.

.
.
.

poniedziałek, 18 maja 2015

Od Larinae Cd Kohaku

Nie mogłam udzielić mu prawdziwej odpowiedzi. Same ujawnienie tożsamości hrabiny nie stanowiło dla mnie bezpośrednio szkodliwego posunięcia, ale Kohaku raczej do głupich nie należał i zacząłby zadawać dalsze pytania dotyczące mojej znajomości z Nesbitt. Nie chciałam mówić, kim naprawdę jestem. Znałam go zbyt krótko, nie potrafiłam więc przewidzieć jego reakcji. Westchnęłam. Chyba nie uda mi się wybrnąć z tej sytuacji bez wzbudzania podejrzeń.
- Ach, to nie był nikt ważny, naprawdę - odparłam pewnym tonem. Spoglądałam mu prosto w oczy, tak, aby moje wymijające wyjaśnienie brzmiało przekonująco.
- Tak? W takim razie dlaczego się bałaś? - zapytał z lekką konsternacją.
- Bo... coś mi się przywidziało. Myślałam, że to... nieważne. Nie lubię o tym mówić - skłamałam bez większych komplikacji, wymyślając wymówkę na poczekaniu i dla podkreślenia wagi swojego wyznania nadając swojemu głosowi nieco dramatyczne brzmienie.
- Jasne. Rozumiem - przyznał po chwili zastanowienia. Wyczułam w głosie Kohaku nieznaczne wahanie zestawione z niedowierzaniem, ale nie uznałam tego szczegółu za istotną informację. Moje odpowiedzi zaspokoiły jego ciekawość, a przecież taki ich skutek był jak najbardziej celowy i zamierzony.
- Cieszę się, że rozumiesz. To jest związane z dość przykrymi wspomnieniami... Może lepiej zakończymy już ten temat. Hmm, gdzie mieliśmy iść?
- Do baru. Zapomniałaś?
- Chyba tak - oświadczyłam z udawaną skruchą. Bardzo dobrze pamiętałam przebieg naszej poprzedniej rozmowy, ale chciałam sprawić wrażenie osoby odrobinę roztrzęsionej i wytrąconej z równowagi wspomnieniem rzekomego, nieprzyjemnego incydentu z przeszłości. Kilka razy przekonałam się już, że najlepiej konsekwentnie nawiązywać do swoich wypowiedzi, zwłaszcza tych najmniej wiarygodnych.
- W takim razie, na co jeszcze czekamy, towarzyszko? - zasugerował z lekkim uśmiechem.
- Masz rację. Chodźmy już, to dość obskurny zaułek - stwierdziłam, oglądając się za siebie na zniszczoną przez czas i warunki atmosferyczne ścianę wiekowego, ponurego budynku. Razem opuściliśmy tymczasową kryjówkę. Od karczmy dzielił nas niewielki dystans. Postanowiłam wykorzystać go na zjednanie sobie sympatii czarnowłosego.
- Tak w ogóle, to chciałam ci podziękować - odezwałam się pogodnie.
- Podziękować? Za co?
- No wiesz, za ten płaszcz...
- Nie sądzę, żeby okrycie cię płaszczem było wielką przysługą z mojej strony - oświadczył z rozbawieniem.
- Ale mi nie chodzi o ten płaszcz. Pomogłeś mi się ukryć, to naprawdę dużo dla mnie znaczy.
- Ukryć? Przecież sama mówiłaś, że coś ci się przywidziało...
- Tak, ale... miałam wrażenie, że nie. Nieważne. Po prostu ci dziękuję. To już tutaj - nagle zmieniłam temat, wskazując wykonane z ciemnego drewna drzwi, umieszczone w jednej z równoległych kamienic. Razem wstąpiliśmy do środka.

< Kohaku? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz