Florana leżała spokojnie w łóżku. Drzemała zadowolona myśląc o smoku którego może zobaczy. Gdy wszedł Micah spięła się czujnie i usiadła, mimo zawrotów głowy.
- Co się dzieje? - głos jej drżał.
- Musimy uciekać. - powiedział krótko biorąc dla niej płaszcz.
- Ale... jak to?
- Łowcy.
Zrobiła wielkie oczy. Pokręciła zrozpaczona głową.
- Nie, nie, nie... To ja muszę uciekać. Wy zostańcie. Mnie ścigają. - mimo zawrotów i słabości, wstała i chwyciła płaszcz.
- Dokąd pójdziesz?
Zagryzła wargę i ubrała się zakrywając skrzydła.
- Nie wiem, ale to bez znaczenia.
Chwycił ją za nadgarstek a elfka spojrzała przestraszona.
- Pomożemy ci. Znam bezpieczne miejsce.
Oczy jej się rozszerzyły.
- Nie możecie ryzykować.
- Chodź. - pociągnął ją do wyjścia.
Erin już czekała w gotowości.
- To niedaleko. Tam ci pomogą. - powiedział zdawkowo.
Pokiwała głową tłumiąc przerażenie. Zaufała mu... To był błąd. Zaczęli biec w straszliwym tempie przez gęsty las. Pociski łowców świszczały im koło ucha. Florana pisnęła gdy straciła równowagę i poleciała na ziemię, ale Micah złapał ją w porę i właściwie poniósł do celu. Skuliła się w jego ramionach wpatrzona ufnie. Dopiero potem przyszło zrozumienie. Drzewa szeptały do niej.
- Uważaj...
Zignorowała je wiedząc, że w końcu ma kogoś kto jej pomoże. Nawet jeżeli jest straszny. Gdy jednak ujrzała znaną barierę, krzyknęła zaskoczona. Zwinnie zleciała z jego ramion i wylądowała na trawie. Drżała na całym ciele i wpatrywała się raz w niego, raz w tarczę.
- Dlaczego? - wyszeptała niemal płacząc.
Poczuła straszliwy ból gdy ponownie ją oszukano. Tak wiele zdrad. Zamknęła oczy załamując się. Nie słyszała jego słów. Cokolwiek by powiedział i tak nie zmieni faktu, że ją oszukał. Nie było dla niej tu miejsca. Świat nie był już dla wróżek. Miała tylko jedno wyjście. Umrzeć.
Odrzuciła głowę do tyłu a mocny wiatr targał włosami.
- Wszyscy jesteście tacy sami. - powiedziała drżąc.
Jej ciałem wstrząsnął impuls mocy informując wszystkie stworzenia natury o śmierci wróżki. Gdy zielony promień wzbił się z hukiem w niebo, a jego fale naparły na barierę, ta pękła z trzaskiem. Raphael nie mógł tego nie zauważyć.
Na polanę wbiegli łowcy. Widząc, że tracą zwierzynę wystrzelili strzały. Jedna ugodziła dziewczynę w ramie i odrzuciła do tyłu wytrącając z równowagi. Mimo to skrzydła zrobiły się matowe a oczy srebrzyste. Straciła wolę walki. Mogli z nią zrobić cokolwiek chcieli. Jeden z łowców podszedł do niej i chwycił za włosy unosząc.
- Przeklęta. - syknął widząc, że nawet krew jest teraz srebrna i pozbawiona mocy. Odrzucił ją jak śmieć. - Nasz pracodawca się wścieknie!
- Odetnij jej skrzydła, chociaż coś będzie. - mruknął drugi.
Micah dotąd leżał ogłuszony na trawie przez potężny impuls, teraz jednak wstał i spostrzegł co chcą zrobić. Raphael również pojawił się z cichym świstem zaklęcia.
<Raph? I jak się na taką złościć? xD >
DA SIĘ.
OdpowiedzUsuńI
TO
BARDZO
MOCNO.
RAPH
MA
JĄ
GDZIEŚ
TERAZ
URATUJE
I
ZOSTAWI
I ADIOS
LEĆ
SOBIE
W
ŚWIAT
XD