Czarny kot zamruczał, przeciągnął się i ziewnął rozdzierająco. Wreszcie
zeskoczył miękko z kolan elfki na ziemię. Zielonkawe oczy wpatrywały
sie w dziewczynę z wyczekiwaniem.
- Chcesz mi coś pokazać? - Luania niepewnie wstała z ławeczki i podążyła
za futrzakiem, który przystawał co pewien czas i oglądał się za siebie z
wyraźnym oczekiwaniem.
Pchlarz pewnie prowadził śnieżnoskórą osóbkę krętymi uliczkami.
Tymczasem niebo zaróżowiło się, barwiąc szczyty budynków ognistą
czerwienią. Wreszcie zatrzymali się w opuszczonej dzielnicy wśród
osypujących się ruin starych willi. Niegdyś musiało tu być pięknie.
Wielkie ogrody pełne egzotycznych kwiatów i motyli, dziś straszyły
chwastami i zdewastowanymi fontannami. Kot przystanął przy bocznej
furtce wykutej z brązu z roślinnymi motywami. Dzika winorośl porastająca
wysoki mur otaczający posiadłość przysłoniła do połowy i furtkę.
Dziewczyna z obawą spojrzała między prętami na ścieżkę ginącą gdzieś w
wysokich zaroślach.
- Jesteś pewien kotku? - głos jej zadrżał.
Spoglądając w zielone oczy stworzenia, nacisnęła z wahaniem chłodną klamkę.
Furtka ustąpiła z cichym zgrzytem. Ścieżka okazała się być wybrukowana
większymi kamieniami dopasowanymi do siebie, dzięki czemu zielsko nie
zarosło jej całkowicie. Od czasu do czasu spomiędzy zieleni wyzierały
kwiaty jaskrawego koloru, walcząc o lepsze w nieprzebytej dżungli.
Zapewne rzucono na nie jakiś czar, gdyż w innym przypadku nie
przetrwałyby tak długo bez wprawnej ręki ogrodnika. Kielichy kwiatów
kołysały się delikatnie, roznosząc w powietrzu słodkawą woń i dźwięk
dzwoneczków. Elfka poczuła senność zdradziecko zakradającą się w
zakamarki umysłu. Niestety nie zwróciła na nią uwagi pochłonięta
podziwianiem willi. Budynek zaprojektowano z pompą, bogate zdobienia,
strzeliste okna z witrażami. Dawniej musiał mieszkać tu ktoś znaczny.
Odurzona wonią kwiatów wyszła na niewielki dziedziniec otoczony
ławeczkami i uschniętym drzewem pośrodku. Nie miała chwili, by zatrzymać
się i przyjrzeć bliżej. Kot pomknął w stronę uchylonych drzwi i
przecisnął przez wąską szparę. Luania bez namysłu podążyła za nim.
Nacisnęła klamkę w kształcie pąka ogrodowej lilii. W środku panował
półmrok ledwie rozproszony przez słabe światło nowego dnia. Murowaną
posadzkę pokrywała gruba warstwa kurzu, na której dostrzec można było
drobne ślady kota.
- Gdzie jesteś....? Kici, kici. - szepnęła cichutko, jednak zwierzak przepadł gdzieś w czeluściach domostwa.
Powoli, by nie wzbić tumanów kurzu ruszyła tropem futrzaka. Na końcu
holu pyszniły się szerokie schody, do których prowadziły kocie ślady.
Ostrożnie wkroczyła na pierwszy stopień, nasłuchując z niepokojem
najmniejszego szmeru. Dlaczego nie było tu kotów? Przecież widziała ich
tak wiele na ulicach miasta. Lekka senność towarzysząca dziewczynie w
ogrodzie przepadła bez śladu. Wreszcie elfka dotarła na piętro. Perski
dywan z długim włosiem tłumił całkowicie kroki dziewczyny. Niestety
nigdzie nie dostrzegała śladów małego przewodnika. Zagubiona zaglądała
po kolei do wszystkich pomieszczeń, zaskakujących dziewczynę bogactwem i
przepychem. Wszystkie drobne rzeczy leżały porzucone, jakby właśnie
ktoś opuścił pokój i zamierzał za chwilę powrócić. Na samym końcu
korytarza natknęła się na wielkie drzwi z wymalowanymi złotą farbą
freskami. Wstrzymała oddech, policzyła do trzech i dopiero wtedy
przekroczyła próg. To co ujrzała, sprawiło, że zamarła na moment z
półotwartymi ustami z zachwytu. Ogromna biblioteka pełna regałów
wypchanych po brzegi rzadkimi księgami sprawiała piorunujące wrażenie.
Przez szklany sufit widać było bezchmurne niebo i kilka jaśniejszych
gwiazd. Oniemiała Luania przysiadła na wielkim fotelu obitym
ciemnobrązową skórą. Na niewielkim stoliku ze świecznikiem leżało kilka
książek ułożonych w równy stosik. Bezwiednie sięgnęła po pierwszą z
nich. Dotknęła wprawnie wyprawionej skóry koloru ciemnej zieleni ze
złotymi runami wytłoczonymi na twardej okładce. Westchnęła rozmarzona i
czym prędzej pogrążyła się w lekturze. Mogłaby spędzić tu wieczność,
powoli poznając sekrety biblioteki. Niestety nie było jej to dane.
- Podoba ci się? - męski głos wystraszył ją i przywrócił rzeczywistości.
Zalękniona uniosła głowę, spoglądając wprost w zmrużone oczy pirata. Pochylał się nad nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Jak..? - pisnęła - Co to za miejsce? i jak długo zamierzasz mnie tu
trzymać?! - opanowała się błyskawicznie, przyciskając księgę do piersi.
- Wszystko w swoim czasie maleńka. - mężczyzna uniósł podbródek
niewiasty i opuszkami palców musnął śnieżny policzek - To miejsce
stworzyłem specjalnie dla ciebie Kwiatuszku.
Ujął delikatnie jej drobną dłoń i zdecydowanie pociągnął. Elfka
niechętnie wstała, odkładając białego kruka z powrotem na stolik. Pirat
poprowadził dziewczynę w głąb biblioteki. Luania z lekkim drżeniem
dotykała grzbietów ksiąg mijanych po drodze regałów.
- Wszystko może być twoje. - Diego uśmiechnął się przebiegle, widząc niemy zachwyt towarzyszki.
- Nigdy nie ma nic za darmo. - szepnęła.
- Masz rację moja droga. - niepostrzeżenie zawiódł ją w ślepy zaułek.
Z trzech stron otaczały ich półki z tomami, jedyną drogę ucieczki
odcinał pirat. Pchnął dziewczynę na jeden z regałów i oparł ręce po obu
stronach smukłych ramion.
- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś wyjątkowo piękna? - powiedział zachrypniętym głosem.
W oczach drania dostrzec można było niebezpieczny błysk. Niestety Luania dała zaciągnąć się w pułapkę, bez drogi wyjścia. Nim zdążyła
wypowiedzieć choćby słowo, pirat obdarzył ją brutalnym pocałunkiem.
- Spieszy ci się? Mamy przed sobą całą wieczność. - wyszeptał, muskając ustami łabędzią szyję.
- Po moim trupie...! - syknęła wściekle jak kocica i bezlitośnie kopnęła Diego w krocze.
Zawył z bólu, osuwając się na ziemię, tymczasem dziewczyna korzystając z okazji zniknęła w zakamarkach biblioteki.
- To mój dom! Moje miasto! Znajdę cię wszędzie Kotku! - usłyszała jeszcze złowieszczy śmiech...
<Luanio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz