.

.
.
.

niedziela, 1 marca 2015

Od Serana - Cd. Tenebris

Ta kobieta cały czas wpływała na mnie ze zmiennym stanem, co w zaczynało mnie już powoli irytować. Czasem miałem ochotę całować ją po rękach, czasem wstać od stołu i z resztkami godności wyjść. Omotała mnie sobie, jakby związując grubym sznurem. To przez tę naszą wspólną profesję czułem się przy niej tak nieswojo, nie miałem już przewagi w konwersacji. Musiałem też dać się ponieść wrażeniu, że jest ona bardzo podobna do mojej ukochanej Nerilan, przynajmniej z wyglądu. Miała ten sam odcień włosów i praktycznie identyczne usta z cudnym wcięciem w górnej wardze. To dlatego tak ciągle na nią patrzyłem ukradkiem, bo siedziała oto przede mną moja była narzeczona, kobieta złoto, która złamała mi serce. Pokręciłem lekko głową, odganiając od siebie te głupie myśli.To nie była Nerilan, to była Tenebris, kobieta która w jedną noc wzbudziła we mnie całe mnóstwo uczuć. A teraz miałem jeszcze zabrać ją do mojego zamku, bo wyraziła na to zgodę. Bez żadnych przymusów, sama z siebie się zgodziła. Nadal w to nie dowierzałem, słysząc cały czas w myślach słowa jej aprobaty. Prawie się wtedy zachłysnąłem trunkiem, szczerze mówiąc. Nawet w najśmielszych myślach nie podejrzewałem, że może przystać na tę propozycję, więc zaskoczyła mnie tym bardziej. Uśmiechnąłem się dobrotliwie, może nawet trochę z przekorą i wyprostowałem dłonie. Dama wróciła do swoich myśli, widziałem to dobrze. Błądziła wzrokiem po sali, tylko raz racząc mnie spojrzeniem spod swoich długich rzęs. Korzystając z okazji wylałem zawartość mojego kielicha do wazonu z narcyzami, by się już tak nie truć. Chwila kiedy zaczęła znów mówić nie nastąpiła, więc to do mnie należał obowiązek podjęcia ponownej dyskusji. Spojrzałem na naszą butelkę z winem, gotową na jeszcze wiele. Nie chciałem jednak tracić tyle czasu, tym bardziej, że zaznaczyła mi wyraźnie iż raczej nie zostanie w mojej posiadłości na całą noc, co sprawiło mi przykrość. Obiecałem sobie jednak, że ją zachwycę swoimi dobrami tak, że jeszcze zapragnie zostać na miejscu. Nie miałem przecież zamiaru potem błędnym wzrokiem szukać jej po mieście jak ten głupi. Jak dobrze, że moja przybrana siostra wyjechała na ten tydzień do swojego domu rodzinnego, nie chciałem bowiem by cokolwiek sobie pomyślała. W takich okolicznościach mogła sobie wyobrazić zbyt wiele, na dodatek przecież nigdy nie spraszałem gości. Odwróciłem głowę, patrząc z smutkiem na kelnerkę która próbowała rozdzielić dwóch łachudrów. Biedaczka miała naprawdę ciężki żywot, ale nic ja nie mogłem na to poradzić. Postanowiłem wreszcie przerwać niepotrzebną ciszę, oznajmiając Tenebris, że wychodzimy. Przy okazji również zapewniłem ją o spełnieniu prośby dotyczącej dostania się do jej miejsca pobytu. Nie reagowała ona jednak przez dłuższą chwilę, więc ze śmiechem pstryknąłem jej palcami przed nosem. Dopiero wtedy zareagowała, przepraszając mnie jeszcze. Skwitowałem to tylko uśmiechem, wstając od stołu i wsuwając krzesło. Przywołałem Tenebris dłonią, a kelnerce wsunąłem w dłoń zwitek banknotów, na które to patrzyła z niedowierzaniem. Wyszliśmy na deszcz, więc włożyliśmy swoje kaptury. Stwór damy na moje szczęście gdzieś się zawieruszył, ale Tenebris się tym nie zmartwiła. Najwidoczniej miał już on tak w zwyczaju, zabawne. Szliśmy szybko ulicami miasta, aż w końcu dotarliśmy do jakiegoś motelu, który wyglądał raczej na strasznie zaniedbany śmietnik niż posiadłość godną takiej damy. Weszła szybko do środka, a ja zobaczyłem zaraz potem jak w jednym z pokoików zapala się świeca. Po chwili czekania wyszła na zewnątrz odmieniona kobieta. Miała na sobie cudną sukni podkreślającą kształty i wspaniałe buty na obcasie. Zauważyłem jednak, że zapomniała o deszczu, więc zdjąłem swój płaszcz, rozciągając nad nami tkaninę. Dalej szliśmy już zgodnie, rozmawiając właściwie o niczym. Czułem jednak, że nie tracę czasu, byłem bardzo zadowolony z tego spotkania. W końcu dotarliśmy do mojego wierzchowca, więc dosiedliśmy go razem. Podarowałem Tenebris moje nakrycie wierzchnie, a sam popędziłem dobrze znaną mi drogą. Jechaliśmy w ciszy, wsłuchując się w odbijające się krople deszczu o skórę konia. W końcu kobieta odwróciła głowę w moją stronę, najprawdopodobniej chcąc zacząć rozmowę na powrót.
- Twój dom jest daleko za miastem?- zapytała, zapewne w obawie o swoje zdrowie. W końcu taka jazda mogła źle na nie wpłynąć. Płaszcz zresztą cały czas się z niej zsuwał i martwił mnie ten widok, w końcu mogła przecież stracić przez to ciągłe poprawianie tkaniny równowagę i spaść, a wtedy miałbym spory problem. Uśmiechnąłem się, patrząc w bok, za mały pagórek. Postanowiłem nie odpowiadać jej przez chwilę, by sama mogła się przekonać. Za tym właśnie wzniesieniem kryła się moja posiadłość, wielki zamek z osiemdziesięcioma sześcioma pokojami, które cały czas rozbudowywałem. W dodatku byłem w posiadaniu stajni, wielkich ogrodów, licznych zabudowań rekreacyjnych, właściwie to wszystkiego co tylko mogło wykazywać moje bogactwo, tak jak tego zawsze pragnąłem. "Pieniądze jedynymi twymi przyjaciółmi, jednymi rozumiejącymi stworzeniami" mówił mi głos mojej babci podczas moich siódmych urodzin. Siedziałem wtedy smutny przy stole, opłakując nadal moich rodzicieli. Wspomnienia z przeszłości nadal zachowały swą świeżość, niestety. Nagle zobaczyłem, że zamek już wychyle się zza horyzontu, bo pokonywaliśmy już prawie szczyt wzgórza. Nachyliłem się do ucha Tenebris, zaciskając wodze wierzchowca. Wskazałem ręką na pierwsze wieżyczki i szepnąłem:
- To bardziej zamek, nawiasem mówiąc. Zobacz...- zmusiłem konia do dzikiego galopu ze wzgórza. Z każdym tupnięciem kopyt zbliżaliśmy się do mojego domu, którego tak wielbiłem. Spojrzałem na idealnie przystrzyżony żywopłot, na piękne winorośle w ogrodzie. Potem zobaczyłem mój wjazd wyłożony małymi, białymi kamyczkami i bramę odlaną ze spiżu. Potem okalałem wzrokiem wszystkie dobrze znane mi budynki, aż w końcu wjechałem wraz z Tenebris tuż przed schody do posiadłości. Zszedłem gładko z konia i pomogłem zejść pani. Następnie otworzyłem szeroko drzwi, kłaniając się przed nią niby kamerdyner, mając szeroki uśmiech na twarzy. Naprawdę się zgodziła.

<Tenebris? To się chłopak wykaże, zobaczysz....>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz