Zmrużyłem niebezpiecznie oczy, widząc hardą postawę dziewczyny.
- Lepiej uważaj na słowa blondyneczko. - warknąłem, mimowolnie zaciskając pięści.
Moja postawa nie zrobiła najmniejszego wrażenia na drobnej osóbce. Jej błąd. Przybyłem do miasta w poszukiwaniu ważnych drobiazgów i informacji. Nie lubiłem towarzystwa dwunożnych i bywałem wśród nich rozdrażniony, co nie wróżyło nic dobrego... Postanowiłem jednak odpuścić tym razem i szybko załatwić własne sprawy. Minąłem dziewczynę bez słowa, słysząc za plecami niewybredne przekleństwa. Po kilkunastu krokach zapadła błoga cisza, czyli złotowłose stworzenie poszło własną drogą. Westchnąłem z ulgą.
***
Pod wieczór postanowiłem zajrzeć do najbliższej karczmy i przegryźć coś. Znalazłem kilka srebrnych monet w kieszeni i przystanąłem przed sporym budynkiem. Ciepłe światło wpadające przez okna rozświetlało mrok i zapraszały do środka. Z wahaniem otworzyłem drzwi. Natychmiast otoczył mnie smakowity zapach pieczonych ziemniaków i rumianego mięsiwa. Goście siedzieli spokojnie przy stołach zasłuchani w smutną melodię i piękny głos. Zaciekawiony przecisnąłem się między ławami bliżej lady. Natychmiast stanąłem oko w oko z karczmarzem, mężczyzną w średnim wieku o miłej powierzchowności.
- Jeden pokój na noc i strawę dla wędrowca. - rzuciłem na drewniany blat monetę - Kto tak uroczo śpiewa?
Karczmarz wypiął dumnie pierś, wskazując wielka łapą na drobną dziewczynę siedzącą w kącie sali.
- To moja córka Liwia. - uśmiechnął się szeroko.
Moje oczy zwiększyły znacznie obwód do wielkości spodków. Bez trudu rozpoznałem w śpiewaczce o złotych włosach pyskatą pannicę z miasta. Obecnie w zwiewnych szatach i z niewinnym wyrazem twarzy przypominała delikatną istotę nie z tego świata. Dumny tatuś chyba nie zdawał sobie sprawy z posiadania córki - diablicy o wyglądzie aniołka...
<Liwia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz