.

.
.
.

piątek, 13 marca 2015

Od Serana - Cd. Flawii

Czasem w życiu przychodzi taki czas, że trzeba wziąć się w garść i wypomnieć sobie wszystkie złe rzeczy, by o nich zapomnieć. Ludzie często jednak wolą zachowywać je w kącie umysłu, by przeszkadzały w drodze do szczęścia. Niektórzy zawsze już będą żyć stłumieni poprzez wyrzuty sumienia i brak empatii świata, tak to już jest w okropnej naturze. Musieliśmy jednak sobie radzić, śmiało stawiać kroki naprzód by stawać się co raz to lepszymi ludźmi. Gdy tak szedłem wolnym krokiem do pokoju siostry chciałem wszystko spokojnie przemyśleć, zatrzymać się w miejscu i powstrzymać narastający pęd chwili. Czas leciał tak szybko, z każdą sekundą odczuwałem bolesne zmiany otoczenia. Nagle poczułem w płucach nieprzyjemne ukłucie, które wcale nie zwiastowało nic dobrego. Usiadłem natychmiast na pobliskim fotelu, odchylając głowę do tyłu. Zamknąłem oczy powoli, a przed oczami stanął mi obraz sprzed lat. Byłem jeszcze zwykłym dzieckiem, bezbronnym aniołkiem. Padał wtedy śnieg, nieopodal hulała burza śnieżna. Ja jednak wtedy niczego nie świadomy spokojnie turlałem się w białym puchu, śmiejąc się tubalnie. Wtedy też jeden z moich kolegów rzucił we mnie śnieżką i to zabójczą. W puchu ukryty był wielki kamień, który rozpędzony z łatwością rozkruszył mi żebro. Po wielkich lamentach z mojej strony w końcu zdecydowali się wezwać medyka, a ja zostałem dość nieprofesjonalnie operowany, przez co do dzisiejszego dnia muszę się borykać z problemami dotyczącymi oddychania. Złapałem się obiema dłońmi za ramiona i pochyliłem się mocno do przodu, zgodnie z zaleceniami mojego medyka. Na szczęście nic już się nie wydarzyło, więc mogłem w spokoju ruszyć dalej do celu jakim były drzwi do pokoju mojej byłej narzeczonej. Znów zobaczyłem bolesny obraz ukochanej oczami wyobraźni, co wprowadziło smutek do moich i tak już ponurych myśli. Była bezsprzecznie perfekcyjna w każdym calu, kochałem ją z całych sił, a mimo to okazała się kobietą bezduszną i łapczywą tylko na mój majątek. Przypomniałem sobie o jej wyznaniu zdrady, o mojej tamtejszej chęci mordu tego idioty, który rozkochał w sobie moją Nerilan. Nigdy wcześniej w moim życiu nie miałem większej zachcianki wbicia miecza w czyjeś ciało, odebrania istnienia niż tamtego dnia. Ileż ja wycierpiałem przez te wszystkie raniące słowa. Ba, nadal moje serce kuliło się z bezradności i rozpaczy po tej kobiecie. Wszelkie moje uczucia zostały wraz z nią wyssane do cna i myślałem, że już nigdy nie powrócą. Jednak myliłem się, poznając Flawię, a następnie Tenebris. Te dwie kobiety rozpaliły we mnie dwie, zupełnie odmienne miłości. Bo nie miałem wątpliwości, że je kochałem całymi resztkami moich sił, dla nich byłem gotów poświęcić życie. Uśmiechnąłem się delikatnie, ocierając wierzchem dłoni zawilgotniałe oczy. Zatrzymałem się przed drzwiami siostry, przybierając neutralny wyraz twarzy, by nie dać poznać po sobie moich poprzednich przemyśleń. Zapukałem zdecydowanie w drzwi, czekając cierpliwie na ich otworzenie. Stanąłem twarzą w twarz z Flawią, więc spojrzałem jej w oczy jak to już miałem w zwyczaju. Zaczęła mi się bezsensownie tłumaczyć, choć nie zadałem jej żadnego pytania. W ciszy przetrwałem jej stosunkowo krótki, lecz ciągnący się niemiłosiernie monolog, starając się sobie przypomnieć po co też ja tu przyszedłem. Uśmiechnąłem się ledwo zauważalnie, a moje oczy zabłyszczały pod impulsem euforii. Chwilę później chwyciłem rękę siostry, w której to znajdowała się porcelanowa filiżanka. Z ust Flawii wydobył się cichy okrzyk zaskoczenia, na który odpowiedziałem jej serdecznym śmiechem. Odstawiłem naczynie na blat, po czym znów ująłem dłoń dziewczyny, kierowany coraz to nowszymi pomysłami czerpiących swoją esencję ze zwykłych impulsów, nieprzemyślanych gestów. Zazwyczaj nie myślałem tak lekkodusznie, ale ten raz mogłem sobie na to pozwolić. Po chwili już w spokoju tańczyłem z nią na środku pokoju, nie zwracając uwagi na brak muzyki. Cały czas prowadziłem, zmieniając tępo naszych kroków. Często okręcałem ją w delikatnym piruecie, raz nawet uniosłem na dłoniach w górę, niczym dostojnego łabędzia. Tańczyliśmy tak około dziesięciu minut, a na pewno nie więcej niż piętnastu, lecz mimo to wymęczyłem się za wszystkie czasy. Flawia jednak nie rozluźniła się ani razu, cały czas był sztywna i spięta, jakby czegoś się obawiała, ukrywała coś. Wolałem jednak zapomnieć szybko o takim wrażeniu, ciesząc się chwilą. Zaczerpnąłem głęboko powietrza i wypuszczając je usiadłem na fotelu. Zaśmiałem się tubalnie, co było jak najbardziej szczerą reakcją na widok iście zdezorientowanej miny Flawii, która stała teraz przy toaletce, trzymając się ręką jej blatu. Postanowiłem nie wyjaśniać jej słowami mojego zachowania, bo sam nie potrafiłem dobrze wytłumaczyć sobie całego zajścia. W gruncie rzeczy jednak na tym polegała cała zabawa czerpana przeze mnie z tegoż incydentu. Wstałem niechętnie z siedziska i podszedłem do niej, również opierając się o drewniany mebel. Nie patrzyłem na nią tym razem, mój wzrok zawiesił się bezwiednie na jednej z falbanek utworzonej przy poduszce dziewczyny. Zapewne nikt tej fałdce nie poświęcał wiele czasu podczas jej istnienia, dlatego postanowiłem sprawić jej radość wpatrywaniem się w nią. Nie analizowałem jej koloru, kształtu czy innych błahostek, tylko po prostu pochłaniałem ją wzrokiem. Prychnąłem z pogardą na to niedorzeczne zajęcie, przez co moja towarzyszka natychmiast skierowała na mnie wzrok. To był czas by się odezwać.
- Flawio, muszę przyznać, że zapomniałem, czego to od ciebie oczekiwałem. Canay, spytasz? Na co ci ten nieudacznik nie traktujący poważnie swojej pracy? Cóż, właśnie skończył swoją pracę i zapewne odpoczywa w jednym z pokoi służby. Możesz tam iść, jeśli chcesz.- dodałem z ostatnią rezygnacją. Najlepiej w ogóle nie dopuściłbym do spotkania tej dwójki. Czemu los zawsze stawiał mnie w najgorszych sytuacjach? Czy kiedykolwiek chciałem by moja przybrana siostra uganiała się za jednym z służących? Nigdy bym o tym nawet nie pomyślał, a teraz proszę, najgorsze koszmary się iściły. Nikt nie mówił, że byłem zły, po prostu zasmuciłem się faktem, że moja ulubienica życzy sobie spotkania z tym niehonorowym i nieobowiązkowym człowiekiem, jakim był ów Canay. Chętnie nauczyłbym go jeszcze nie raz w życiu rozsądku, ale jeszcze nie nastał na to odpowiedni moment. Na pewno nie przegapiłbym takiej znakomitej okazji do pozbycia się zbędnego balastu. Co prawda wcześniej nie lekceważył swoich obowiązków, lecz dzisiejszej nocy załatwił sobie u mnie potępienie na wieki. Potrząsnąłem głową odrzucając ciężkie myśli, by przywrócić na twarz uśmiech. Przez przypadek musnąłem dłonią nadgarstek siostry, co spowodowało jej natychmiastowe spojrzenie na mnie, a wcale nie chciałem wyrywać jej z przemyśleń. Na wyjaśnienie więc wprowadziłem na twarz najpiękniejszy z moich przepraszających, niewinnych uśmiechów, które były tak dobrze znane w mojej młodości.

<Flawio? Ględzenie o niczym, a poczucie winy i tak mnie zżera.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz