.

.
.
.

niedziela, 8 marca 2015

Od Shiny Cd Willa

Opuściła pospiesznie dwór znamienitego lorda Garetha Wielkiego (przez złośliwych zwanego lordem karłów z powodu niskiego wzrostu). Wspomniany arystokrata zaprosił Shinę, by uczynić z niej sojusznika i wykorzystać wpływy kobiety. Doskonale wiedział kim naprawdę jest jego gość specjalny. Zażyczył sobie nawet, by wierny, stary hart stał się nieśmiertelny. Shina wbrew wszelkim zasadom dżinów postanowiła spełnić prośbę gospodarza, zmieniając psa w kamienny posąg. Nie zamierzała pozwolić komukolwiek uczynić z siebie zabawki, tym bardziej pospolitemu paniczykowi. Dumnym krokiem opuściła przyjęcie arystokraty i nawet gwardziści przy wejściu głównym nie próbowali jej zatrzymać. Przez pewien czas podążała bocznymi uliczkami miasta, wreszcie pod wieczór zatrzymała się przed starą świątynią stojącą na uboczu. W pobliżu znajdował się jedynie rozległy park i kilka ruder popadłych w zapomnienie. Mało kto odwiedzał dobrowolnie tę zapomnianą przez głównych bogów część miasta. Wierzono, że króluje tu złowroga Bogini Śmierci, właśnie jej poświęcona była stara budowla. Kobieta przystanęła na progu świątyni, by szeptem wydać polecenia strażnikom ukrytym przy wielkich wrotach. Dumnym krokiem wkroczyła do mrocznego wnętrza słabo oświetlonego przez blask wschodzącego księżyca wpadający do wnętrza przez strzeliste okna wypełnione półprzejrzystymi witrażami. Już czekali. Grupa mężczyzn ubranych na biało stała stłoczona w głównej sali. Brunetka wyraźnie wyczuwała strach i niepewność wypełniające ludzkie dusze. Stanęła przed nimi z rękoma założonymi na piersi.
- Jeden z was zdradził Wieczną Królową! - echo zwielokrotniło wypowiadane słowa pod łukowatym sklepieniem - Niech winowajca wystąpi!
Nikt nie opuścił szeregów grupy jednych z najlepiej wyszkolonych członków zakonu.
- Tchórze! - syknęła wściekła - Ktoś może odważy się wyjść i zmierzyć ze mną? Nie, w takim razie.... - nagle z grupy zdrajców wypchnięto młodego chłopaka. Widziała go po raz pierwszy - Ty? No dobrze.
Wyciągnęła rękę i skupiła całą swą moc, by dać młodzikowi nauczkę na oczach wszystkich.
- Nie, nie ja się nie zgłaszałem na ochotnika. To inni mnie popchnęli.
Zamarła ze słowami zaklęcia na ustach. Wypowiedź nieznajomego szczerze ją rozbawiła. Spoglądał w oczy dżina bez strachu, niewielu to potrafiło.
- Jak cie zwą? - czarny kot Neil, wierny towarzysz swej pani otarł się o łydkę chłopaka.

<Will?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz