Patrzyłam w oczy małego wojownika, w których błyszczało cierpienie, ale i
wola walki. Ceniłam honor i godność. I nigdy nie zabijam bez potrzeby…
Wyjęłam z kieszeni buteleczkę z płynem o złotym połysku. Wylałam sobie
trochę na rękę i rzuciłam na rany Krigara lek, który przybrał formę
proszku. Z ran zniknęła czarna wydzielina i powoli krew krzepła. Na
twarz chłopaka wstąpił rumieniec, a oczy zabłysły życiem. Wstałam i
popatrzyłam na Dantego.
- Proszę bardzo. – machnęłam ręką, a obok mnie pojawił się
niezidentyfikowany obiekt żyjący noszący imię Sev. Wskoczyłam na grzbiet
potwora, który parsknął z wściekłością. Wtedy poczułam na nodze
rozrywający ból. Jęknęłam i spadłam pod brzuch Sev’a.
- Teraz możemy się policzyć. – warknął Dante stojąc przed bratem. Stwór
wyszczerzył zęby u złapał mężczyznę zamykając szczęki w morderczym
uścisku.
- Sev zostaw! – krzyknęłam klepiąc potwora w szyję. Zwierzę wypuściło
wojownika. Z jego piersi sączyła się szkarłatna krew, a białe włosy
poznaczone były plamami kwasu z zębów stwora. Podeszłam do Krigara,
który skulił się przy drzewie.
- Ruszaj tyłek tchórzu! – krzyknęłam – Brat walczył o twoje życie! Czas się mu odwdzięczyć głabie!
Złapałam chłopaka za ramię i podciągnęłam do Dantego.
- Teraz zajmiesz się nim! I to najlepiej jak umiesz!
(Krigar? ;3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz