.

.
.
.

piątek, 29 maja 2015

Od Alex CD Naix'a

Podeszłam po swoje rzeczy, mój rozmówca wydawał się dziwny, w sensie, że ukradł to mógł sobie to zostawić, jednak oddał. Było to zastanawiające. Odparłam:
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć... No! Ale niech ci będzie złodziejaszku.- Wiedziałam, że go to zdenerwuje, przynajmniej powinno.- Dobrze, że nie uciekałeś, bo nie chciałoby mi się za tobą biegać. Jestem Alex.
Podeszłam po woli i podałam mu dłoń, on jednak patrzył nieufnie na nią...


< Naix? Wybacz, że krótko, lecz nie miałam czasu >

poniedziałek, 25 maja 2015

Od Naix'a cd Alex

Siedziałem na przystani, oparty o jakiś okoliczny budynek, wciąż wypatrując mojej ofiary i zaczynałem się coraz bardziej irytować. Owszem, mieli mi zapłacić, ale chyba jednak wolałem własne zlecenia gdzie nie musiałem przynajmniej tkwić w takim lodowatym miejscu gdzie wiatr co chwila zrywał mój kaptur i rozwiewał włosy, a mróz wdzierał się pod lichą pelerynę. Jak ja bardzo tęskniłem za moim strojem, moim kochanym czarnym płaszczem. Co prawda mógłbym wziąć go tutaj, ale było to zbyt duże ryzyko. Taka zabawka mocno wyróżnia z tłumu, tym bardziej, gdy stoi się samotnie z boku i obserwuje przelatujące statki. Nawet w burym stroju, który wręcz maskował się na tle ściany ludzie zaczynali rzucać mi krzywe spojrzenia, nie wiadomo co, by było gdyby wziął coś czarnego. W końcu to kojarzy się jedynie z wędrowcami, złodziejami i szemranymi interesami.
Musiałem jednak przerwać swoje rozmyślania, dostrzegając kątem oka jakieś granatowe pasmo - swój cel. Ostrożnie, kierując swoją głowę nieco pod innym kątem niż powinienem, porównałem człowieka z opisem jaki wręczył mi zleceniodawca. Ciemnoniebieskie włosy, ciągnące się do łopatek, dość bogaty strój i torba z bogatym obszyciem, które wyglądało jak bliżej niezidentyfikowane znaczki czy runy.
Ruszyłem.
Powoli, zdejmując po drodze kaptur i mierzwiąc sobie włosy wmieszałem się w tłum, starając się wciąż pilnować gdzie jest postać co bardzo utrudniała mu czerwona plama w pobliżu celu, która wciąż kusiła, by bliżej się jej przyjrzeć. Powstrzymałem się jednak, kończąc obserwacje i wnioski na tym, że była ona kobietą i znów skupiłem się na mojej ofiarze. W końcu kilka lari czekało w sakiewce zleceniodawcy, by wkrótce zmienić właściciela. Wystarczyło jedynie przekabacić mu tą torbę. Z takim więc postanowieniem zbliżyłem się do celu, a potem chwyciłem za torbę. Ktoś jednak się zorientował, a ja musiałem rzucić się do ucieczki przez zaułki. Niby przez dwa tygodnie i wcześniejszy zwiad poznałem pobliskie uliczki, ale i tak sądziłem, że uda mi się to załatwić szybko i cicho.
Los jednak chciał inaczej, kolejny raz ukazując mi jakiego mam pecha. Ukradłem nie tą torbę.
- Szlag. - mruknąłem pod nosem. - Trza to zwrócić.
Co prawda mogło to się wydawać głupie, ba, wręcz idiotyczne, że złodziej zatrzymuje się i czeka na pościg, ale tak było. Nie byłem jakimś zwykłym rzezimieszkiem, można nawet uznać, że miałem coś w rodzaju kodeksu i nie zamierzałem tego tak zostawić. Zresztą nawet jeśli zmieniłbym zdanie to nie było już odwrotu bo moja ofiara szybko mnie dogoniła, a ja na chwilę oniemiałem dostrzegając te same pasma włosów co wcześniej mnie zdekoncentrowały. Nie trwało to jednak długo.
- Przepraszam bardzo, panienkę... - zawahałem się na moment bo jej wyraz twarzy wyraźnie mówił, że nie zamierza mi dać za dużo czasu na wyjaśnienie tej sytuacji. - Nastąpiła drobna pomyłka, wie, panienka, niechcący zabrałem torbę i chciałbym ją oddać. Naprawdę nie mam złych zamiarów.
Położyłem bagaż, cofając się o kilka kroków i unosząc ręce do góry. Byłem jednak przygotowany na kolejną ucieczką, a w duchu modliłem się jedynie, by nikt więcej za nią nie biegł.
- Nie chce sprzeczki, ani kłopotów. - dodałem.

< Alex? Ni spodziewałaś się raczej tego x3 >

Od Alex Do Naix'a

Zostałam wysłana na kolejną misję, nie było to coś trudnego. Po dłużącej się niemiłosiernie podróży stałam na zatłoczonej od przeróżnych istot przystani. Większość ludzi ubrana była na brązowo, jednak zdarzały się wyjątki od tej reguły. Przeciskałam się między przybyszami, doświadczonymi podróżnikami, czy żółtodziobami, którzy wyruszali pierwszy raz. Ja nie musiałam nigdzie podróżować tymi statkami, z jednej strony było mi szkoda takiej podróży, a z drugiej się cieszyłam, że nie muszę czymś takim podróżować. Miałam kogoś obserwować i opisać jego zachowanie, czyli jak zwykle. Nie dostaję innych zadań. Trzymałam szczelnie swój mały bagaż, przeczuwając, że jakiś chytry złodziejaszek spróbuje mi to ukraść. I nie myliłam się, wokół mnie powstał mur osób, uniemożliwiający mi dostrzeżenie kogoś niżej mnie, trzymałam mocno torbę, lecz złodziej był silniejszy i sprawniejszy. Złapał za torbę i uciekł, ignorując stojących koło mnie ludzi zaczęłam biec za sprawcą. Widziałam tylko lekko powiewający skrawek czarnego materiału, pobiegłam za tym tropem i w wąskiej uliczce dostrzegłam trochę niższą postać ode mnie. Pobiegłam szybko w stronę tej postaci...


< Naix? >

niedziela, 24 maja 2015

Od Naix'a Cd Mikoto

Odetchnąłem.
Niewiele brakowało, a mogłem pożegnać się z rejsem, może nawet z własnym życiem.
Przez krótki moment poczułem znany mi już dreszcz i cały się sprężyłem jakbym zaraz miał się rzucić do ucieczki nawet, gdy nie było gdzie uciekać, ale dziewczyna zaprzeczyła. Zwyczajnie, jakby nigdy nic. Spojrzałem na nią nieco zdziwiony bo nie miałem raczej pospolitego charakteru, mój należał bardziej do takich co rzucają się w oczy, ale moje ciało zareagowało szybciej niż mózg i zwyczajnie się odprężyło. Napięte mięśnie poluzowały się, a ręce opadły po bokach. Nawet nie zauważyłem kiedy skrzyżowałem je na klatce. Niby nic, ale jednak. Dopiero po tym do mojego umysłu dotarło co się stało, a ja wymamrotałem jakieś podziękowanie do bóstw. Co prawda nie byłem zbyt wierzący, ale czasem palnąłem coś w rodzaju modlitwy dziękczynnej. Zwykle jak właśnie uniknąłem stryczka. Nie mogło to się równać z aktualną sytuacją, ale dalej było to małym zwycięstwem bo równie dobrze mogłem teraz wylądować za burtą co nie było raczej przyjemne. Jednak dalej istniało we mnie, gdzieś na dnie jakieś podejrzenie. Nie znałem kapitan, ani jej myśli choć wydawało mi się, że nie chce mojej śmierci. Ani pieniędzy jakie, by dostała. Jakoś dziwnie czułem, że nawet jeśli coś podejrzewa to nie chce mnie wydać. Przynajmniej na razie. Nie wiem co we mnie wstąpiło, zachowywałem się jak totalny dekiel. Zaufać komuś obcemu? Byłem złodziejem - kimś z natury nieufnym co potrafi krzywo patrzeć nawet na wyciągniętą pomocną dłoń. A teraz? Po prostu odpuszczam, moja ręka zwisa spokojnie przy mym boku zamiast opierać się na rękojeści noża jak to zwykle bywało. Co prawda śledzę ją wzrokiem, ale na tym się to kończy. Nie próbuję nawet wymyślić jakiegoś planu, wymówki, bajeczki, którą miałem prawie zawsze. Spoglądam po prostu na piękne, rozwiane włosy, a moje myśli wędrują bez celu.
Gdyby nie nagłe poruszenie.
Nawet w lekko melanchonijnym nastroju wciąż pozostawałem czujny na takie anomalie. Nikt na statku nie miewa w zwyczaju podrywać się nagle czy też odwracać gdzieś. To zaś zrobiła kapitan, a ja podążyłem za nią wzrokiem i zdawało mi się, że zobaczyłem jakiś odległy punkt na horyzoncie. Czekałem jednak na potwierdzenie lub rozkaz, wciąż spoglądając na kobietę. Nie trwało to długo - wystarczyło jej kilka sekund spoglądania w lunetę i już wiedziała.
Piraci.
Krew we mnie zawrzała, poczułem dziwny szum w uszach, a moja dłoń odruchowo chwyciła za nóż. Zemsta. Tak bardzo jej pragnąłem, tak bardzo chciałem wybić wszystkich piratów razem z Władcą Krainy. Dobrze wiedziałem, że jest to niewykonalna misja, więc głównie szkodziłem jak mogłem, a właśnie nadarzyła się okazja. Okazja dla której musiałem zignorować rozkazy, które zwykłem wykonywać bez zbędnego ględzenia.
- Zawróć. - powiedziałem stanowczo, a zarazem dziwnie cicho.
Kapitan odwróciła się, a z jej miny można było wywnioskować, że raczej nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Nie możemy... - zaczęła, ale przerwałem jej.
- Zawróć!

Mikoto?

wtorek, 19 maja 2015

Od Tenebris - Cd. Acaira

Mężczyzna zniknął za grubymi drzwiami. Nawet nie dał mi szansy na odpowiedź. Machnęłam niedbale ręką, jakbym odganiała nieznośną muchę.  W gruncie rzeczy tak było. Kłębiące się myśli można by porównać akurat do tego zwierzęcia. Siedziałam tak, obserwując zawiniątko leżące na stoliku. Po jakimś czasie zmusiłam się do wstania i opuszczenia pomieszczenia. Wolnym krokiem przebyłam niewielką odległość dzielącą mnie od drzwi. Otworzyłam je, by potem zamknąć na klucz. W korytarzu można było wyczuć słodkawy zapach wina i przyjemny mięsnej potrawki. Zignorowałam wszelkie "błagania" organizmu o posiłek, po prostu nie mogłabym nic przełknąć. Wymknęłam się przejściem dla pracowników. Jakoś nie miałam ochoty na pokazywanie się gościom oberży. Wychodząc na zewnątrz poczułam orzeźwiający chłód, taki którego można doświadczyć jedynie o późnych porach wieczornych oraz nocnych. Rozejrzałam się po najbliższej okolicy, chcąc znaleźć kłopotliwego zwierza.
- Gdzież to on mógł pobiec...- powiedziałam sama do siebie
Nie mając zbyt wielu pomysłów po prostu przyłożyłam palce do ust i głośno zagwizdałam. Znikąd pojawił się Tropiciel. Spiorunowałam go spojrzeniem. W normalnych okolicznościach zapewne podniosłabym głos, jednak teraz byłam zbyt wyczerpana. Nakazałam mu zostać pod drzwiami lokalu. Miałam cichą nadzieję, że zrozumiał kilkukrotnie wypowiedziane polecenie. Sama wróciłam do swojej chwilowej siedziby. Uprzednio doprowadzając się do porządku, runęłam na łózko. Sen przyszedł szybko, wręcz zbawiennie.

<Acair?>

Od Nelly Cd Ifrysa

Powoli otworzyłam oczy. Poczułam uporczywy, pulsujący ból w okolicach skroni. Zamrugałam kilkakrotnie. Upłynęło parę dobrych chwil, nim mój wzrok przystosował się do panującego w pomieszczeniu półmroku. Jako pierwszy element otoczenia zauważyłam krótki, naostrzony nóż. Wstałam i cofnęłam się odruchowo, jednocześnie przewracając... grabie...? Zaraz, co ja tam w ogóle robiłam? Spojrzałam z ukosa na stojącego przede mną mężczyznę, najprawdopodobniej tego samego, którego w dość niefortunnych okolicznościach miałam okazję spotkać na korytarzu. Milczałam, oczekując wyjaśnień.
- I jak? Zdecydowałaś się już na odpowiedź? - usłyszałam jego chłodny, stanowczy głos.
- Jaką odpowiedź...? - spytałam niewinnie. W tym wypadku gra na czas była chyba najlepszym rozwiązaniem.
- Chcę wiedzieć, co tutaj robisz. I, ewentualnie, dla kogo pracujesz.
- Nie odpowiem..., jeśli mnie stąd nie wypuścisz. - oświadczyłam po namyśle. 
Mimo strachu próbowałam zachować zimną krew, ale sądząc po jego pewnym nieco szyderczym tonie nie zrealizowałam tego postanowienia.
- Tak się składa, że na zewnątrz czeka nas niemiła konfrontacja ze strażnikami. Bez wątpienia służba zdążyła już ich powiadomić. A ten cały bałagan narobił się tutaj z twojego powodu, kociaku. Mogłabyś grzecznie wytłumaczyć mi, dlaczego?
- Ale ja jestem tu... przez przypadek. Naprawdę... - skłamałam niezbyt przekonująco.
- Przez przypadek? - powtórzył z rozbawieniem - Nie wydaje mi się. Mów wszystko, co wiesz, bo może być nieprzyjemnie. - ostrzegł, postępując krok do przodu. 
Rozejrzałam się na boki i uświadomiłam sobie, że z powodu braku miejsca nie mam żadnej możliwości ucieczki. A gdybym podjęła desperacką próbę, z pewnością zakończyłaby się ona niepowodzeniem. Do tego moja inwencja twórcza, albo raczej jej chwilowy zanik, ani trochę nie pomagał w stworzeniu sensownego, fałszywego przebiegu wydarzeń, którym ostatecznie mogłabym się posłużyć. Pozostawało mi więc mówienie prawdy. Albo tylko jej części. Nie zamierzałam dać za wygraną.
- Przyszłam tutaj tylko na noc... - zaczęłam - To znaczy dlatego, bo nie mam gdzie mieszkać. - dodałam szybko, pojmując, jak dwuznacznie brzmi moja poprzednia uwaga - Myślałam, że Sheridana tu nie ma, więc...
- Sheridan? O, proszę. Znasz nazwisko naszego lorda, choć prawdziwa lokalizacja jego miejsca zamieszkania jest pilnie strzeżona. Coś mi się zdaje, że nie wybrniesz z tego tak jak sobie zaplanowałaś mała. - przerwał pozornie lekkim tonem, z którego jednak zdołałam wyłapać coś na kształt groźby.
- Ale ja nie...
- Może przypadkiem zabrałaś coś ze sobą, hmm?
Pokiwałam przecząco głową, jednocześnie czując, jak moje tętno wzrasta. Zupełnie jakby czytał mi w myślach.
- W takim razie nie masz się czego obawiać, bo zaraz to sprawdzimy. - oznajmił, bez trudu zsuwając płaszcz z moich ramion. Nie mogłam nic zrobić. Obserwowałam, jak mężczyzna przeszukuje zawartość nielicznych kieszeni po to, żeby w końcu natrafić na pergamin.
- To, jak rozumiem, też znalazłaś przypadkiem? - spytał ironicznie, wyciągając z koperty poskładaną kartkę.
- Czekaj! - krzyknęłam.
- Tak? - uniósł głowę z umiarkowanym zainteresowaniem. 
Nie wiedziałam, jak powstrzymać go przed odczytaniem pisma, ale przecież nie mogłam pozwolić na to, aby być może cenna zdobycz trafiła w ręce innego łowcy.
- Chyba coś słyszę. Jakieś kroki z ogrodu... Myślę, że powinniśmy stąd znikać - zasugerowałam ostrożnie, licząc na ślepy fart. Tym razem szczęście mi sprzyjało. Niemal w tej samej chwili dobiegły mnie odgłosy zwiastujące rychłe nadejście intruzów.

< Ifrys? >

poniedziałek, 18 maja 2015

Od Ifrysa Cd Nelly

Z trudem przedostałem się do posiadłości narcyzowatego lorda Sheridana słynącego z pikantnego życia prywatnego i wzbudzającego swym zachowaniem wiele kontrowersji. Nie różnił się tym zbytnio od pozostałej śmietanki arystokracji zamieszkującej Fronterizo. Pewna urocza dama przekonała mnie, bym poszukał krępujących dokumentów, bądź listów ośmieszających lorda. Pokonując bezszelestnie drogę przez wielki ogród zastanawiałem się czy przypadkiem moja zleceniodawczyni nie była porzuconą kochanką Sheridana, jedną z wielu zresztą. Pochłonięty myślami wkroczyłem w ciemny korytarz wejściem dla służby. Na szczęście nie zastałem tu nikogo o tej porze. Do czasu... Pochwyciłem ledwie dosłyszalne kroki kogoś stąpającego ostrożnie, lecz pośpiesznie. Miałem niewiele czasu, więc zareagowałem instynktownie. Pochwyciłem drobne nadgarstki i przygwoździłem ofiarę do ściany własnym ciałem. Nie mogłem ryzykować, że moja obecność zostanie wykryta. 
- Co my tu mamy? - spod obszernego kaptura spoglądała na mnie para wielkich oczu należących do młodziutkiej dziewczyny.
Drobna twarzyczka zdawała się wyrażać niewinność w czystej postaci. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Aniołek właśnie dawał nogę z posiadłości. Pytanie tylko dlaczego lub raczej z czym?
- Powiedz mi kociaku co tu robisz, a być może puszczę cię wolno. - szepnąłem.
Niestety nie dane mi było poznać odpowiedzi, z głębi korytarza usłyszałem czyjeś krzyki.
- Ktoś tu nieźle narozrabiał i schrzanił mi robotę. - nie potrafiłem ukryć rozdrażnienia - Wybacz mała. - ogłuszyłem ją szybkim uderzeniem w skroń.
Nie przepadałem za przemocą tym bardziej stosowaną wobec tak uroczych istot. Niestety okoliczności nie sprzyjały grzeczności i wzbudzaniu zaufania. Zarzuciłem dziewczynę na ramię i wymknąłem się do ogrody. Kątem oka dostrzegłem niewielki składzik na narzędzia. Przy odrobinie szczęścia przeczekamy tam bezpiecznie i poznamy się bliżej. Miałem wiele pytań do kociaka. Ostrożnie przekradłem się do drewnianego budyneczku i wśliznąłem do środka. Panował tu przyjemny półmrok, a w powietrzu unosił się zapach świeżej ziemi. Narzędzia ogrodnicze stały spokojnie ustawione równo w kącie. Dostrzegłem mały taboret tuż przy drzwiach. Posadziłem na nim pannę i delikatnie klepnąłem w policzek.
- Pobudka kociaku. - wyjąłem zza pasa nóż. Tak na wszelki wypadek.

<Nelly?>

Od Acaira Cd Tenebris

Uśmiechnąłem się lekko, podnosząc jeden kącik ust.
- Zalazłaś magom za skórę? Jest jeszcze ktoś. Pewien żywiołak, potrafi otwierać portale. Być może będzie w stanie nam pomóc. - oczami wyobraźni ujrzałem znajomą twarz - Przyjdę po ciebie jutro o świcie, potem wyruszamy.
Wstałem nieśpiesznie z krzesła, spoglądając w stronę okna.
- Mam cichą nadzieję, że twój pieszczoch nie narozrabia zbytnio podczas podróży. - skierowałem kroki w stronę drzwi - A i nie zawracaj sobie głowy prowiantem, wszystko będzie gotowe na jutro. Życzę ci dobrej nocy. - skłoniłem się lekko jak wymagała tego wpojona mi kultura.
Wyszedłem z pokoju łowczyni nie czekając na odpowiedź. Moje myśli zaprzątały teraz inne sprawy. Pospiesznie opuściłem karczmę odprowadzany wzrokiem kilku stałych bywalców. Zapadający zmierzch powitał mnie chłodnym powiewem wiatru. Kluczyłem jakiś czas wśród ciemnych uliczek, by przystanąć za rogiem jednej z nich. Ktoś podążał za mną od samej gospody. Pochwyciwszy odgłos stawianych niemal bezszelestnie stóp, wychyliłem się zza muru budynku i złapałem drobnego jegomościa, wciągając wgłąb wąskiego zaułka. Czyżby ktoś jeszcze interesował się panną Interfectorem?

<Tenebris?>

Od Nelly do Ifrysa

Z przeciągłym westchnięciem opadłam na łóżko. Obrzucając wnętrze pomieszczenia przelotnym, znudzonym spojrzeniem, doszłam do wniosku, że jedna z wielu komnat należących do lorda Sheridana do złudzenia przypomina pokoje ludzi jego pokroju, których rezydencje już zwiedziłam. Poczułam lekkie rozczarowanie. Naturalnie nie spodziewałam się po nim dużej kreatywności, bo jakby nie patrzeć nie należał do szczególnie pomysłowych indywidualistów, ale myślałam, iż posiadłości arystokratów zamieszkujących Fronterizo choć trochę różnią się tych wybudowanych w innych miejscach. Tym razem wyjątkowo błędnie oceniłam sytuację. Wszędzie panował ten sam styl, oparty na przepychu, drogich meblach i obficie pozłacanych dekoracjach. Gdzieniegdzie zawieszono oprawione w solidne ramy obrazy, niewątpliwie kosztujące fortunę; miałam już do czynienia z dziełami sztuki malarskiej, tak więc potrafiłam w przybliżeniu oszacować ich wartość. Całość przedstawiała dosyć przytulny, ale monotonny widok, pozbawiony jakichkolwiek urozmaiceń. Być może dlatego właśnie arystokracja zajmowała zaszczytne pierwsze miejsce na liście znienawidzonych przeze mnie klas. Wszyscy postępowali identycznie, niezależnie od lokalizacji ich majątków. Łącznie z członkami mojej rodziny.
Uciekając od ponurych rozważań, spojrzałam w stronę tarczy wysokiego, wyrzeźbionego z mahoniowego drewna zegara umieszczonego pod ścianą. Przed powrotem lorda miałam do dyspozycji sporo wolnego czasu. Nie musiałam obawiać się niespodziewanej wizyty, obecnie wnętrze pałacu wypełniała wyłącznie służba. Podeszłam do jasnej komody, po czym bez skrupułów zaczęłam penetrować zawartość kolejnych szuflad. Nie oczekiwałam zaskakujących odkryć, a pieniądze zamierzałam zabrać dopiero nazajutrz, ale zawsze mogłam znaleźć coś wartego uwagi. Na przykład prywatną korespondencję jednej z najbardziej wpływowych osobistości w mieście, pomyślałam z satysfakcją, sięgając po kopertę opatrzoną rozerwaną pieczęcią.
Drgnęłam, kiedy usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi. Uświadomiłam sobie, że to nie może być Sheridan. On wkroczyłby do komnaty bez uprzedzenia, a dobijanie się mogło oznaczać jedynie nadejście kogoś niżej postawionego. Prędko wykalkulowałam, iż przed bezceremonialnym wejściem niepożądanej jednostki mam tylko kilka, najwyżej kilkanaście sekund na podjęcie ryzykownej decyzji. Alternatywa była prosta. Drzwi albo okno. Nie mogłam się wahać, wahanie z reguły prowadzi do porażki.
Ściskając w dłoni swoją najnowszą zdobycz w postaci fragmentu pergaminu, drugą ręką niedbale zarzuciłam na siebie płaszcz. Zamaszystym ruchem zakryłam twarz obszernym kapturem, pomijając fakt istnienia czegoś takiego jak rękawy.
Drzwi albo okno...
Mój wybór padł na pierwszą możliwość. Bez namysłu nacisnęłam klamkę, prześliznęłam się pod ramieniem stojącej tuż za progiem postaci. W biegu zdążyłam dostrzec tylko zarysy stroju pokojówki. Zbiegłam po schodach, za każdym krokiem przeskakując o kilka stopni. Teraz od wyjścia przegradzał mnie tylko szeroki, długi korytarz. Ostatnia prosta. Wzięłam głęboki wdech. Przemierzając kolejne odległości, pomyślałam sobie, że mam szczęście, bo nikogo po drodze nie spotkałam. Dokładnie w tym momencie wysoki osobnik o obliczu zakrytym chustą zmaterializował się przede mną, tak nagle, nie wiadomo skąd. Jakby wyrósł spod podłogi. Dostrzegłam go w porę, ale nie dałam rady wyhamować. Wszystko działo się bardzo szybko. Poczułam, jak nieznajomy mocno łapie mnie za nadgarstki i przyciska do ściany. Nie mogłam się poruszyć, byłam zbyt zdezorientowana, żeby zareagować w jakikolwiek sposób.

< Ifrys? >

Od Larinae Cd Kohaku

Nie mogłam udzielić mu prawdziwej odpowiedzi. Same ujawnienie tożsamości hrabiny nie stanowiło dla mnie bezpośrednio szkodliwego posunięcia, ale Kohaku raczej do głupich nie należał i zacząłby zadawać dalsze pytania dotyczące mojej znajomości z Nesbitt. Nie chciałam mówić, kim naprawdę jestem. Znałam go zbyt krótko, nie potrafiłam więc przewidzieć jego reakcji. Westchnęłam. Chyba nie uda mi się wybrnąć z tej sytuacji bez wzbudzania podejrzeń.
- Ach, to nie był nikt ważny, naprawdę - odparłam pewnym tonem. Spoglądałam mu prosto w oczy, tak, aby moje wymijające wyjaśnienie brzmiało przekonująco.
- Tak? W takim razie dlaczego się bałaś? - zapytał z lekką konsternacją.
- Bo... coś mi się przywidziało. Myślałam, że to... nieważne. Nie lubię o tym mówić - skłamałam bez większych komplikacji, wymyślając wymówkę na poczekaniu i dla podkreślenia wagi swojego wyznania nadając swojemu głosowi nieco dramatyczne brzmienie.
- Jasne. Rozumiem - przyznał po chwili zastanowienia. Wyczułam w głosie Kohaku nieznaczne wahanie zestawione z niedowierzaniem, ale nie uznałam tego szczegółu za istotną informację. Moje odpowiedzi zaspokoiły jego ciekawość, a przecież taki ich skutek był jak najbardziej celowy i zamierzony.
- Cieszę się, że rozumiesz. To jest związane z dość przykrymi wspomnieniami... Może lepiej zakończymy już ten temat. Hmm, gdzie mieliśmy iść?
- Do baru. Zapomniałaś?
- Chyba tak - oświadczyłam z udawaną skruchą. Bardzo dobrze pamiętałam przebieg naszej poprzedniej rozmowy, ale chciałam sprawić wrażenie osoby odrobinę roztrzęsionej i wytrąconej z równowagi wspomnieniem rzekomego, nieprzyjemnego incydentu z przeszłości. Kilka razy przekonałam się już, że najlepiej konsekwentnie nawiązywać do swoich wypowiedzi, zwłaszcza tych najmniej wiarygodnych.
- W takim razie, na co jeszcze czekamy, towarzyszko? - zasugerował z lekkim uśmiechem.
- Masz rację. Chodźmy już, to dość obskurny zaułek - stwierdziłam, oglądając się za siebie na zniszczoną przez czas i warunki atmosferyczne ścianę wiekowego, ponurego budynku. Razem opuściliśmy tymczasową kryjówkę. Od karczmy dzielił nas niewielki dystans. Postanowiłam wykorzystać go na zjednanie sobie sympatii czarnowłosego.
- Tak w ogóle, to chciałam ci podziękować - odezwałam się pogodnie.
- Podziękować? Za co?
- No wiesz, za ten płaszcz...
- Nie sądzę, żeby okrycie cię płaszczem było wielką przysługą z mojej strony - oświadczył z rozbawieniem.
- Ale mi nie chodzi o ten płaszcz. Pomogłeś mi się ukryć, to naprawdę dużo dla mnie znaczy.
- Ukryć? Przecież sama mówiłaś, że coś ci się przywidziało...
- Tak, ale... miałam wrażenie, że nie. Nieważne. Po prostu ci dziękuję. To już tutaj - nagle zmieniłam temat, wskazując wykonane z ciemnego drewna drzwi, umieszczone w jednej z równoległych kamienic. Razem wstąpiliśmy do środka.

< Kohaku? >

sobota, 16 maja 2015

Porządki na blogu

Niestety z powodu braku czasu dwóch Adminek Bloggerki i Hafazy przenoszę ich wątki do archiwum. Tytuły etykiet można znaleźć w zakładce "Opowiadania - Etykietki" pod nickiem każdej z nich. Nadal poszukuję pomocy do prowadzenia bloga. Chętnych proszę o napisanie do mnie na Howrse.pl (greenmir) lub na maila wisabina1@gmail.com. Dzięki, że jesteście :)