.

.
.
.

wtorek, 3 marca 2015

Od Tenebris - Cd. Serana

Droga do mego "tymczasowego domu" minęła bardzo szybko, zapewne przez tempo marszu i w ciszy. Nie była ona krępująca, czy niezręczna. Po prostu pusta, przynosząca ulgę oraz odpoczynek od poprzednio przeprowadzonej rozmowy. Wykrzywiłam usta w grymasie, widząc motel, w którym zatrzymałam się na czas pobytu w tejże miejscowości. Oczywiście mogłam przenocować u kuzynki, mieszkającej wraz ze swym mężem w centrum. Wybrałam opcję zapłacenia za noc tu, by nie sprawić kłopotów Melanie. Kobieta i tak miała na głowie dom, wiecznie nieobecnego małżonka, a do tego trójkę dzieci- chłopca i dwie dziewczynki. Weszłam do zapuszczonego budynku. W środku prezentował się trochę lepiej niż na zewnątrz. Biała farba, którą pokryte zostały ściany głównego pokoju, w kilku miejscach powoli zaczynała odpadać, meble sprawiały wrażenie zadbanych oraz wygodnych. W rzeczywistości takie nie były. Szybko wspięłam się po stromych schodach, przeskakując po dwa schodki. Górny korytarz tonął w nieprzeniknionej ciemności. Zdążyłam już przyzwyczaić się do takich, a nawet i gorszych warunków. Po drodze zapaliłam świecę, wziętą z półki znajdującej się na parterze. Maleńki płomyk rozświetlił znaczną część otoczenia. Odnalazłam wynajmowany przeze mnie pokój.Nacisnęłam klamkę, a drzwi otworzyły się z ciężkim skrzypnięciem. Od razu doszedł mnie smród butwiejącego drewna, zwierzęcych "lokatorów". Wkroczyłam do pomieszczenia, próbując nie potknąć się o jakąś "niewidzialną" przeszkodę w postaci mebla z ciemnego drewna. Położyłam jedyne źródło światła na stojącym w kącie stoliku. Podeszłam do niewielkiej szafy. Wyjęłam z niej losową suknię. Nigdy nie miałam problemu z wyborem ubrań, po prostu brałam pierwszą-lepszą część garderoby, po czym dobierałam do niej odpowiednie obuwie. Z pewnością gdybym przystała na warunki jakie stawiali mi rodzice, podchodziłabym do sprawy wyglądu o wiele ostrożniej. Jednak to życie, które wybrałam nie pozwalało na zbędne myśli o kolorach, fasonach, modzie i wielu innych drobiazgach. Zwykle kupując sukienki zdawałam się na sprzedawców, a także krawców, o ile zatrzymywałam się gdzieś dłużej niż kilka dni. Podczas tych moich rozmyślań zdążyłam włożyć suknię. Delikatny materiał o ciemnoczerwonej barwie idealnie dopasował się do kształtu mego ciała. Do tego doszły buty na obcasie, o tym samym kolorze. Tym razem nie zabrałam ze sobą jakichkolwiek rękawic, ponieważ wiedziałam, że nie było takiej potrzeby. Co prawda deszcz cały czas padał, ale nie przeszkadzało mi to. Poprawiłam naszyjnik i wyszłam. Oczywiście zamknęłam drzwi na klucz, kto wie jacy ludzie skorzystali ze schronienia oferowanego przez właściciela tegoż motelu. Seran nadal czekał w tym samym miejscu. Kiedy lodowate krople dotknęły mojej skóry, przypomniałam sobie o płaszczu. Eh... Znów zapomniałam o czymś tak istotnym. Mężczyzna szybko rozwiązał ten problem. Rozciągnął nad nami swoje okrycie. Przez moment poczułam się, jak księżniczka, która odnalazła swego księcia. Jednak szybko odrzuciłam dziecięcą myśl, która była zdecydowanie nie na miejscu i sprzeczna z tym, czego nauczyło mnie życie. Rozmawialiśmy o wszystkim, a jednocześnie niczym. Czasem jedno z nas zaśmiało się, a w ślad za nim poszło drugie. Dotarłszy do wierzchowca Roamusa, oboje dosiedliśmy konia. Przez czas jazdy obserwowałam okolicę, chcąc zapamiętać każdy, nawet najmniejszy szczegół. Co chwilę poprawiałam płaszcz, który zsuwał mi się z ramion. W końcu odwróciłam głowę do heterochromika.
- Twój dom jest daleko za miastem?- zapytałam
W sprzyjających warunkach pogodowych pewnie nie zadałabym tego pytania, ale teraz jak najkrótsza jazda byłą wręcz wskazana. Nie otrzymałam odpowiedzi. Za to uniósł kąciki ust w uśmiechu i spojrzał w bok, za pagórek. Przezwyciężyłam ciekawość i odwróciłam wzrok. Sekunda nieuwagi mogłaby skończyć się dla mnie i Serana tragicznie. Nachylił się do mojego ucha, zaciskając przy tym wodze. Wskazał ręką na wyłaniające się wieżyczki.
- To bardziej zamek, nawiasem mówiąc. Zobacz...- wyszeptał
Koń zaczął galopować ze wzgórza. Z każdym postawionym przez zwierzę krokiem zbliżaliśmy się do domu lorda Clainara. Widok był wręcz nieziemsko piękny. Dawno nie miałam okazji zobaczyć czegoś tak majestatycznego. Co prawda wychowałam się wśród przepychu, przeróżnych bogactw, ale wszystko bledło, jeśliby porównać je do tego zamku. Koń został zatrzymany tuż przy schodach. Pierwszy zszedł jego właściciel, a potem pomógł mi wykonać tę samą czynność. Potem otworzył drzwi, kłaniając się przy tym. Uśmiechnęłam się lekko do niego i razem weszliśmy do środka. Wnętrze budowli robiło jeszcze większe wrażenie. Spoglądając ukradkiem na Serana doszłam do wniosku, że jest dumny z wszechobecnego bogactwa. Zaprowadził mnie do salonu. Pokój był cudowny, jak z bajki. Usiadłam na jednym z miękkich foteli. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, a był on jak najbardziej szczery. Przebiegłam wzrokiem po pomieszczeniu. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że wszystko zostało dokładnie przemyślane. Każdy detal, mebel kontrastowały ze sobą. Dawało to harmonijny efekt.
- Masz naprawdę piękny dom.- rzekłam- Jest tu naprawdę cudownie. Jak w bajkach dla dzieci. Tych o tym jak to dzielni rycerze powalają smoki, by zdobyć rękę królewny.
Bajki... Oj dużo ich się w życiu nasłuchałam. Czasem sama wymyślałam je dla najmłodszych z krewnych. Opowieści o wiecznie zwyciężającym dobrze, o źle, które spotykała zasłużona kara, o idealnym świecie. Ale... W rzeczywistości nie było tak pięknie. Rycerze przegrywali ze smokami, damy często stawały się wdowami, a zło i chciwość przejmowały władzę nad zdrowym rozsądkiem. Świat psuł się od środka. I nikt nie mógł tego naprawić. Jednak byli tacy, którym udawało się odnaleźć własne, małe źródło dobra, szczęścia. Nigdy nie należałam do tego wąskiego grona. Ba, nawet nie próbowałam grać szczęśliwej. Dlaczego? Takie postępowanie nie miało sensu, proste. Kłamstwa prowadziły jedynie do większych kłamstw.
<Seranie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz