Stałem na środku ulicy, licząc pieniądze i sprawdzając zawartość torby. Zawsze warto sprawdzić czy czegoś się nie zgubiło w takim miejscu, pełnym złodziei i cwaniaków. W pewnym momencie zostałem "porwany" przez hordę mężczyzn. Wtopiłem się w ludzi. Nie widziałem gdzie zamierzałem, otaczały mnie istoty, ubrane na biało. Co jakiś czas słyszałem podenerwowane szepty. Widać było, że nie są zadowoleni z tej sytuacji, niektórzy byli przerażeni. Jedyne co dostrzegłem był czarny budynek. Weszliśmy do niego, czuć tam było prawdopodobnie kadzidła i patyczki zapachowe. Pomieszczenie oświetlały jedynie świeczki. Ściany miały ciemny, brązowy kolor. Po lewej stronie znajdowały się schody. Nie widziałem całego pokoju, resztę zakrywali biali. Słyszałem jakąś cichą rozmowę z przodu. Nagle usłyszałem żeński głos:
- Ktoś może odważy się wyjść i zmierzyć się ze mną. - Poczułem jak ktoś popycha mnie od tyłu. Wyleciałem na sam przód, tracąc równowagę i przechylając się do przodu. Dziewczyna powiedziała drwiącym głosem:
- Ty? No dobra. - Podniosła dłoń w moją stronę i zaczęła szeptać bezgłośne zaklęcie. Przerwałem jej, mówiąc :
- Nie, nie. Ja się nie zgłaszam na ochotnika. To oni mnie popchnęli. - Patrzyłem na dziewczynę o fioletowych oczach.
< Shina? >
- Ktoś może odważy się wyjść i zmierzyć się ze mną. - Poczułem jak ktoś popycha mnie od tyłu. Wyleciałem na sam przód, tracąc równowagę i przechylając się do przodu. Dziewczyna powiedziała drwiącym głosem:
- Ty? No dobra. - Podniosła dłoń w moją stronę i zaczęła szeptać bezgłośne zaklęcie. Przerwałem jej, mówiąc :
- Nie, nie. Ja się nie zgłaszam na ochotnika. To oni mnie popchnęli. - Patrzyłem na dziewczynę o fioletowych oczach.
< Shina? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz