.

.
.
.

piątek, 13 lutego 2015

Od April - Do Fenrisa

W domu i gospodzie od rana trwały gorące przygotowania do przyszłego sezonu. Miało zjechać tu dużo gości. Zazwyczaj po zapasy jechał mój ojciec, lecz w tym roku miałam jechać ja. Powiedział że pojadę z Marcusem i on wszystko mi pokaże, ale ja mam pilnować pieniędzy, które mi powierzono. Marcus przywitał się :
- Witam panienkę April. Będę pani towarzyszył w tej podróży.
- Dobrze... To ruszamy?
- Tak, panienko.- Ubrałam czarny płaszcz z fioletowymi pnączami na materiale. Przed bramą stał czarno-brązowy powóz. Był on przystosowany do długich i nie przyjemnych podróży.
***
Przejażdżka trwała trochę. Znaleźliśmy się przed bramą do miasta. Wyglądało na to że dzisiaj jest dzień handlowy, chyba jak zawsze. Marcus na samym początku oprowadził mnie po mieście, opowiadał dużo o tym co tu kiedyś się zdarzyło. Zjedliśmy miejscowe specjały, które na prawdę były smaczne. W końcu powędrowaliśmy w wyznaczone miejsce, Dom pana Okwela . Marcus wszedł pierwszy i zostawił mnie na zewnątrz. Widać było że, chociaż to mały teren, ale bardzo zadbany i czysty. Nie jestem jakąś znawczynią, tylko bardzo zwracam uwagę na drobne szczegóły. Ludzie przechodzili koło mnie. Odgłosy miasta przytłumiały nawet myśli. Usłyszałam oddalone krzyki. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Pewnie większość ludzi by pobiegła i sprawdziła o co chodzi, lub by się przeraziła i też pobiegła. Lecz nie zrobiłam tego. Nie drgnęłam, gdy usłyszałam przeciągły skowyt człowieka i wilka. Trochę się zdziwiłam, przecież to centrum miasta. Chociaż bardzo małego, ale zawsze. Jakiś cichy głosik kazał mi spojrzeć w prawo, niestety trochę za późno. Wielki, biały i włochaty wilk upadł na mnie. Pomyślałam, że matka mnie zabije, bo na całym ciemnym płaszczu trzyma się biała sierść. Lecz moje zmartwienia uleciały szybko. Wilk krwawił z boku szkarłatną cieczą. Łowcy biegli, a ja nie wiedziałam co zrobić, lecz wiedziałam że nie pozwolę żeby go zabili, lub zrobili z niego więźnia czy pupila księżniczki. Ściągnęłam płaszcz i zarzuciłam na leżącego psowatego. Usiadłam na jego ciele, tak by nie zrobić mu krzywdy, chociaż trudno było mi uwierzyć że plan wypali, ale wypalił. Spytali się czy nie widziałam wielkiego, białego wilka lub chłopaka z białymi włosami. Odpowiedziałam że nie. Odetchnęłam z ulgą. Marcus chwilę po tym wyszedł i zapytał zdziwiony:
- Czemu panienka nie ma na sobie płaszcza? Dzisiaj jest bardzo zimno. - Wstałam i podniosłam delikatnie płaszcz. Marcus nic nie powiedział, przykucnął i wziął go na ręce. Wniósł go do środka i położył na kanapie. Pan Okwel nic nie powiedział, sam jest zmiennokształtny. Wskazał pokojówką, że mają pomóc. Sam przyglądał się, trzymając zmarszczoną dłoń na ustach.
***
Czyszczenie, dezynfekowanie i wyciągnięcie, wbitego i złamanego ostrza zajęło prawie dwie godziny. Zwierzę spało dalej, czasem uchylając oczy. Na dłoniach i ubraniu zostały czerwone plamy. Miałam zostać tutaj tydzień, ciekawiło mnie to czy tak będzie przez cały czas. Zasnęłam na fotelu, naprzeciwko wilka.

< Fenris? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz