Strach... Słabość posiadana przez każdego. Jedni obawiali się
nieuniknionego jutra, inni lodowych pająków. A ja? Najzwyklejszej w
świecie burzy. Każdy grzmot przyprawiał mnie o drżenie ciała i gęsią
skórkę, każda błyskawica przecinająca niebo budziła nieuzasadnioną,
wręcz zwierzęcą panikę. Nerwowo przebiegłam wzrokiem po pokoju. W takich
okolicznościach nie było mowy o graniu wybranej roli- kobiety o
stalowych nerwach, tej wielkiej Łowczyni... bezlitosnego zabójcy, istoty
pozbawionej skrupułów. Wbiłam palce w poręcz fotela, prawie przecinając
paznokciami gruby materiał mebla. Nawałnica szalała w najlepsze. Nie
dałabym rady wrócić do motelu o własnych siłach, prędzej padłabym trupem
niż odważyłabym się wyjść na zewnątrz. Nie pozostało mi nic, jedynie
poprosić mężczyznę o odstąpienie pokoju na jedną noc. Lecz z tym wolałam
poczekać do chwili, kiedy moment byłby odpowiedni. Ale czy powinnam?
Eh... Przynajmniej wiedziałabym, że nie jestem sama. Sama... Jak to
zabrzmiało. Od zawsze byłam zdana tylko i wyłącznie na siebie. Nikt nie
chronił mnie przed okropnościami ówczesnego świata. Rodzice grali swoje
role, lecz zbytnio nie interesowali się mną. Zostałam wychowana przez
przeróżne niańki, nauczana przez najróżniejszych mnichów i uczonych.
Nigdy nie zaznałam rodzinnego ciepła, a jedynie to, którym obdarzała
mnie ciotka. Lecz i po nią przyszła śmierć. Nie rozpaczałam, Inviria nie
chciałaby tego. "Musisz być silna, silniejsza nawet od wszystkich
władców razem wziętych. Ćwicz, zabijaj jeśli będziesz musiała. Żyj
chwilą, nie zatracaj się w marzeniach o lepszym jutrze. I pamiętaj o
tym, żeby być sobą. Szczerość to podstawa. Zaś zaufaniem darz tych,
którzy na to zasługują."- powtarzała mi co dzień. Tak, ona wykreowała
obecną mnie. Popełniła błąd, to prawda. Stworzyła istotę określaną
mianem potwora w ludzkim ciele. To prawda? Z jednej strony tak, przecież
odbierałam życie niewinnym. Istniała też druga strona medalu. Ta, która
ukazywała prawdziwą mnie. Kobietę jakich wiele chodzi po tym świecie.
Czystą fizycznie jak i duchowo, mającą swe własne zasady i trzymająca
się nich kurczowo. Kolejny grzmot, aż ledwo powstrzymałam się przed
skuleniem. Tenebris, spokojnie, nie jesteś sama. Nie tym razem-
powtarzałam w myślach. Częściowo pozwalało mi to odprężyć się na chwilę i
pozbierać. Blask świecy rozjaśnił pomieszczenie przyjemnym światłem.
Spojrzałam na Serana. Spokojny, pogrążony we własnym świecie. Zapewne
znów ominęło mnie coś ważnego. Może wykonał jakiś gest? Powiedział coś?
Nie, raczej nie. Skinął dłonią, dając mi znak, żebym wstała. Uf... W
samą porę "wróciłam do żywych". Podniosłam się z fotela, ledwo
utrzymując równowagę. Na całe szczęście nie zwrócił na to uwagi.
Zauważyłam uśmiech, który ponownie zagościł na jego twarzy.
Odwzajemniłam ten drobny gest, chcąc zachować pozory opanowania. Szłam
za nim posłusznie, zupełnie jak owieczka podążająca za swym pasterzem.
Bezpieczna, a jednak niepewna tego co przyniosą następne godziny. Nie
wiem dlaczego i jakim cudem, ale ów mężczyzna wywoływał we mnie tyle
sprzecznych emocji. Teraz... Teraz czułam ulgę i uczucie, którego nie
dało się określić żadnym ze znanych słów. Nie była to miłość czy też
chwilowa fascynacja. Co to, to nie. Na miłość jeszcze za wcześnie, a
bądźmy szczerzy- nie wierzyłam, że byłabym zdolna do pokochania kogoś.
Korytarz nie miał końca. Minęłam wiele drzwi. Tyle pokoi. Lecz tym, do
którego podążał mój przewodnik nie był żaden z nich. Zatrzymał się tak
nagle, że prawie wylądowałam na podłodze. W porę zareagował, wykazując
się doskonałym refleksem. Mocno, a jednocześnie delikatnie objął mnie w
pasie i pomógł powrócić do stania o własnych siłach. Zrobił to z taką
łatwością jakbym była szmacianą lalką, ot zwykłą zabawką. Zmarszczyłam
leciutko nos, kiedy niesforny kosmyk znów opadł mi na twarz. Musiało to
wyglądać co najmniej śmiesznie, czego dowodem był śmiech Roamusa.
Zawtórowałam mu, szybko milknąc. Jakoby wiedziony nieznanym dotąd
instynktem wykonał kolejny śmiały ruch, pomagając włosom wrócić na ich
miejsce. Poczułam przy tym przyjemne ciepło. Na całe szczęście nic nie
powiedział i byłam mu za to dozgonnie wdzięczna. Odpowiedź z mojej
strony pewnie byłaby niezwykle chaotyczna i trudna w odbiorze. Ledwo
powstrzymałam się od zarumienienia. Mą uwagę przykuły wspaniale zdobione
drzwi. Piękno samo w sobie, zupełnie jak... Nie! Bez myślenia o
głupotach! Gdy zostały otworzone- przez ułamki sekund walczyłam sama ze
sobą, by zaraz potem niepewnie wejść do pomieszczenia. Pokój, jak
zapewne każdy w tym zamku robił ogromne wrażenie. Czerń i czerwień,
pustka, a jednocześnie przytulnie. Oznajmił, że mogłam wybrać jakiś
drobiazg. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- Dziękuję.- odpowiedziałam
Powoli podeszłam do szafy, jakby uważając na każdy stawiany krok. Wybór
był niezwykle trudny. Wtem rozległ się huk głośniejszy od poprzednich.
Skuliłam się w sobie. Strach zawsze wygrywał. Seran po raz kolejny
zaskoczył mnie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Napotkawszy jego
kojący uśmiech i wzrok pełen ciepła poczułam bezpieczeństwo.
- Gdybym nie darzyła pana zaufaniem to nie przybyłabym do zamku.- odpowiedziałam powoli, ostrożnie dobierając słowa
Kolejny grzmot nadszedł niespodziewanie. Odruchowo przytuliłam się do
mężczyzny. O dziwo nie zostałam ogarnięta przez wstyd, choć powinnam.
Przygotowana byłam na słowa skargi za brak pohamowania, śmiałość lub
jakieś inne błędy, które popełniłam. Łzy same popłynęły, kiedy burza
zaczęła rosnąć w siłę.
<Seranie? Tenebris zamiast zostać czerwona- przytuliła go ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz