogła tu jednak trzymać psa w nieskończoność, przecież wieczorem ktoś będzie musiał dać coś do jedzenia. A jeśli któryś lokaj zobaczy brak nowego przyjaciela Flawii to od razu zawiadomi Serana. Powinna więc to powiedzieć że przetrzymuje psa w komnacie, aby uniknąć późniejszych kłopotów. Mężczyzna nadal stał oparty o toaletę i spoglądał w lustro, po chwili ich spojrzenia się spotkały. Braciszek wydawał się smutny, uśmiech na jego twarzy nie zmieniał faktu że Flawia widziała w jego oczach coś co go martwiło. Jako jego siostra powinna go jakoś pocieszyć.
-Wiesz co braciszku?
-Nie wiem Flawio.
-Chętnie pójdę obejrzeć te cudne motyle które są w pokoju obok. Pójdziesz ze mną. - Flawia chwyciła jego rękę i skierowała się w stronę drzwi. Może jutro porozmawia z lokajem, ale dziś musiała zająć się swoim bratem. Nie może pozwolić by chodził smutny i przygnębiony. - Jeśli chodzi o Canaya to chciałam się go tylko o coś spytać.
-O co takiego? - Spytał szybko Seran spoglądając na dziewczynę, która w ostatniej chwili skierowała się do szafy. Wybrała cienki szal chcąc ochronić gardło przed wszystkim co mogłoby spowolnić jej powrót do zdrowia.
-Chciałam go spytać gdzie jest kuchnia. Lubię tam przebywać tyle wspaniałych zapachów unosi się w powietrzu. Jutro chciałabym zrobić ciasto z owocami. O nie! Zrobię ciasto czekoladowe. Mówię ci, nigdy nie jadłeś tak wspaniałego ciasta czekoladowego jakie ja piekę. Mam nadzieję że w kuchni znajdę wszystko co mi będzie potrzebne. Wpadłam na genialny pomysł! - Zawołała i się uśmiechnęła do mężczyzny, który słuchał jej uważnie, choć w jego oczach nadal tkwił smutek. - Póki nie będę mogła wychodzić na zewnątrz, chcę przyrządzać posiłki w kuchni. - Już otwierała drzwi gdy spod łóżka wyskoczył Asai. Od razu podbiegł do dziewczyny machając ogonem. - Nie chcesz zostać sam, prawda? Wzięłam go na chwilę do swojej komnaty bo chciałam żeby nie musiał siedzieć sam na dworze. I był na prawdę grzeczny do czasu gdy ktoś nie otwiera drzwi. Myślę że on się martwi o mnie. Psy są na prawdę mądre, mimo że gdy rzuca się patykiem to one potrafią biegać w jedną i w drugą. I tak jestem zadowolona że nie wyszedł wcześniej, wytrzymał po łóżkiem na prawdę dużo czasu.

~Braciszku? Tylko się nie złość.~

Od Sariela Cd Nastii

"Cholerny dzieciak!", dorzucił jeszcze kilka mniej wybrednych epitetów pod adresem nastolatka, który tak sprawnie gwizdnął mu ostatni grosz. Sariel biegł ile sił w nogach, niestety nie znał tak dobrze miasta jak mały rudzielec. Podrostek co rusz odwracał głowę, by sprawdzić czy mężczyzna nadąża za nim. Wyglądało to tak jakby dzieciak dokądś prowadził blondyna i zwalniał, jeśli goniący tracił go z oczu. Sariel domyślał się w czym rzecz, już nie pierwszy raz przejrzano jego prawdziwą naturę i próbowano schwytać dla bogatego maga. Niestety bez pieniędzy żywiołak czy nie długo nie pożyje. Każdy musi przecież coś jeść. Wypadł jak strzała z wąskiej uliczki, potrącając jakąś dziewczynę. Białe kartki wytrącone z drobnych rąk rozsypały się niczym płatki śniegu. Nieznajoma pospiesznie wyłowiła wszystkie z kałuż i szepcząc cicho pod nosem schowała już suche do torby. 
- Nic ci się nie stało? - spytała dźwięcznym głosem.
Twarz mężczyzny przyozdobił szczery uśmiech. Miał przed sobą śliczną czarodziejkę. Jej aura aż wibrowała od nadmiaru mocy. Czuł to wyraźnie. Skłonił się dwornie przed brunetką i ujął jej rękę.
- Wybacz o Pani moją niezdarność, lecz gdybym wiedział, że wpadnę na tak piękny okaz powtórzyłbym to bez wahania. - ucałował wierzch dłoni i cofnął się o krok, przewidując, iż za taką zuchwałość otrzyma solidny cios w szczękę.
Obszedł zaskoczoną niewiastę dookoła, przyglądając się jej z każdej strony.
- Niczego sobie. - mruczał pod nosem - Z pewnością się nadasz.
Wreszcie zadowolony z podjętej decyzji postanowił złożyć dziewczynie propozycję nie do odrzucenia.
- Nie boisz się Pani sama poruszać po zatłoczonym mieście? Jeszcze ktoś zechce wyrządzić ci krzywdę. Jeśli pozwolisz, jestem Sariel. Chętnie dotrzymam ci towarzystwa Pani. 
W myślach już zacierał ręce, przecież nie pozwoli takiej okazji przejść koło nosa. Jeszcze mu się ptaszyna zgubi lub jakiś inny żywiołak zechce sprzątnąć panienkę dla swych celów. O nie, co to to nie. 

<Nastia?>

Od Fuu Cd Irdila

-Jestem Fuu! Pobawmy się w berka, albo w chowanego. O! Albo połowimy rybki! Widziałam takie śliczne kolorowe!- zaczęłam z entuzjazmem.
Mężczyzna tylko siedział na ziemi i potakiwał głową. Wyglądał na zamyślonego. Zrobiłam kółko wokół elfa, po czym usiadłam przed nim.
-Coś nie tak?- zapytałam i przybliżyłam pysk do jego twarzy, lekko przekrzywiając głowę.
-Nie, nie. W porządku. Możemy się pobawić w chowanego- odpowiedział i uśmiechnął się.
-Wspaniale!- na moim pysku znów zagościł uśmiech- Ty pierwszy szukasz! Licz do 10, a ja się schowam!
Chwilę po tym, jak chłopak zakrył oczy, wzbiłam się w powietrze i podleciałam do pobliskiego skupiska sporych kamieni. Moje umaszczenie niewiele różniło się od ich koloru, więc była to idealna kryjówka. Niewiele czau minęło, nim szukający znalazł mnie ze śmiechem. Z lekko obrażoną miną wróciłam do jego obozowiska, gdy on w tym czasie szukał dla siebie kryjówki. Poczekałam, aż minie odpowiednia ilość czasu, po czym rozejrzałam się. Elfa nie było nigdzie na widoku. Coś przeczuwałam, że trochę czasu zajmie mi znalezienie go. Najpierw obleciałam wszystkie skały znajdujące się naokoło, potem próbowałam znaleźć go z góry. To też nie dało większego skutku. Zastanawiałam się czy nie wszedł do pobliskiego lasu. W sumie była to jedyna opcja, która pozostała. Wbiegłam do lasu. Po 15 minutach poszukiwań miałam dosyć. Zrezygnowana wróciłam nad rzekę, gdzie ku mojemu zdziwieniu siedział już elf. Podeszłam do mężczyzny i przyglądałam mu się chwilę.
-Gdzieś ty był?- zapytałam z miną małego nadąsanego smoka, kładąc się naprzeciw niego.

<Irdil?>

poniedziałek, 16 marca 2015

Ludzie są jak morze, czasem łagodni i przyjaźni, czasem burzliwi i zdradliwi. Przede wszystkim to jednak tylko woda.

Jako człowiek:

Jako żywiołak wody



Imię: Sariel
Płeć: mężczyzna
Wiek: 250
Narodowość: Fomhuir
Rasa: żywiołak wody
Charakter: przepełnia go radość życia. Nie potrafi długo usiedzieć w miejscu, często pakuje w kłopoty siebie i innych. Cechuje go osobliwe poczucie humoru, potrafi jednak zachować powagę, jeśli sytuacja tego wymaga. Bardzo opiekuńczy i oddany wobec przyjaciół. Jest dość gadatliwy i szarmancki wobec kobiet. Czasem milknie nagle, gdy wpada w melancholijny nastrój.
Wzrost: 187 cm
Aparycja: wysoki o umięśnionej sylwetce ciała. Blond włosy sięgające ramion dla kaprysu ścina krótko z jednej strony, a z drugiej przy pomocy magii nadaje im zielonkawy kolor. Piwne, bystre oczy okalają długie rzęsy, według niektórych pań dodające uroku. Lewy kącik ust zdobi niewielki, srebrny kolczyk.
Umiejętności:
- posługuje się magią wody z racji swego żywiołu,
- świetnie radzi sobie z jednoręcznym mieczem (pamiątka rodzinna)
- po babce odziedziczył dar uzdrawiania
- potrafi śpiewać, co z premedytacją wykorzystuje, by zaimponować płci pięknej
Gildia: Władcy Mgieł
Historia: Co tu dożo opowiadać oboje rodzice są żywiołakami. Ojciec przyjął postać wiatru, a matka chmury, Sariel zrodził się z deszczu. Pod czujnym okiem babci wyrósł na pełnego humoru młodzieńca, któremu z trudem cokolwiek wchodziło do głowy. Żądny przygód opuścił dwór babki i wyruszył w świat, poszukując szczęścia z różnym skutkiem. Zasłyszał kiedyś od starego maga o wspaniałej Gildii Władców Mgieł. Cóż za dumna nazwa! Z głową pełną marzeń przystąpił na nauki, by z czasem odnaleźć bratnią duszę ukrytą wśród adeptów.
Rodzina: 
- matka - Sanja
- ojciec - Rogot
- rodzeństwo - a któż to wie...
- babcia - Lady Farellia
Partner: jest zbyt młody, by umierać...
Login/Email: greenmir

Od Alex Do Kossa

Zirytowałam się na słowo "kruszynka", nikt nie ma prawa mnie tak nazywać, zwłaszcza on. Chciałam już mu "oddać" jakimś uroczym określeniem, ale niestety nie zdążyłam. Złapał mnie mocno za ramię i nie zważając na nic uwagi, ani na przechodniów, ani na mnie zaciągnął mnie w ciemną, cichą uliczkę. Nikt tędy nie przechodził, było tu pusto, nie licząc pewnych wielkich skrzynek. Oparł mnie mocno o ścianę, musiałam oczywiście trafić na jakąś wystającą cegłę, która wbijała się w kręgosłup. Stał blisko i trzymał mnie za ramiona, co mi bardzo nie pasowało, ale nie wyrywałam się z uścisku. Zaczął mówić o wilkołaku, który mnie śledził. Informacją o wilkołaku przejęłam się tylko trochę, nie wiedziałam czemu tak słabo reaguję na wiadomość o tym, że ktoś mnie obserwuje. Oczywiście słuchałam uważnie co mówił. W pewnym momencie powiedział:
- Nie obchodzi mnie czy umówiłaś się z kimś lub też masz jakieś plany na dziś wieczór. Zabieram cię ze sobą na jakiś czas jako maskotkę. - Uśmiechnął się ukazując smocze kły, które zawsze mnie fascynowały, jak praktycznie wszystko co było związane ze smokami. Zaczęłam się mu przyglądać, ciekawiło mnie jak to jest móc się zmienić w smoka i móc latać gdzie się chce, nie zwracając uwagi na nic innego i innych. Może większość smoków taka nie jest, ale u niego było to pewne, że nie zważa na innych. Zastanawiałam się czy zostały mu jakieś znamiona po przemianie, mimo tego, że widziałam sporo smoków, nigdy nie spotkałam zmiennokształtnego. Po chwili ocknęłam się. Nie zwracałam uwagi na to co mówił później, tylko odpowiedziałam:
- Sam sobie bądź maskotką. Nie zamierzam być niczyim pupilkiem. Prędzej zginę niż na to pozwolę... A co do wieczora, nic nie robię, ale nie zamierzam nigdzie z tobą iść. Jeśli myślisz, że się ciebie boję lub boję się śmierci to się mylisz. Może i to głupie, ale mogę zginąć teraz. A teraz żegnam. - Spojrzałam w jego czarne oczy, ja niestety nie mogłam pochwalić się swoim, przypisanym kolorem oczu. Zawsze miałam inny kolor, nie miałam czystego niebieskiego, tylko zawsze jakieś mieszanki, które nie wyglądały za dobrze. Na czerwonym tle szare, zielone, niebieskie plamki. Zawsze chciałam mieć swój własny kolor oczu, po którym ktoś mnie poznawał, ale niestety nie było mi to pisane. Szybko wróciłam do zamierzanej czynności, czyli odejścia z tamtego miejsca. Już się uspokoiłam, pomimo tego, że to co powiedział bardzo mnie zdenerwowało. Udało mi się odejść tylko kawałek, gdy wpadłam na jakiegoś chłopaka. Powiedziałam:
- Przepraszam. - Chciałam iść dalej, ale coś mi nie pozwalało.

< Koss? >

Od Irdila Cd Fuu

Właśnie skończyłem łowić ryby i postanowiłem wrócić z łupem do obozowiska. Nagły dźwięk w jednej chwili postawił mnie na nogi. Odwróciłem się w samą porę, by dojrzeć rozmyty kształt wielkiej bestwi pędzącej wprost na mnie. Ciężar zwierzęcia powalił mnie na ziemię i przygniótł do niej. Zaskoczony spojrzałem w uśmiechniętą paszczę.... smoka.
- Pobaw się ze mną!
Własnym oczom nie wierzyłem. Jak to możliwe, by na takim odludziu spotkać przedstawiciela rzadkiego, smoczego gatunku. Wprost nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Bestia miała przepiękne łuski i prezentowała się wspaniale, mimo młodego wieku. Oszołomiony nie potrafiłem wydusić z siebie słowa, zamiast tego uniosłem dłoń i musnąłem miłe w dotyku śnieżnobiałe łuski. 
- Wspaniałe... - szepnąłem.
Z trudem udało mi się wyleźć spod łap smoka i przyjrzeć mu z innej perspektywy.
- W co lubisz się bawić? - spytałem niepewnie.
Bałem się, że złym słowem spłoszę lub zniechęcę to siebie gada. Przetrząsnąłem swój umysł w poszukiwaniu informacji co też najchętniej czynią młode smoki. Należałem do Bractwa Dovah Zoriik, więc nieustannie natykałem się na gady wszelkiej maści. Pech chciał, że po raz pierwszy spotkałem przedstawiciela jej rasy.
- Jak masz na imię?

<Fuu?>

Są rzeczy, o które warto walczyć i na które warto poczekać.


Imię: Irdil
Nazwisko: Zali
Płeć: mężczyna
Wiek: 880
Narodowość: Jivana
Rasa: Leśny Elf
Charakter: długie życie nauczyło go patrzeć z dystansem na świat. Dość spokojny i życzliwy. Kocha naturę, w obronie jej praw potrafi poświęcić wiele. Ma wesołe usposobienie i wrodzony upór, co wcale nie ułatwia mu życia. Stara się zachować bezstronność i nie miesza w cudze sprawy. Jako wojownik jest nieustępliwy, odważny i oddany swym towarzyszom broni.
Wzrost: 195 cm
Aparycja: Jest dość wysoki o harmonijnie zbudowanej sylwetce. Kruczoczarne włosy sięgające łopatek pozostawia rozpuszczone. Kilka niespornych kosmyków chętnie zaplata w drobne warkoczyki. Ma niezwykle intensywne zielone oczy. Lewą stronę czoła zdobi delikatny tatuaż runiczny. Idril ubiera się w barwy natury, by łatwiej wtopić w tło.
Umiejętności:
- świetnie strzela z łuku i walczy długim sztyletem,
- potrafi poruszać się bezszelestnie, tropić i polować
- opanował magię natury i chętnie z niej korzysta,
Gildia: Dovah Zoriik
Historia: Nie ma zbyt wiele do opowiadania mimo długiego życia. Wychował się w pomniejszej rodzinie elfów leśnych gdzieś w lasach Jivany. Już jako podrostek marzył o dalekich podróżach i podniebnych lotach. Los, Bogowie lub co tam jeszcze rządzi światem, postawiło na jego drodze starego maga. Srebrnowłosy mężczyzna za ocalenie życia zabrał Idrila w szeroki świat. Ich podróż dobiegła końca na progu głównej siedziby Gildii Dovah Zoriik. Tu młody Elf odkrył wspaniałe stworzenia jakimi są smoki. Niestety nie znalazł jeszcze Towarzysza życia, by stać się pełnoprawnym Smoczym Jeźdźcem.
Rodzina: 
Laven - matka
- Jardal - ojciec
- Ledas - młodszy brat
Partner: kto wie
Inne: ma słabość do smoczych łusek, uzbierał już pokaźną kolekcję
Login/Email: greenmir