Władca przyglądał się obojętnie dziewczynie. Nie za bardzo ją interesowała zależało mu tylko na swoich interesach.
- A ty? – jej pytanie wyrwało go z zamyślenia. Spojrzał dziewczynie w oczy.
- Czym się zajmuję? – zapytał. Liwia pokręciła zniecierpliwiona głową.
- No raczej.
- Jestem wędrownym kupcem. Śpieszę do rodziny. – powiedział z dobrze
wyćwiczonym uśmiechem. Dziewczyna kiwnęła głową. Gdyby naprawdę
wiedziała, kim jest…
- Znam tu dosyć przyjemny zamek. Jeśli masz ochotę możemy go zwiedzić. –
demon wyciągnął rękę w jej stronę. Dziewczyna wstała i pokiwała głową.
- Czemu nie?
- No to wskakuj. – złapał ja w talii i podrzucił na konia. Ketsurui
parsknął niezadowolony, ale Nathaniel szybko wskoczył przed Liwią i
przejął nad nim kontrolę.
Dojechali szybko. Zamek wyglądał imponująco skąpany w czerwonym blasku
zachodzącego słońca. Mężczyzna zsiadłem i pomógł zsiąść dziewczynie.
Zostawił konia i poprowadził Liwię schodkami w górę. Sol rozglądała się
niepewnie jakby w poszukiwaniu gospodarza.
- A, gdzie jest władca? Możemy tu tak po prostu wtargnąć?
- Ja jestem gospodarzem. Nathaniel de Follow, władca Nilfheimu. – skłoniłem się wytwornie.
(Liwio? ;p)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz