.

.
.
.

niedziela, 1 marca 2015

Od Mir Cd Asmistusa

Zmierzyłam maga groźnym spojrzeniem.
- Jeśli go skrzywdzisz, nawet zastępy Braci Światła ci nie pomogą! - syknęłam wściekła.
Ogarnięta silnymi emocjami nie myślałam racjonalnie. Na szczęście mag zdawał się to dostrzegać.
- Nie mamy czasu do stracenia. - pociągnął mnie za ramię w jednej chwili stawiając na nogi.
Zdążyłam jeszcze zerknąć przez ramię na zawalony budynek, pod którego gruzami pogrzebano demona, brata mężczyzny w czerwonym płaszczu. "Zmiotę cię!", "Już to zrobiłeś!".... Wiele słów przemknęło przez mój umysł niczym błyskawica. Kto tu na prawdę zasługiwał na miano "tego dobrego"? Poczułam się nagle zagubiona, uwikłana w cudzą wojnę.... Biegliśmy pustymi ulicami pogrążonymi w ciemności. Nawet niebo zakryły ołowiane chmury. Ponad budynkami dostrzegłam kilka światełek, zapewne świeczek płonących w oknach wierz siedziby Bractwa. Zastanawiałam się jaki los czeka mnie i Shanga. Jako nieumarły miał marne szanse, jako Dracolich nie miał ich wcale. Ogromnie żałowałam decyzji podjętej, zdawałoby się tak dawno temu w jaskini. Władca Otchłani był zaledwie złym snem. Nie pamiętam szalonej gonitwy przez miasto, ciągłego oglądania się za siebie. Jak przez mgłę docierały do mnie obrazy, dźwięki, świadomość czegokolwiek.
Ocknęłam się w niewielkim pokoju o skromnym wyposażeniu. Białe ściany, niewielki stolik z krzesłem, kufer i wąskie łóżko, wszystko to przywodziło na myśl jedną z cel zakonników klasztornych. Przez małe okienko wpadało poranne słońce. Ostrożnie usiadłam na posłaniu, ignorując zawroty głowy i pulsujący ból w skroniach. Czy tak wyglądał słynny Zakon Bractwa Światła od środka? Ktoś cicho zastukał w drzwi i uchylił je nieznacznie.
- Nie śpi już pani? - do pomieszczenia zajrzał kilkunastoletni chłopiec z twarzą przyozdobioną szerokim uśmiechem. Podszedł nieśmiało do łóżka i wcisnął mi w dłoń cynowy kubek z ziołowym naparem. - To powinno uśmierzyć ból.
Ostrożnie powąchałam zawartość i upiłam kilka łyków. Smakowało wyjątkowo gorzko i nieprzyjemnie, jak każde lekarstwo z resztą.
- Jak masz na imię? - spytałam, spoglądając w niezwykle błękitne oczy chłopca.
- Albin, pani. Mistrz Asmistus pytał jak zdrowie. - wspominając o czarodzieju zmartwił się nieco.
Omal nie zakrztusiłam się kolejnym łykiem naparu.
- Znacznie lepiej. - uśmiechnęłam się z trudem.
Intuicja podpowiadała mi, że koniec już bliski...

<Asmi, Darrick?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz