Otaczała go ciemność... Czy była tu od zawsze? Pieściła i szeptała o wolności. Tak, podpowiadały zmysły. Nie, krzyczał umysł. Nie było sensu otwierać oczu. Czy w ogóle je miał? Kim był.. Czym... poruszył się i przeciągnął, jakby budził z wiecznego snu. Powoli wracała świadomość, istnienie, żądza i głód. Kreeew. Otworzył oczy. Zabłysły jak dwie małe gwiazdy. Nie dawały jednak światła, ale w przedziwny sposób pochłaniały je. Pożerały.
Wykrzywił usta w uśmiechu. Taaak, w końcu się obudził. Poczuł ból i zimno. Nie spodobało mu się to. Poruszył rękoma aby się upewnić czy wciąż je ma. Palce odpowiedziały, ale coś było nie tak. Łańcuchy? Jak śmieli go związać! Wściekłość napłynęła nową falą, uciszając wszystko inne. Gdy krzyknął, podłoga zadrżała i pokryła się małymi pęknięciami. Czy potrafił mówić? Nie wiedział, ale do tego co planował nie potrzebował wyjaśnień. Gdy wyprostował obolałe, zgięte plecy odkrył, że ma skrzydła. Ucieszył się gdyż wiedział, że będzie siał zniszczenie z niebios. Jak to miło...
Gdy pomyślał o świetle pojawiło się przed nim jako blada dusza. Wchłonął ją natychmiast, łapczywie. Nawet nie zauważył. Była smaczna...
- Pora stąd wyjść... - pomyślał.
Usłyszał krzyki. Jakże cudny to dźwięk. Niczym koncert. Uniósł głowę i zahaczył o coś rogami. Był wielki, sięgał aż sufitu. To również go ucieszyło. Napiął mięśnie i powoli wyrywał łańcuchy ze skały. Ciało zalała fontanna odłamków, nie robiąc krzywdy niezwykle twardej skórze. Wydał głuchy pomruk, jak spadających głazów ze stoku i ruszył. Natychmiast uderzył rogami w wielkie wrota. Poczuł gniew. NIKT nie będzie go ograniczał! Nigdy! Huknął w nie pięściami, robiąc wielkie wgniecenia. Był dumny z własnej siły. Zadzwoniły łańcuchy. Powtórzył to czerpiąc radość ze zniszczenia. W końcu ustąpiły z jękiem. Gdy jednak poczuł na skórze światło, krzyknął. Ból... powrócił. Nie chciał tego! Skulił się i cofnął. Znowu te krzyki, ale co mówią? Nie wydawały się przyjazne. Z przyjemnością pożre ich dusze, a ciała rozerwie na strzępy. Nie zasługują na nic innego.. robaki. Zgniótł pierwszego z nich z łatwością, miażdżąc zbroję i ciało. Nieszczęsny pogromca demonów był bezsilny wobec tytana z przeszłości. Taaak, Tytan. To dobre imię. Aby budzić grozę. I nagle sobie przypomniał. Przynajmniej niemal... Miał zasiać w sercach ludzi trwogę, aby otworzyć wrota. Ale gdzie jest klucz? Gdzie? Ogarnęła go panika... Chwycił jednego człowieka, który okazał się siwowłosym starcem, zapewne magiem. Przybliżył do twarzy.
- Zgiń demonie!
Zrozumiał słowa. Uśmiechnął się zadowolony z niemałego osiągnięcia. Tak długo spał, że zapomniał.
- Gdzie jest klucz! - krzyknął, a luźne kamyki posypały się z sufitu.
Starzec był słaby, niegodny nosić piętno. Zgniótł go jak owoc i wyrzucił za siebie. Pora otworzyć wrota Pustki. Zniszczenie już niebawem nadejdzie, gdy kolejne portale rozerwą osłonę światów wpuszczając jego Wielkiego Pana. Tytan go nie zawiedzie. Przybliży mu świat, który i tak powinien należeć do niego. Rozpocznie się inwazja z Krainy Pustki aby mogła pochłonąć wszystko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz