Patrzyłam jeszcze długo za odchodzącym demonem, po czym potarłam w
zamyśleniu czoło. Wzruszyłam ramionami i poszłam do lasu. Tam znalazłam
jaskinię, a raczej coś w rodzaju nory. Zdjęłam płaszcz i zrobiłam ruch
ręką w dół. Znowu miałam na sobie spodnie i koszulkę. Weszłam do
schronienia i owinęłam się płaszczem. Przecież nie mogłam wrócić do
domu…
Zbudziło mnie kapanie. Deszcz dosłownie lał, a kamienie nad moją głową
przepuszczały wodę. Zerwałam się na równe nogi i wyskoczyłam w sam
środek ulewy. Naciągnęłam kaptur na głowę i pobiegłam prosto przed
siebie. Wpadłam do jakiegoś głębokiego rowu, w którym zebrała się woda.
Wyskoczyłam jak najszybciej i wpadłam prosto w objęcia Malthael’a.
- Żyjesz jakoś? Co u ciebie? – zapytał z uśmiechem. Odgarnęłam mokre włosy z twarzy i zgromiłam go wzrokiem.
- Jest świetnie! Prawie się utopiłam w tym deszczu i o mało, co nie
skręciłam nogi! Jest wspaniale! – warknęłam uwalniając się z jego
uścisku.
- To może zaproszę cię do siebie? – zapytał z tajemniczym uśmiechem.
- Jeszcze pamiętam te lochy koleś, nie nabierzesz mnie. – powiedziałam
podpierając się na kijku, który znalazłam w pobliżu. Malthael machnął
ręką.
- Tam nie jest tak źle. Serwujemy trzy posiłki dziennie. – ukłonił się. Uniosłam brwi i wycelowałam w niego patykiem.
- Nie będę twoją zabawką, nie takich ludzi spotykałam. – wysyczałam. Demon wzruszył ramionami.
- To moknij w tym deszczu. Ja idę, nienawidzę wody w takiej postaci. – odwrócił się, a ja skoczyłam przed niego.
- Dobra wygrałeś. Znowu… - mruknęłam z rezygnacją.
(Malti? ^.^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz