.

.
.
.

poniedziałek, 16 marca 2015

Od Alex Do Kossa

Zirytowałam się na słowo "kruszynka", nikt nie ma prawa mnie tak nazywać, zwłaszcza on. Chciałam już mu "oddać" jakimś uroczym określeniem, ale niestety nie zdążyłam. Złapał mnie mocno za ramię i nie zważając na nic uwagi, ani na przechodniów, ani na mnie zaciągnął mnie w ciemną, cichą uliczkę. Nikt tędy nie przechodził, było tu pusto, nie licząc pewnych wielkich skrzynek. Oparł mnie mocno o ścianę, musiałam oczywiście trafić na jakąś wystającą cegłę, która wbijała się w kręgosłup. Stał blisko i trzymał mnie za ramiona, co mi bardzo nie pasowało, ale nie wyrywałam się z uścisku. Zaczął mówić o wilkołaku, który mnie śledził. Informacją o wilkołaku przejęłam się tylko trochę, nie wiedziałam czemu tak słabo reaguję na wiadomość o tym, że ktoś mnie obserwuje. Oczywiście słuchałam uważnie co mówił. W pewnym momencie powiedział:
- Nie obchodzi mnie czy umówiłaś się z kimś lub też masz jakieś plany na dziś wieczór. Zabieram cię ze sobą na jakiś czas jako maskotkę. - Uśmiechnął się ukazując smocze kły, które zawsze mnie fascynowały, jak praktycznie wszystko co było związane ze smokami. Zaczęłam się mu przyglądać, ciekawiło mnie jak to jest móc się zmienić w smoka i móc latać gdzie się chce, nie zwracając uwagi na nic innego i innych. Może większość smoków taka nie jest, ale u niego było to pewne, że nie zważa na innych. Zastanawiałam się czy zostały mu jakieś znamiona po przemianie, mimo tego, że widziałam sporo smoków, nigdy nie spotkałam zmiennokształtnego. Po chwili ocknęłam się. Nie zwracałam uwagi na to co mówił później, tylko odpowiedziałam:
- Sam sobie bądź maskotką. Nie zamierzam być niczyim pupilkiem. Prędzej zginę niż na to pozwolę... A co do wieczora, nic nie robię, ale nie zamierzam nigdzie z tobą iść. Jeśli myślisz, że się ciebie boję lub boję się śmierci to się mylisz. Może i to głupie, ale mogę zginąć teraz. A teraz żegnam. - Spojrzałam w jego czarne oczy, ja niestety nie mogłam pochwalić się swoim, przypisanym kolorem oczu. Zawsze miałam inny kolor, nie miałam czystego niebieskiego, tylko zawsze jakieś mieszanki, które nie wyglądały za dobrze. Na czerwonym tle szare, zielone, niebieskie plamki. Zawsze chciałam mieć swój własny kolor oczu, po którym ktoś mnie poznawał, ale niestety nie było mi to pisane. Szybko wróciłam do zamierzanej czynności, czyli odejścia z tamtego miejsca. Już się uspokoiłam, pomimo tego, że to co powiedział bardzo mnie zdenerwowało. Udało mi się odejść tylko kawałek, gdy wpadłam na jakiegoś chłopaka. Powiedziałam:
- Przepraszam. - Chciałam iść dalej, ale coś mi nie pozwalało.

< Koss? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz