Oliver spojrzał na pokraczne stworzenie. Zbliżało się powoli, ciągnąc za sobą za długie ręce.
-Kiedy do nas dotrze, zrobi się nieciekawie.- Ostrzegła dziewczyna.
-Jak ci idzie z linami?- Zapytał, nie odrywając wzroku od zbliżającego się przeciwnika.
-Kiepsko, są zbyt ciasno zawiązane. Nie dam rady też ich rozerwać.
-Ale można ją przeciąć. Masz sztylet ukryty w fałdach szaty, prawda? Dasz radę do niego sięgnąć?
-Skąd...?
-Rękojeść wystaje. Na szczęście nie zauważyli. To jak, dasz radę?
-Zrobiłabym to już dawno, prawda?
Ghul zbliżył się. Z tej odległości mogli dokładnie obejrzeć jego rozpadające się ciało i poczuć smród, jaki wydzielał.
-Wreszcie!- Zawołała czarodziejka wyszarpujqc ręce. Ghul wydał dziwny
dźwięk i zaatakował. Dziewczyna wymierzyła mu siarczystego kopniaka.
Stwór przeturlał się, po czym niezrażony, niezgrabnie ponowił atak.
Wydobyła sztylet i oswobodziła Olivera.
-Dzięki. -Mruknął, rozcierając nadgarstki. Z części biblioteki, którą
plądrowali obcy, rozległa się seria przekleństw i trzask łamanego
drewna. Skrzywił się na myśl o tych wszystkich starożytnych dziełach
wpychanych niedbale do worów.
Chłopak złapał czarodziejkę za rękę i pociągął w stronę wyjścia. Zbiegli
po schodach potykając się trupy ludzi, którzy znaleźli się w
niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
-Uciekniemy tylnym wyjściem.
-Nie lubię tego słowa. -Odpowiedziała lekko zdyszana. Oliver zaśmiał się lekko.
-W takim razie pobiegniemy tamtędy, lepiej?
-Zdecydowanie.
Z rozpędem przekroczyli próg i stanęli jak wryci. Na ulicy stała armia
złożona z ghulów, ożywieńców, jeźdźców i istot, których chłopak wstydził
się nazwać.
-Coś mi mówi, ze tamci mieli kolegów.
<Lumen? Tak, wiem. Kończę w okropnych momentach:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz