.

.
.
.

piątek, 20 lutego 2015

Od Naix'a - Cd Serana

Przewróciłem oczami. Pan Orzech wyraźnie postanowił mnie ignorować, a fakt, że zaraz umrę tu z nudów zdawał mu się jakoś umykać i totalnie go nie interesować. Co mi, więc pozostało? Opadłem leniwie niczym worek ziemniaków na moje miejsce, które przywłaszczyłem sobie zanim wpadła tutaj ta dziwna zgraja i z przykrością stwierdziłem, że znów jest zimne czego dowodem był niemiły chłód jaki przeszył moje plecy w towarzystwie jakże ukochanych dreszczy. Nie no, genialnie. Oni sobie w najlepsze gawędzą, a ja niedługo zamienię się w sopel lodu. Bardzo znudzony sopel lodu, który ma już stanowczo dość sterczenia w jednym miejscu zwłaszcza z świadomością, że nic na to nie poradzi. Oj, przepraszam, mógłby próbować uciekać z jakże piękną perspektywą - jeden sztylet przeciw czterem mieczom. Już widział jak ten zimny, znudzony sopel lodu rozlatuje się po całej jaskini jako milion kawałków. Kolejna niezbyt kusząca propozycja. No, cho*era, ja przez tego gościa zwariuję, albo zostanę samobójcą.
- Dobra, spokój. - mruknąłem sam do siebie jak to miałem w zwyczaju, a potem zacząłem się rozglądać za jakimś ciekawszym zajęciem.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to oczywiście ściana, którą szybko zidentyfikowałem jako niezbyt przekonujący przedmiot do przemyśleń, a tym bardziej jeśli ktoś chce zająć czymś ręce. Na pewno nie zamierzałem wyjść na dekla co obmacuje właściwie własną klatkę, ani też nie miałem ochoty się rozwodzić jaka to ona jest twarda i irytująca. Prawie ludzkie cechy, a jednak przedmiot. Rzecz materialna, którą można sobie wybudować w środku lasu i niby Ciebie chroni od wiatru i takich tam, ale częściej okazuje się po prostu jedną wielką przeszkodą na Twojej drodze. Na przykład teraz. Mógłbym próbować uciec jakby jej nie było. "Ale równocześnie nie mógłbyś uciec, a właściwie nie mógłby Cię uratować Pan Orzech" - dodał cichy głos w mojej głowie, a ja odepchnąłem go razem z wszystkimi myślami na temat ściany. Dość. Co ja robię? Przed chwilą sam sobie powiedziałem, że rozmowa na ten temat jest bezsensu, a potem wychodzę na wariata. No, po prostu genialnie - to jest gorsze niż ta Tortura Wodna czy co to tam. Jeśli zaś chodzi o tą ciecz to poniewierała się ona po całej jaskini doprowadzając mnie do szału. Ten żywioł też zbytnio do mnie nie przemawiał, a skoro większość wielkich odkryć z nim związanych zostało już odkrytych to nie ma potrzeby wnikać głębiej w to coś. Oczywiście jakby komuś się bardzo chciało to śmiało, ale ja zostawiam tą robotę filozofom bo w końcu i oni muszą z czegoś żyć, prawda? Choć w sumie co nieco jest to ciekawe mimo, że to właściwie idiotyczne pytanie. Czemu jej nie lubię? Dla kogoś niby rzecz oczywista: nie lubię bo nie lubię, nie podoba mi się, jest mokra, albo coś takiego, ale ja sam nie rozumiałem co mi się w tym nie podoba. Może to trochę przez mój charakter, może dlatego, że jako Mag potrafiłem manipulować tylko ogniem co jest jej przeciwieństwem, a może rzeczywiście po prostu nie bo nie? Bać się jej nie bałem, pływać nawet się nauczyłem podczas jednej z moich wypraw i choć za tym nie przepadałem to jednak potrafiłem oraz byłem świadom, że nie utonę chyba, że, by mnie zostawili na środku morza to wtedy istniało takie prawdopodobieństwo. Owszem, nie byłem za dobrym pływakiem, a jako, że pochodziłem z Krainy Powietrza to też do tego nie przywykłem: pływanie wodnymi statkami, albo wpław jest dla mnie dziwne i niekoniecznie przyjemne. Kąpiel - owszem, ale moim zdaniem jest naprawdę wiele innych ciekawszych zajęć. Wracając jednak do naszej jakże cudownej jaskini to mój wzrok natknął się tym razem na błyszczący kamyczek, którym niedawno został wykonany na mnie zamach. Leniwie wyciągnąłem dłoń i chwyciłem go, badając niczym kupiec szlachetny kamień. Nawet ciężki. I nie wyglądał wcale na jakiś zwykły głaz czy wapień, więc schowałem go do sakiewki gdzie wydał jeszcze nieco przytłumiony dźwięk jakby obijały się o siebie dwie monety i zamilkł, uwięziony w klatce. Teraz nie miałem już nic do roboty, nie zwracając oczywiście uwagi na chęć wyczarowania ognia i pobawienia się nim - nie mogłem na to pozwolić. Facet za dużo o mnie wiedział, a perspektywa stracenia dwóch Gildii na raz i prawdopodobnie zemsta na mnie nie kusiła. Teraz postanowiłem skupić się już na moim człekopodobnym stworzeniu i jego ludziach, a także na słowach jakie wychodziły z ich ust.
- Troska, wyjście, targ, zgoda. - wyłapywane przeze mnie słowa napełniały mnie nadzieją.
Nie chodziło tylko o to, by uciec bo jakby raczył ze mną rozmawiać to mógłby się okazać całkiem dobrym kompanem. Teraz chodziło o robienie czegoś, ruszanie się. Okazało się jednak, że moje zdolności podsłuchiwania mnie nie zawiodły, a wkrótce po zakończeniu rozmowy cała banda wstała, a mój wybawiciel ruszył do wylotu jaskini, przystając tylko, by rzucić mi wymowne spojrzenie.
- Już idę, idę. - uniosłem ręce do góry w obronnym geście lecz z uśmiechem.
Tak naprawdę to ledwo się powstrzymywałem, by nie wyskoczyć do góry i pobiec za nim, ale nie chciałem, ani, by pan Orzech miał satysfakcję, ani, by złapali mnie jego lokaje. Po prostu powoli za nim ruszyłem, kątem oka widząc jak podnosi się reszta. Tym razem nie powtarzałem manewru z kapturem i włosami, uznając noc za ostateczną ochronę. Płaszcz o tej porze dnia jest jak najbardziej zrozumiały, kaptur też często noszą, więc nie będą mnie sprawdzać - zwłaszcza, że normalny złodziej zazwyczaj nie wraca na miejsce zbrodni po tak krótkim czasie, a ja jak widać nie miałem wyjścia. Wlokłem się jak żółw za tym dziwnym człowiekiem, obserwując przy okazji skąpe resztki jakie zostały po festiwalu i ludzi wracających do domu, często obładowanych dziwnymi towarami. Widać było, że przybyli też handlarze z innych Krain przywożąc do nas swoje własne specjały. Ja sam nie byłem jednak zbytnio przekonany do na przykład: potraw z innych krajów. Niby ładnie wyglądają i pachną, ale równie dobrze może to być trucizna. To tak jakby ktoś z Krainy Powietrza próbował wcisnąć nam muchomora - ładnie wygląda, piękne kropki, ale tak naprawdę to może nas to zabić czego już się na szczęście nauczyłem. Przyglądałem się więc straganom, zazwyczaj nie pozostawiając na nich wzroku dłużej niż na krótką chwilę kiedy coś przykuło mój wzrok. Zwierzaki. Chłop najwyraźniej jeszcze nie zdążył się wynieść, a trzeba przyznać, że przykuwał on wzrok.
- Panie O... - ugryzłem się w język zanim wypowiedziałem moje myśli na temat pewnego człowieka. - Panie Seranie? Moglibyśmy się na chwilę zatrzymać? - spytałem, ruchem głowy wskazując do tyłu gdzie pewnie gdzieś kryli się jego lokaje.
- Tutaj? - również skierował wzrok na stragan, by potem zerknąć w inną stronę i się zamyślić. - Masz dosłownie chwilę.
- Dziękuje.
Wykonałem te kilka kroków jakie dzieliło mnie od dziwnych klatek, a kupiec wyraźnie się ożywił i zamiast walczyć z jakimś zwierzakiem to skierował na mnie swoje uważne spojrzenie. Badał ile można ze mnie wyciągnąć, a ja w tym czasie przyglądałem się towarowi, który był naprawdę rozmaity. Widać tu było stworzenia z niemal wszystkich Krain, dziwne mieszanki, a także kulki futra, które zwinęły się w kłębek i najwidoczniej nie zamierzały pokazać.
- Co, byś powiedział na Feryx'ia, młodzieńcze? - odezwał się właściciel, wskazując jakiegoś niezbyt urodziwego gada z ptasim dziobem.
Na chwilę zawiesiłem wzrok na ów czworonogu, a potem pokręciłem głową i znów zacząłem przeczesywać wzrokiem jego stragan. Wszelakie dziwne istoty, a wśród nich jeden zwyczajny kot. Po prostu tam siedział i patrzył na mnie zielonymi oczami, które zdawały się rzucać mi wyzwanie.
- Wolisz tego urwisa? - uśmiechnął się sprzedawca, chwytając klatkę, w której siedział wymieniony wcześniej zwierzak zupełnie niewzruszony tym, że całe jego więzienie właśnie się zatrzęsło. - Cóż, choć jest dość popularną bestią to muszę przyznać, że wydaje się być najdziwniejsza z tych wszystkim. Sam fakt, że wychowała się w Krainie Ognia jest dość osobliwy, a ta kotka do tego przeżyła tam kilka miesięcy i jak widać ma się dość dobrze.
- Ognista Kotka? - uśmiechnąłem się, a w odpowiedzi tamta mruknęła jednym okiem.
- Idealne określenie, chłopcze! A jakbyś widział jej charakterek - to prawdziwa bestia!
- Biorę. Po ile jest?
- Dwie złote monety.
Cena była dość wysoka, więc targowałem się jeszcze chwile, ale zgodziłem się w momencie jak podszedł do mnie mój ulubiony prześladowca. Sprzedawca przyjął kwotę w szerokim uśmiechem, a ja odebrałem klatkę i uśmiechnąłem się przepraszająco na co ten przekręcił oczami.

< Seran? Pierwszy raz odezwałam się w Twoim imieniu ._. >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz