Właśnie wracałem z siedziby Bractwa Helados. Dzięki swojej przynależności mogłem bezkarnie poruszać się po ulicy z bronią na wierzchu. Byłem trochę zmęczony po ciężkim treningu na placu treningowym, ale byłem już do tego przyzwyczajony od maleństwa.
Był późny wieczór albo wczesna noc – nie miałem przy sobie zegarka, aby sprawdzić godzinę. Mój dom był niedaleko stąd.
Tarotano zaczął się ze mną kontaktować, więc byłem lekko zdezorientowany i parłem wciąż na przód. W pewnym momencie ktoś na mnie wpadł (albo ja na niego). Okazało się, że to była kobieta.
Upadła na moje ciało, okrywając lekko mój tors, albowiem miałem na sobie nałożone samo haori oraz dół kimona. Nagle przebiegł jakiś mężczyzna, który zabrał worek ze złotem. Nakrzyczała na mnie i oczekiwała pieniędzy.
Rota od razu narzucił mi, abym machnął ją mieczem i po sprawie. Taro natomiast powiedział, abym stamtąd uciekł. Tano zasugerował, aby się z nią przespać. Z tych wszystkich propozycji najbardziej nie spodobała mi się Tano. Przeklęty zboczeniec. Postanowiłem zachować się tak, jakbym ja postąpił.
- Najmocniej przepraszam – powiedziałem. Już słyszałem w swojej głowie obelgi na mój temat.
Zakryłem się ponownie haori, które prawie opadło na ziemię. Kobieta nadal stała zdenerwowana, oczekując odpowiedniej rekompensaty. Kilka razy otarłem swoją rękę o głowę.
- No, czekam! - ponagliła mnie.
Opuściłem głowę.
- Tak się składa, że nie mam przy sobie nic – odparłem, lecz potem podniosłem wyżej głowę. - Ale jeśli pójdziesz ze mną do domu, to mogę dać ci nawet dwa razy więcej.
Dziewczyna tupnęła kilka razy jedną nogą, nie odrywając pięty.
- A daleko to? - zapytała.
Pokręciłem głową.
- A skąd, zaledwie dwie przecznice stąd. Widzisz ten czarny dach tego wyższego budynku? Tam mieszkam. Może będziesz chciała coś zjeść? Wczoraj dostałem od sąsiadki ciasto, a i tak mieszkam sam, więc się zmarnuje. To jak?
< Avarusa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz