Ogniste Pnącza
Kath cofnęła się lekko, chwytając za wytatuowane ramię. Czuła się jak bydle, które się znakuje. Jak zwierzątko, które ma swojego pana. Jak rzecz, która do kogoś należy. A sprawił to nie tylko ten mag, ale i Asmistus. Zamknęła oczy i zapytała cicho, próbując zachować pozory dobrego samopoczucia. Czuła jednak, że powietrza jest coraz mniej.
- Co z Rakanothem? – Wychrypiała.
- Z kim? – Mag udał zdziwienie.
- Z demonem. Przysypało was razem, nie kłam, że nie wiesz o kim mówię – syknęła – musisz wiedzieć, co się z nim dzieje!
- Katharsis! – Upomniał ją ostro brat.
- W każdym razie wydostańmy się stąd – westchnęła zrezygnowana.
- Te skały pochodzą z innego wymiaru – mruknął Asmistus. – Między korytarzami łatwo przejdziemy, ale nie na zewnątrz.
- Więc wypuść nimfę – wtrącił Krigar – ona zna drogę.
- Doprawdy? – Spojrzał z zaciekawieniem na istotę, która odwróciła wzrok.
Poczuła się zażenowana, bezsilna, słaba. A nigdy nie chciała taka być. Chroniąc lasu, czuła się ważna. Nieustraszona. A potem pojawił się On. A zaraz za nim przyszli rycerze. To przez nich to wszystko! Gdyby się nie pokazali, nic by się nie stało! Ale nie chciała, by jednemu z mężczyzn stała się krzywda. Polubiła go. Zielone oczy tak bardzo prosiły o zaufanie.
- Jeżeli chcecie się wydostać – wyszeptała – musicie mnie uwolnić. Kath założyła ręce na piersiach i spojrzała wyzywająco na maga.
<Hmmm? Musimy tu zostawić Krigara i Far czy coś, bo w innym jest w głównej roli ta cała historia z nogami i życzeniem i warunkiem xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz