Liwia jak zwykle pomyślała o wszystkim. Zajęta rozkładaniem jedzenia, nie dostrzegła gniewnego spojrzenia Kossa. Dlaczego tak bardzo jej nie lubił? Biały smok założył ręce na piersi i oparł się o występek skalny. Wpadł mi do głowy pewien pomysł, postanowiłem niezwłocznie wprowadzić go w czyn. Uśmiechnięty od ucha do ucha przyklęknąłem przy dziewczynie.
- Poczekaj, pomogę ci. - kilkakrotnie "przypadkiem" musnąłem smukłe dłonie blondynki, sięgając do torby po kolejne pakunki.
Za każdym razem Koss wydawał się marszczyć brwi. Dziewczyna położyła na ziemi następną niespodziankę zapakowaną w chustę. Spod jasnego materiału wysunął się niewielki, kakaowy kształt. Zaskoczony wciągnąłem głośno powietrze i porwałem smakołyk, pakując prosto do ust.
- Mmmm. - mruczałem jak prawdziwy kot - To jet pytne... Uwelbam pernyky... - wymamrotałem, krusząc na potęgę.
Wreszcie zamarłem z kolejnym ciasteczkiem w drodze do ust i wybuchnąłem gromkim śmiechem, zdając sobie sprawę z własnego zachowania. Pochwyciłem Liwię w ramiona i zakręciłem kilkakrotnie niewielkie kółka. Postawiłem wreszcie zaskoczoną ofiarę na ziemię, spoglądając w jej różnobarwne oczy.
- Uwielbiam twoje wypieki skarbie. - ucałowałem zaróżowiony policzek Stokrotki.
Mój przyjaciel tymczasem usiadł po turecku przy chustach, przypatrując się smakołykom z nieufnością.
- Koss wątpię, żeby chciała nas otruć. Chociaż ciebie kto wie? - mrugnąłem do dziewczyny i pociągnąłem za rękę w stronę śniadania - Nie zwracaj na niego uwagi, to urodzona maruda. - szepnąłem półgębkiem.
Pech chciał, że lewe przedramię zaswędziało mnie niemiłosiernie. Podciągnąłem długi rękaw błękitnej koszuli, drapiąc zawzięcie przeklęte miejsce na wewnętrznej stronie. Spod skóry widać już było nowe łuski, delikatne i miękkie.
- Wybacz maleńka, że musisz to oglądać. - zawstydzony zasłoniłem przedramię.
<Liwia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz