.

.
.
.

poniedziałek, 18 maja 2015

Od Nelly do Ifrysa

Z przeciągłym westchnięciem opadłam na łóżko. Obrzucając wnętrze pomieszczenia przelotnym, znudzonym spojrzeniem, doszłam do wniosku, że jedna z wielu komnat należących do lorda Sheridana do złudzenia przypomina pokoje ludzi jego pokroju, których rezydencje już zwiedziłam. Poczułam lekkie rozczarowanie. Naturalnie nie spodziewałam się po nim dużej kreatywności, bo jakby nie patrzeć nie należał do szczególnie pomysłowych indywidualistów, ale myślałam, iż posiadłości arystokratów zamieszkujących Fronterizo choć trochę różnią się tych wybudowanych w innych miejscach. Tym razem wyjątkowo błędnie oceniłam sytuację. Wszędzie panował ten sam styl, oparty na przepychu, drogich meblach i obficie pozłacanych dekoracjach. Gdzieniegdzie zawieszono oprawione w solidne ramy obrazy, niewątpliwie kosztujące fortunę; miałam już do czynienia z dziełami sztuki malarskiej, tak więc potrafiłam w przybliżeniu oszacować ich wartość. Całość przedstawiała dosyć przytulny, ale monotonny widok, pozbawiony jakichkolwiek urozmaiceń. Być może dlatego właśnie arystokracja zajmowała zaszczytne pierwsze miejsce na liście znienawidzonych przeze mnie klas. Wszyscy postępowali identycznie, niezależnie od lokalizacji ich majątków. Łącznie z członkami mojej rodziny.
Uciekając od ponurych rozważań, spojrzałam w stronę tarczy wysokiego, wyrzeźbionego z mahoniowego drewna zegara umieszczonego pod ścianą. Przed powrotem lorda miałam do dyspozycji sporo wolnego czasu. Nie musiałam obawiać się niespodziewanej wizyty, obecnie wnętrze pałacu wypełniała wyłącznie służba. Podeszłam do jasnej komody, po czym bez skrupułów zaczęłam penetrować zawartość kolejnych szuflad. Nie oczekiwałam zaskakujących odkryć, a pieniądze zamierzałam zabrać dopiero nazajutrz, ale zawsze mogłam znaleźć coś wartego uwagi. Na przykład prywatną korespondencję jednej z najbardziej wpływowych osobistości w mieście, pomyślałam z satysfakcją, sięgając po kopertę opatrzoną rozerwaną pieczęcią.
Drgnęłam, kiedy usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi. Uświadomiłam sobie, że to nie może być Sheridan. On wkroczyłby do komnaty bez uprzedzenia, a dobijanie się mogło oznaczać jedynie nadejście kogoś niżej postawionego. Prędko wykalkulowałam, iż przed bezceremonialnym wejściem niepożądanej jednostki mam tylko kilka, najwyżej kilkanaście sekund na podjęcie ryzykownej decyzji. Alternatywa była prosta. Drzwi albo okno. Nie mogłam się wahać, wahanie z reguły prowadzi do porażki.
Ściskając w dłoni swoją najnowszą zdobycz w postaci fragmentu pergaminu, drugą ręką niedbale zarzuciłam na siebie płaszcz. Zamaszystym ruchem zakryłam twarz obszernym kapturem, pomijając fakt istnienia czegoś takiego jak rękawy.
Drzwi albo okno...
Mój wybór padł na pierwszą możliwość. Bez namysłu nacisnęłam klamkę, prześliznęłam się pod ramieniem stojącej tuż za progiem postaci. W biegu zdążyłam dostrzec tylko zarysy stroju pokojówki. Zbiegłam po schodach, za każdym krokiem przeskakując o kilka stopni. Teraz od wyjścia przegradzał mnie tylko szeroki, długi korytarz. Ostatnia prosta. Wzięłam głęboki wdech. Przemierzając kolejne odległości, pomyślałam sobie, że mam szczęście, bo nikogo po drodze nie spotkałam. Dokładnie w tym momencie wysoki osobnik o obliczu zakrytym chustą zmaterializował się przede mną, tak nagle, nie wiadomo skąd. Jakby wyrósł spod podłogi. Dostrzegłam go w porę, ale nie dałam rady wyhamować. Wszystko działo się bardzo szybko. Poczułam, jak nieznajomy mocno łapie mnie za nadgarstki i przyciska do ściany. Nie mogłam się poruszyć, byłam zbyt zdezorientowana, żeby zareagować w jakikolwiek sposób.

< Ifrys? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz