Przewróciłem oczami. Pan Orzech wyraźnie postanowił mnie ignorować, a
fakt, że zaraz umrę tu z nudów zdawał mu się jakoś umykać i totalnie go
nie interesować. Co mi, więc pozostało? Opadłem leniwie niczym worek
ziemniaków na moje miejsce, które przywłaszczyłem sobie zanim wpadła
tutaj ta dziwna zgraja i z przykrością stwierdziłem, że znów jest zimne
czego dowodem był niemiły chłód jaki przeszył moje plecy w towarzystwie
jakże ukochanych dreszczy. Nie no, genialnie. Oni sobie w najlepsze
gawędzą, a ja niedługo zamienię się w sopel lodu. Bardzo znudzony sopel
lodu, który ma już stanowczo dość sterczenia w jednym miejscu zwłaszcza z
świadomością, że nic na to nie poradzi. Oj, przepraszam, mógłby
próbować uciekać z jakże piękną perspektywą - jeden sztylet przeciw
czterem mieczom. Już widział jak ten zimny, znudzony sopel lodu
rozlatuje się po całej jaskini jako milion kawałków. Kolejna niezbyt
kusząca propozycja. No, cho*era, ja przez tego gościa zwariuję, albo
zostanę samobójcą.
- Dobra, spokój. - mruknąłem sam do siebie jak to miałem w zwyczaju, a
potem zacząłem się rozglądać za jakimś ciekawszym zajęciem.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to oczywiście ściana, którą szybko
zidentyfikowałem jako niezbyt przekonujący przedmiot do przemyśleń, a
tym bardziej jeśli ktoś chce zająć czymś ręce. Na pewno nie zamierzałem
wyjść na dekla co obmacuje właściwie własną klatkę, ani też nie miałem
ochoty się rozwodzić jaka to ona jest twarda i irytująca. Prawie ludzkie
cechy, a jednak przedmiot. Rzecz materialna, którą można sobie
wybudować w środku lasu i niby Ciebie chroni od wiatru i takich tam, ale
częściej okazuje się po prostu jedną wielką przeszkodą na Twojej
drodze. Na przykład teraz. Mógłbym próbować uciec jakby jej nie było.
"Ale równocześnie nie mógłbyś uciec, a właściwie nie mógłby Cię uratować
Pan Orzech" - dodał cichy głos w mojej głowie, a ja odepchnąłem go
razem z wszystkimi myślami na temat ściany. Dość. Co ja robię? Przed
chwilą sam sobie powiedziałem, że rozmowa na ten temat jest bezsensu, a
potem wychodzę na wariata. No, po prostu genialnie - to jest gorsze niż
ta Tortura Wodna czy co to tam. Jeśli zaś chodzi o tą ciecz to
poniewierała się ona po całej jaskini doprowadzając mnie do szału. Ten
żywioł też zbytnio do mnie nie przemawiał, a skoro większość wielkich
odkryć z nim związanych zostało już odkrytych to nie ma potrzeby wnikać
głębiej w to coś. Oczywiście jakby komuś się bardzo chciało to śmiało,
ale ja zostawiam tą robotę filozofom bo w końcu i oni muszą z czegoś
żyć, prawda? Choć w sumie co nieco jest to ciekawe mimo, że to właściwie
idiotyczne pytanie. Czemu jej nie lubię? Dla kogoś niby rzecz
oczywista: nie lubię bo nie lubię, nie podoba mi się, jest mokra, albo
coś takiego, ale ja sam nie rozumiałem co mi się w tym nie podoba. Może
to trochę przez mój charakter, może dlatego, że jako Mag potrafiłem
manipulować tylko ogniem co jest jej przeciwieństwem, a może
rzeczywiście po prostu nie bo nie? Bać się jej nie bałem, pływać nawet
się nauczyłem podczas jednej z moich wypraw i choć za tym nie
przepadałem to jednak potrafiłem oraz byłem świadom, że nie utonę chyba,
że, by mnie zostawili na środku morza to wtedy istniało takie
prawdopodobieństwo. Owszem, nie byłem za dobrym pływakiem, a jako, że
pochodziłem z Krainy Powietrza to też do tego nie przywykłem: pływanie
wodnymi statkami, albo wpław jest dla mnie dziwne i niekoniecznie
przyjemne. Kąpiel - owszem, ale moim zdaniem jest naprawdę wiele innych
ciekawszych zajęć. Wracając jednak do naszej jakże cudownej jaskini to
mój wzrok natknął się tym razem na błyszczący kamyczek, którym niedawno
został wykonany na mnie zamach. Leniwie wyciągnąłem dłoń i chwyciłem go,
badając niczym kupiec szlachetny kamień. Nawet ciężki. I nie wyglądał
wcale na jakiś zwykły głaz czy wapień, więc schowałem go do sakiewki
gdzie wydał jeszcze nieco przytłumiony dźwięk jakby obijały się o siebie
dwie monety i zamilkł, uwięziony w klatce. Teraz nie miałem już nic do
roboty, nie zwracając oczywiście uwagi na chęć wyczarowania ognia i
pobawienia się nim - nie mogłem na to pozwolić. Facet za dużo o mnie
wiedział, a perspektywa stracenia dwóch Gildii na raz i prawdopodobnie
zemsta na mnie nie kusiła. Teraz postanowiłem skupić się już na moim
człekopodobnym stworzeniu i jego ludziach, a także na słowach jakie
wychodziły z ich ust.
- Troska, wyjście, targ, zgoda. - wyłapywane przeze mnie słowa napełniały mnie nadzieją.
Nie chodziło tylko o to, by uciec bo jakby raczył ze mną rozmawiać to
mógłby się okazać całkiem dobrym kompanem. Teraz chodziło o robienie
czegoś, ruszanie się. Okazało się jednak, że moje zdolności
podsłuchiwania mnie nie zawiodły, a wkrótce po zakończeniu rozmowy cała
banda wstała, a mój wybawiciel ruszył do wylotu jaskini, przystając
tylko, by rzucić mi wymowne spojrzenie.
- Już idę, idę. - uniosłem ręce do góry w obronnym geście lecz z uśmiechem.
Tak naprawdę to ledwo się powstrzymywałem, by nie wyskoczyć do góry i
pobiec za nim, ale nie chciałem, ani, by pan Orzech miał satysfakcję,
ani, by złapali mnie jego lokaje. Po prostu powoli za nim ruszyłem,
kątem oka widząc jak podnosi się reszta. Tym razem nie powtarzałem
manewru z kapturem i włosami, uznając noc za ostateczną ochronę. Płaszcz
o tej porze dnia jest jak najbardziej zrozumiały, kaptur też często
noszą, więc nie będą mnie sprawdzać - zwłaszcza, że normalny złodziej
zazwyczaj nie wraca na miejsce zbrodni po tak krótkim czasie, a ja jak
widać nie miałem wyjścia. Wlokłem się jak żółw za tym dziwnym
człowiekiem, obserwując przy okazji skąpe resztki jakie zostały po
festiwalu i ludzi wracających do domu, często obładowanych dziwnymi
towarami. Widać było, że przybyli też handlarze z innych Krain przywożąc
do nas swoje własne specjały. Ja sam nie byłem jednak zbytnio
przekonany do na przykład: potraw z innych krajów. Niby ładnie wyglądają
i pachną, ale równie dobrze może to być trucizna. To tak jakby ktoś z
Krainy Powietrza próbował wcisnąć nam muchomora - ładnie wygląda, piękne
kropki, ale tak naprawdę to może nas to zabić czego już się na
szczęście nauczyłem. Przyglądałem się więc straganom, zazwyczaj nie
pozostawiając na nich wzroku dłużej niż na krótką chwilę kiedy coś
przykuło mój wzrok. Zwierzaki. Chłop najwyraźniej jeszcze nie zdążył się
wynieść, a trzeba przyznać, że przykuwał on wzrok.
- Panie O... - ugryzłem się w język zanim wypowiedziałem moje myśli na
temat pewnego człowieka. - Panie Seranie? Moglibyśmy się na chwilę
zatrzymać? - spytałem, ruchem głowy wskazując do tyłu gdzie pewnie
gdzieś kryli się jego lokaje.
- Tutaj? - również skierował wzrok na stragan, by potem zerknąć w inną stronę i się zamyślić. - Masz dosłownie chwilę.
- Dziękuje.
Wykonałem te kilka kroków jakie dzieliło mnie od dziwnych klatek, a
kupiec wyraźnie się ożywił i zamiast walczyć z jakimś zwierzakiem to
skierował na mnie swoje uważne spojrzenie. Badał ile można ze mnie
wyciągnąć, a ja w tym czasie przyglądałem się towarowi, który był
naprawdę rozmaity. Widać tu było stworzenia z niemal wszystkich Krain,
dziwne mieszanki, a także kulki futra, które zwinęły się w kłębek i
najwidoczniej nie zamierzały pokazać.
- Co, byś powiedział na Feryx'ia, młodzieńcze? - odezwał się właściciel,
wskazując jakiegoś niezbyt urodziwego gada z ptasim dziobem.
Na chwilę zawiesiłem wzrok na ów czworonogu, a potem pokręciłem głową i
znów zacząłem przeczesywać wzrokiem jego stragan. Wszelakie dziwne
istoty, a wśród nich jeden zwyczajny kot. Po prostu tam siedział i
patrzył na mnie zielonymi oczami, które zdawały się rzucać mi wyzwanie.
- Wolisz tego urwisa? - uśmiechnął się sprzedawca, chwytając klatkę, w
której siedział wymieniony wcześniej zwierzak zupełnie niewzruszony tym,
że całe jego więzienie właśnie się zatrzęsło. - Cóż, choć jest dość
popularną bestią to muszę przyznać, że wydaje się być najdziwniejsza z
tych wszystkim. Sam fakt, że wychowała się w Krainie Ognia jest dość
osobliwy, a ta kotka do tego przeżyła tam kilka miesięcy i jak widać ma
się dość dobrze.
- Ognista Kotka? - uśmiechnąłem się, a w odpowiedzi tamta mruknęła jednym okiem.
- Idealne określenie, chłopcze! A jakbyś widział jej charakterek - to prawdziwa bestia!
- Biorę. Po ile jest?
- Dwie złote monety.
Cena była dość wysoka, więc targowałem się jeszcze chwile, ale zgodziłem
się w momencie jak podszedł do mnie mój ulubiony prześladowca.
Sprzedawca przyjął kwotę w szerokim uśmiechem, a ja odebrałem klatkę i
uśmiechnąłem się przepraszająco na co ten przekręcił oczami.
< Seran? Pierwszy raz odezwałam się w Twoim imieniu ._. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz