Władca odwrócił się do niej i mocno przytulił.
- Dziękuję. Nie sądziłem, że ktokolwiek złamie mój rozkaz i cokolwiek dla mnie przygotuje. - pocałował ją czule w czoło.
Zaśmiała się i wywinęła z jego ramion.
- Nie są mną. - powiedziała zadowolona.
- Kto ci powiedział? - zapytał idąc za nią.
- Nie powiem.
- To zdrada. - powiedział żartobliwie.
- Może, ale i tak nie powiem.
Zaszedł ją od tyłu i wtulił się w zagłębienie między szyją a ramieniem. Pocałował lekko.
- Co ja bym bez ciebie zrobił.
- Chyba... zanudziłbyś się. - uśmiechnęła się ciepło.
- Taaak. Ten dzień byłby jednym z wielu innych.
- Opowiesz mi o swoich rodzicach?
Spojrzał zaskoczony.
- Dlaczego?
- Chciałabym wiedzieć kto był królową przede mną.
- Koniecznie?
- Jasne. - pociągnęła go na trawę.
Była zielona co wręcz niespotykane w Muspelheimie. Dzięki naturalnemu umiejscowieniu pomiędzy wysokimi górami, okolica stanowiła niemal odizolowany raj. Nawet nie było tu tak strasznie gorąco, a w oddali widzieli błyski wody.
- Chym... była piękną kobietą. Nie demonem jak mój ojciec. Szczerze powiedziawszy stanowiła łup wojenny.
Clarissa usiadła czujniej i spojrzała zaskoczona.
- Taki... prawdziwy?
- Kochanie, to działo się wieki temu. Żyjemy bardzo długo. Nie przerywaj. - skarcił z uśmiechem.
- Dobra.
- Łup, gdyż mój ojciec był wtedy na wojnie z krainą Pustki.
Zmarszczyła brwi.
- Nie ma takiej krainy.
- Wrota do niej zostały zatrzaśnięte. Dzięki Bogom, gdyż zamieszkiwały je najgorsze kreatury z możliwych.
Zadrżała i przesunęła się nieco do niego.
- Co było dalej?
- Nienawidziła go. Była niewolnicą. traktowaną wyjątkowo podle ale dzięki ogromnemu sprytowi rozkochała w sobie Władcę. - spochmurniał nieco.
Clarissa widząc jego smutek pogłaskała go lekko po policzku. Uśmiechnął się nieco i pocałował dłoń dziewczyny.
- Nie kochała jednak szczerze. Po latach okazało się, że była jedną z córek Władcy Pustki. Podstawioną by go zabić.
Clary dotknęła ust.
- I...
- Tak, zabiła go. Zabrała mu uprzednio duszę, by wysłać do ojca, gdzie miała cierpieć wieki. Zostałem sam wraz z bratem, który od tego momentu był... inny. Traktowano nas jak obcych, gdyż byliśmy potomkami wroga.
Przytuliła go mocno.
- Nie musisz o tym mówić jak nie chcesz.
- Kiedyś i tak byś się tego dowiedziała. Moją matkę stracono na głównym rynku a pałac zamknięto. Górne piętra pary królewskiej zburzono. Dopiero Garuda zażądał ich odbudowy.Niestety nie dane mu było rządzić długo. Został siłą ściągnięty z tronu. Po tylu wiekach zastanawiałem się czasem, czy dobrze uczyniłem. Byłem młody i głupi...
Clarissa pocałowała go lekko.
- Nie myśl o tym teraz. Masz urodziny. Musisz się choć nieco rozpogodzić.
- Wiem. powinienem... ale.. - przerwał gdyż spostrzegli, że niebo zrobiło się krwisto czerwone.
Zaczęły po nim sunąć małe, ogniste pociski, jak po wybuchu wulkanu. Desmodor wstał i pomógł Clarissie.
- Co się...
Został trafiony przez jeden z nich i odrzucony daleko w tył. Dziewczyna krzyknęła ale nie mogła podbiec. Pomiędzy nią a Władcą wylądował wielki smok. Jego ciemne łuski podobne były do zaschniętej lawy a pomiędzy nimi, w małych szczelinkach wrzała ona niespotykanym blaskiem. Skierował łeb najeżony rogami i ryknął. Desmodor zaczął wstawać ale został dosłownie przybity końcem ogona. Chrupnęły kości gdy naturalna włócznia przeszyła go na wylot. Clarissa krzyknęła ale mocny powiew skrzydeł odrzucił ją w tył.
- Braaacie Jak dobrze wyglądasz. Nawet za dobrze. - zamruczał gad.
Po chwili przybrał znaną sobie postać. Wysoki mężczyzna w czarnej zbroi z intensywnie niebieskimi elementami. Błękitnymi oczami spoglądał na niego bez żalu czy smutku. Raczej z satysfakcją. W dłoni trzymał wielką, lodową włócznią z małymi dzwoneczkami na górze. Wydawały słodki dźwięk przy każdym jego kroku.
- Powiedz, myślałeś kiedyś o mnie? Ja nieustannie. Przez wieki w zamknięciu, w odwiecznej ciemności i... pustce. - skrzywił się nieco.
Znalazł się już blisko leżącego Władcy który i tak, z dziurą w piersi chciał wstać i walczyć.
- Zawsze podziwiałem twój hart ducha. Ale wiesz co? - zapytał wywijając sprawnie włócznią. - Już nie czuję tej wściekłości co wtedy. Mało tego. Miałeś rację. - wbił mu włócznię w serce i przekręcił.
Po dolinie poniósł się krzyk Desmodora.
- Wybaczam ci. Ale.. muszę choć nieco ukarać. Bolało? - nachylił się do niego, wciąż ściskając drzewce. - Ty nie masz pojęcia o bólu!
Ponownie przekręcił i zostawił. Tanecznym krokiem podszedł do wstającej z ziemi Clarissy i podniósł ją brutalnie za włosy.
- A ty to kto? Niewolnica? Kochanka?... - spostrzegł pierścionek. - Jesteś... Nieee. Nie możliwe. - zaśmiał się i chwycił ją za szyję. - Mam ją zabić? - zapytał patrząc na wijącego się we wściekłości Władcę. - Bolałoby cię to? Możliwe... - pieścił palcami jej skórę. - Może skręcę ci kark.
- Puść mnie! - pisnęła zaciskając palce na jego dłoni.
- O... umiesz mówić? Jak miło. Pobawimy się razem, dobrze? Twój ukochany będzie musiał cię uratować. Ale nie zwlekaj braciszku bo niebawem zrobię się głodny i z przyjemnością wchłonę jej duszę.
Zaśmiał się i w mgnieniu oka przybrał formę smoka. Chwycił Clarissę w szpony i odleciał, zostawiając przybitego do ziemi Desmodora.
<Clarisso? Widzisz? Jednak odpisałam ^^ Nieco to trwało bo chciałam napisać równie długie ^o^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz