Powoli otworzyłam oczy. Poczułam uporczywy, pulsujący ból w okolicach
skroni. Zamrugałam kilkakrotnie. Upłynęło parę dobrych chwil, nim mój
wzrok przystosował się do panującego w pomieszczeniu półmroku. Jako
pierwszy element otoczenia zauważyłam krótki, naostrzony nóż. Wstałam i
cofnęłam się odruchowo, jednocześnie przewracając... grabie...? Zaraz,
co ja tam w ogóle robiłam? Spojrzałam z ukosa na stojącego przede mną
mężczyznę, najprawdopodobniej tego samego, którego w dość niefortunnych
okolicznościach miałam okazję spotkać na korytarzu. Milczałam, oczekując
wyjaśnień.
- I jak? Zdecydowałaś się już na odpowiedź? - usłyszałam jego chłodny, stanowczy głos.
- Jaką odpowiedź...? - spytałam niewinnie. W tym wypadku gra na czas była chyba najlepszym rozwiązaniem.
- Chcę wiedzieć, co tutaj robisz. I, ewentualnie, dla kogo pracujesz.
- Nie odpowiem..., jeśli mnie stąd nie wypuścisz. - oświadczyłam po namyśle.
- I jak? Zdecydowałaś się już na odpowiedź? - usłyszałam jego chłodny, stanowczy głos.
- Jaką odpowiedź...? - spytałam niewinnie. W tym wypadku gra na czas była chyba najlepszym rozwiązaniem.
- Chcę wiedzieć, co tutaj robisz. I, ewentualnie, dla kogo pracujesz.
- Nie odpowiem..., jeśli mnie stąd nie wypuścisz. - oświadczyłam po namyśle.
Mimo strachu próbowałam zachować zimną krew, ale sądząc po jego
pewnym nieco szyderczym tonie nie zrealizowałam tego postanowienia.
- Tak się składa, że na zewnątrz czeka nas niemiła konfrontacja ze strażnikami. Bez wątpienia służba zdążyła już ich powiadomić. A ten cały bałagan narobił się tutaj z twojego powodu, kociaku. Mogłabyś grzecznie wytłumaczyć mi, dlaczego?
- Ale ja jestem tu... przez przypadek. Naprawdę... - skłamałam niezbyt przekonująco.
- Przez przypadek? - powtórzył z rozbawieniem - Nie wydaje mi się. Mów wszystko, co wiesz, bo może być nieprzyjemnie. - ostrzegł, postępując krok do przodu.
- Tak się składa, że na zewnątrz czeka nas niemiła konfrontacja ze strażnikami. Bez wątpienia służba zdążyła już ich powiadomić. A ten cały bałagan narobił się tutaj z twojego powodu, kociaku. Mogłabyś grzecznie wytłumaczyć mi, dlaczego?
- Ale ja jestem tu... przez przypadek. Naprawdę... - skłamałam niezbyt przekonująco.
- Przez przypadek? - powtórzył z rozbawieniem - Nie wydaje mi się. Mów wszystko, co wiesz, bo może być nieprzyjemnie. - ostrzegł, postępując krok do przodu.
Rozejrzałam się na boki i uświadomiłam sobie, że z
powodu braku miejsca nie mam żadnej możliwości ucieczki. A gdybym
podjęła desperacką próbę, z pewnością zakończyłaby się ona
niepowodzeniem. Do tego moja inwencja twórcza, albo raczej jej chwilowy
zanik, ani trochę nie pomagał w stworzeniu sensownego, fałszywego
przebiegu wydarzeń, którym ostatecznie mogłabym się posłużyć.
Pozostawało mi więc mówienie prawdy. Albo tylko jej części. Nie
zamierzałam dać za wygraną.
- Przyszłam tutaj tylko na noc... - zaczęłam - To znaczy dlatego, bo nie mam gdzie mieszkać. - dodałam szybko, pojmując, jak dwuznacznie brzmi moja poprzednia uwaga - Myślałam, że Sheridana tu nie ma, więc...
- Sheridan? O, proszę. Znasz nazwisko naszego lorda, choć prawdziwa lokalizacja jego miejsca zamieszkania jest pilnie strzeżona. Coś mi się zdaje, że nie wybrniesz z tego tak jak sobie zaplanowałaś mała. - przerwał pozornie lekkim tonem, z którego jednak zdołałam wyłapać coś na kształt groźby.
- Ale ja nie...
- Może przypadkiem zabrałaś coś ze sobą, hmm?
Pokiwałam przecząco głową, jednocześnie czując, jak moje tętno wzrasta. Zupełnie jakby czytał mi w myślach.
- W takim razie nie masz się czego obawiać, bo zaraz to sprawdzimy. - oznajmił, bez trudu zsuwając płaszcz z moich ramion. Nie mogłam nic zrobić. Obserwowałam, jak mężczyzna przeszukuje zawartość nielicznych kieszeni po to, żeby w końcu natrafić na pergamin.
- To, jak rozumiem, też znalazłaś przypadkiem? - spytał ironicznie, wyciągając z koperty poskładaną kartkę.
- Czekaj! - krzyknęłam.
- Tak? - uniósł głowę z umiarkowanym zainteresowaniem.
- Przyszłam tutaj tylko na noc... - zaczęłam - To znaczy dlatego, bo nie mam gdzie mieszkać. - dodałam szybko, pojmując, jak dwuznacznie brzmi moja poprzednia uwaga - Myślałam, że Sheridana tu nie ma, więc...
- Sheridan? O, proszę. Znasz nazwisko naszego lorda, choć prawdziwa lokalizacja jego miejsca zamieszkania jest pilnie strzeżona. Coś mi się zdaje, że nie wybrniesz z tego tak jak sobie zaplanowałaś mała. - przerwał pozornie lekkim tonem, z którego jednak zdołałam wyłapać coś na kształt groźby.
- Ale ja nie...
- Może przypadkiem zabrałaś coś ze sobą, hmm?
Pokiwałam przecząco głową, jednocześnie czując, jak moje tętno wzrasta. Zupełnie jakby czytał mi w myślach.
- W takim razie nie masz się czego obawiać, bo zaraz to sprawdzimy. - oznajmił, bez trudu zsuwając płaszcz z moich ramion. Nie mogłam nic zrobić. Obserwowałam, jak mężczyzna przeszukuje zawartość nielicznych kieszeni po to, żeby w końcu natrafić na pergamin.
- To, jak rozumiem, też znalazłaś przypadkiem? - spytał ironicznie, wyciągając z koperty poskładaną kartkę.
- Czekaj! - krzyknęłam.
- Tak? - uniósł głowę z umiarkowanym zainteresowaniem.
Nie wiedziałam,
jak powstrzymać go przed odczytaniem pisma, ale przecież nie mogłam
pozwolić na to, aby być może cenna zdobycz trafiła w ręce innego łowcy.
- Chyba coś słyszę. Jakieś kroki z ogrodu... Myślę, że powinniśmy stąd znikać - zasugerowałam ostrożnie, licząc na ślepy fart. Tym razem szczęście mi sprzyjało. Niemal w tej samej chwili dobiegły mnie odgłosy zwiastujące rychłe nadejście intruzów.
< Ifrys? >
- Chyba coś słyszę. Jakieś kroki z ogrodu... Myślę, że powinniśmy stąd znikać - zasugerowałam ostrożnie, licząc na ślepy fart. Tym razem szczęście mi sprzyjało. Niemal w tej samej chwili dobiegły mnie odgłosy zwiastujące rychłe nadejście intruzów.
< Ifrys? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz