Gdy Koss wzbił się w powietrze poczułam swobodę w kończynach. Spoglądałam na przerażonych ludzi, których szybko straciłam z pola widzenia. Rozglądałam się po niebieskiej pustce, która czasem była przerywana przez ptaki i bardzo małe smoki. Mimo znacznej wysokości nie bałam się. Wiedziałam, że "normalni" ludzie by krzyczeli w przerażeniu i wyrywaliby się, ale mnie to nie dotyczyło. Czułam jak wilgotne powietrze zostawia po sobie lekki opór. Niespodziewanie wylądowaliśmy na wystającej górze, porośniętej zielonymi drzewami. Nie przejęłam się swoim wyglądem, potarganymi włosami i źle ułożonym ubraniem. Nie byłam zła, co mnie odrobinę zdziwiło, bo jak byłam w mieście to denerwowałam się z byle powodu, a tu taka niespodzianka. Było mi szkoda, że to już koniec. Mimo mojej fascynacji smokami, pierwszy raz w życiu byłam w powietrzu i czułam, że ostatni. Koss wskazał na sporą jaskinię i przedstawił ją jako mój tymczasowy dom. Nie przeszkadzało mi mieszkanie w jaskini, zawsze chciałam zamieszkać w takim miejscu, może nie na zawsze, ale na jakiś czas. Przeszkadzało mi kilka rzeczy, po pierwsze towarzystwo. Było odrobinę irytujące, ale zawsze mogę mu coś powiedzieć lub zrobić. Po drugie brak moich rzeczy i towarzysza Artemisa. Tego mi brakowało, mogłam wytrzymać ze smokiem, który był... No, taki jaki był, ale bez Artemisa nie zostanę tutaj, zeskoczyłabym z tej półki i może bym się zabiła, w co wątpię, skoro jestem Kossowi do czegoś tak potrzebna. Odpuściłam sobie rozmyślenia i podeszłam do wnętrza dosyć ponurej, lekko oświetlonej pieczary. Nie było tu niczego szczególnego, czemu się nie dziwię, przecież jest smokiem, więc nie potrzebuje łóżka, ani niczego takiego, co mi by się przydało. Usiadłam na ziemi i położyłam głowę na kolanach. Zastanawiałam się co ja tu mogę robić, jeśli mam tu siedzieć przez pewien nieznany mi czas. Wstałam i podeszłam do smoka, którego oświetlały promienie słońca. Przykryłam oczy, chroniąc je przed rażącym światłem. Powiedziałam:
- Koss, co ja mam tu robić? I ile mam tu siedzieć?... A mogłabym zabrać mojego towarzysza z domu, skoro mam tu siedzieć sporo czasu? Jak nie chcesz mi na to pozwolić to możesz po niego polecieć, nikt w moich okolicach się nie zdziwi na wielkiego smoka przed domem. Już nie takie rzeczy robiłam... Zabrałbyś swojego kota. - Zaśmiałam się odrobinę przy opowiadaniu o tym, że nikt się nie zdziwi na widok smoka, co było prawą.
- Koss, co ja mam tu robić? I ile mam tu siedzieć?... A mogłabym zabrać mojego towarzysza z domu, skoro mam tu siedzieć sporo czasu? Jak nie chcesz mi na to pozwolić to możesz po niego polecieć, nikt w moich okolicach się nie zdziwi na wielkiego smoka przed domem. Już nie takie rzeczy robiłam... Zabrałbyś swojego kota. - Zaśmiałam się odrobinę przy opowiadaniu o tym, że nikt się nie zdziwi na widok smoka, co było prawą.
Wokoło mnie mieszkały różne stworzenia, często zamieszkiwały tam smoki czy podobne stworzenia, więc mógł śmiało lecieć i wylądować na jakimś domu, czy rozwalić drzewo, nikt by się tym specjalnie nie przejął. Miałam nadzieję, że możliwość odzyskania kota przez chłopaka, będzie dla niego motywacją. Spojrzałam na niego i dodałam:
- Więc jak?
< Koss polecisz po naszych towarzyszy? >
< Koss polecisz po naszych towarzyszy? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz