Ta kobieta cały czas wpływała na mnie ze zmiennym stanem, co w zaczynało
mnie już powoli irytować. Czasem miałem ochotę całować ją po rękach,
czasem wstać od stołu i z resztkami godności wyjść. Omotała mnie sobie,
jakby związując grubym sznurem. To przez tę naszą wspólną profesję
czułem się przy niej tak nieswojo, nie miałem już przewagi w
konwersacji. Musiałem też dać się ponieść wrażeniu, że jest ona bardzo
podobna do mojej ukochanej Nerilan, przynajmniej z wyglądu. Miała ten
sam odcień włosów i praktycznie identyczne usta z cudnym wcięciem w
górnej wardze. To dlatego tak ciągle na nią patrzyłem ukradkiem, bo
siedziała oto przede mną moja była narzeczona, kobieta złoto, która
złamała mi serce. Pokręciłem lekko głową, odganiając od siebie te głupie
myśli.To nie była Nerilan, to była Tenebris, kobieta która w jedną noc
wzbudziła we mnie całe mnóstwo uczuć. A teraz miałem jeszcze zabrać ją
do mojego zamku, bo wyraziła na to zgodę. Bez żadnych przymusów, sama z
siebie się zgodziła. Nadal w to nie dowierzałem, słysząc cały czas w
myślach słowa jej aprobaty. Prawie się wtedy zachłysnąłem trunkiem,
szczerze mówiąc. Nawet w najśmielszych myślach nie podejrzewałem, że
może przystać na tę propozycję, więc zaskoczyła mnie tym bardziej.
Uśmiechnąłem się dobrotliwie, może nawet trochę z przekorą i
wyprostowałem dłonie. Dama wróciła do swoich myśli, widziałem to dobrze.
Błądziła wzrokiem po sali, tylko raz racząc mnie spojrzeniem spod
swoich długich rzęs. Korzystając z okazji wylałem zawartość mojego
kielicha do wazonu z narcyzami, by się już tak nie truć. Chwila kiedy
zaczęła znów mówić nie nastąpiła, więc to do mnie należał obowiązek
podjęcia ponownej dyskusji. Spojrzałem na naszą butelkę z winem, gotową
na jeszcze wiele. Nie chciałem jednak tracić tyle czasu, tym bardziej,
że zaznaczyła mi wyraźnie iż raczej nie zostanie w mojej posiadłości na
całą noc, co sprawiło mi przykrość. Obiecałem sobie jednak, że ją
zachwycę swoimi dobrami tak, że jeszcze zapragnie zostać na miejscu. Nie
miałem przecież zamiaru potem błędnym wzrokiem szukać jej po mieście
jak ten głupi. Jak dobrze, że moja przybrana siostra wyjechała na ten
tydzień do swojego domu rodzinnego, nie chciałem bowiem by cokolwiek
sobie pomyślała. W takich okolicznościach mogła sobie wyobrazić zbyt
wiele, na dodatek przecież nigdy nie spraszałem gości. Odwróciłem głowę,
patrząc z smutkiem na kelnerkę która próbowała rozdzielić dwóch
łachudrów. Biedaczka miała naprawdę ciężki żywot, ale nic ja nie mogłem
na to poradzić. Postanowiłem wreszcie przerwać niepotrzebną ciszę,
oznajmiając Tenebris, że wychodzimy. Przy okazji również zapewniłem ją o
spełnieniu prośby dotyczącej dostania się do jej miejsca pobytu. Nie
reagowała ona jednak przez dłuższą chwilę, więc ze śmiechem pstryknąłem
jej palcami przed nosem. Dopiero wtedy zareagowała, przepraszając mnie
jeszcze. Skwitowałem to tylko uśmiechem, wstając od stołu i wsuwając
krzesło. Przywołałem Tenebris dłonią, a kelnerce wsunąłem w dłoń zwitek
banknotów, na które to patrzyła z niedowierzaniem. Wyszliśmy na deszcz,
więc włożyliśmy swoje kaptury. Stwór damy na moje szczęście gdzieś się
zawieruszył, ale Tenebris się tym nie zmartwiła. Najwidoczniej miał już
on tak w zwyczaju, zabawne. Szliśmy szybko ulicami miasta, aż w końcu
dotarliśmy do jakiegoś motelu, który wyglądał raczej na strasznie
zaniedbany śmietnik niż posiadłość godną takiej damy. Weszła szybko do
środka, a ja zobaczyłem zaraz potem jak w jednym z pokoików zapala się
świeca. Po chwili czekania wyszła na zewnątrz odmieniona kobieta. Miała
na sobie cudną sukni podkreślającą kształty i wspaniałe buty na obcasie.
Zauważyłem jednak, że zapomniała o deszczu, więc zdjąłem swój płaszcz,
rozciągając nad nami tkaninę. Dalej szliśmy już zgodnie, rozmawiając
właściwie o niczym. Czułem jednak, że nie tracę czasu, byłem bardzo
zadowolony z tego spotkania. W końcu dotarliśmy do mojego wierzchowca,
więc dosiedliśmy go razem. Podarowałem Tenebris moje nakrycie
wierzchnie, a sam popędziłem dobrze znaną mi drogą. Jechaliśmy w ciszy,
wsłuchując się w odbijające się krople deszczu o skórę konia. W końcu
kobieta odwróciła głowę w moją stronę, najprawdopodobniej chcąc zacząć
rozmowę na powrót.
- Twój dom jest daleko za miastem?- zapytała, zapewne w obawie o swoje
zdrowie. W końcu taka jazda mogła źle na nie wpłynąć. Płaszcz zresztą
cały czas się z niej zsuwał i martwił mnie ten widok, w końcu mogła
przecież stracić przez to ciągłe poprawianie tkaniny równowagę i spaść, a
wtedy miałbym spory problem. Uśmiechnąłem się, patrząc w bok, za mały
pagórek. Postanowiłem nie odpowiadać jej przez chwilę, by sama mogła się
przekonać. Za tym właśnie wzniesieniem kryła się moja posiadłość,
wielki zamek z osiemdziesięcioma sześcioma pokojami, które cały czas
rozbudowywałem. W dodatku byłem w posiadaniu stajni, wielkich ogrodów,
licznych zabudowań rekreacyjnych, właściwie to wszystkiego co tylko
mogło wykazywać moje bogactwo, tak jak tego zawsze pragnąłem. "Pieniądze
jedynymi twymi przyjaciółmi, jednymi rozumiejącymi stworzeniami" mówił
mi głos mojej babci podczas moich siódmych urodzin. Siedziałem wtedy
smutny przy stole, opłakując nadal moich rodzicieli. Wspomnienia z
przeszłości nadal zachowały swą świeżość, niestety. Nagle zobaczyłem, że
zamek już wychyle się zza horyzontu, bo pokonywaliśmy już prawie szczyt
wzgórza. Nachyliłem się do ucha Tenebris, zaciskając wodze wierzchowca.
Wskazałem ręką na pierwsze wieżyczki i szepnąłem:
- To bardziej zamek, nawiasem mówiąc. Zobacz...- zmusiłem konia do
dzikiego galopu ze wzgórza. Z każdym tupnięciem kopyt zbliżaliśmy się do
mojego domu, którego tak wielbiłem. Spojrzałem na idealnie
przystrzyżony żywopłot, na piękne winorośle w ogrodzie. Potem zobaczyłem
mój wjazd wyłożony małymi, białymi kamyczkami i bramę odlaną ze spiżu.
Potem okalałem wzrokiem wszystkie dobrze znane mi budynki, aż w końcu
wjechałem wraz z Tenebris tuż przed schody do posiadłości. Zszedłem
gładko z konia i pomogłem zejść pani. Następnie otworzyłem szeroko
drzwi, kłaniając się przed nią niby kamerdyner, mając szeroki uśmiech na
twarzy. Naprawdę się zgodziła.
<Tenebris? To się chłopak wykaże, zobaczysz....>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz