Zmięłam w ustach przekleństwo. Już wiedziałam, że źle się to dla mnie
skończy. Szarpnęłam sterem tak mocno, że Iverno, czy kimkolwiek on tam
był, potknął się, jednak ku mojemu zawodowi nie upadł. Byłam wściekła.
Tak właściwie, ciężko powiedzieć za co i na kogo. Podejrzewałam, że na
samą siebie. O to, jaka jestem naiwna i łatwo wierna. I beznadziejna.
Zacisnęłam palce na sterze starając się nie roztrzaskać Puszki o
potężne, ostro zakończone skały sterczące z czegoś, co przypominało
jezioro lawy. Kamienne groty przypominały wystrzelone strzały.
-No więc?- Odezwałam się wreszcie, kiedy nieco ochłonęłam. Zmusiłam się
do uśmiechu. Usiłowałam przekonać samą siebie, że będzie dobrze.
Spojrzałam na Desmodora z ponagleniem w oczach.- Gdzie powinnam lecieć?
Mag spojrzał na północ. Zmrużył oczy i przyjrzał się uważnie krwistoczerwonym chmurom.
-Na północ.
-To już wiem.
-Więc dlaczego się pytasz?
westchnęłam.
-Chodziło mi o jakiś dokładniejszy cel. Port, do którego mogłabym
przybić. Będę musiała uzupełnić zapasy. Macie tam jakieś sklepy, nie?
-Wylądujesz w pobliżu mojej fortecy.
-Dlaczego?
-W porcie nie jest zbyt bezpiecznie...
Prychnęłam rozbawiona. Och, jasne. Jestem w Muspelheimie i martwię się o swoje bezpieczeństwo. Cóż za ironia.
-Jesteś władcą tej krainy, nie? Chyba cię posłuchają...?
Spojrzał na mnie wymownie. Natychmiast pojęłam, o co mu chodzi; kto
powiedział, że będę miała zapewnioną ochronę? Byliśmy umówieni jedynie
na uczciwą zapłatę. Zresztą, doskonale wiedziałam, gdzie lecę, nie
działałam pod wpływem czaru i byłam w pełni odpowiedzialna za to, gdzie
się znajduję. Westchnęłam ciężko, godząc się z losem.
-A więc dobrze, mój panie. Prowadź.
<Desmodor? Trochę mi to zajęło c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz