Asmistus drzemał z otwartymi oczami. Nie mógł ryzykować dłuższego snu gdyż Malthael natychmiast by się nim zajął. Chrapnął i uniósł głowę zdziwiony.
- S...Tso? - wymamrotał przecierając obolałe oczy.
Ile to już nie spał? Jedyne miejsce gdzie się na to odważał było specjalnym pokojem zawieszonym w pustce.
- Kim pan jest? - zapytała podciągając koc pod samą brodę.
Spojrzał przytomniej i wstał przeciągając się z jękiem.
- Uch, ale ten fotel nie wygodny. Dzięki Bogom, bo bym jeszcze zasnął. - zaśmiał się dziwnie i usiadł obok niej.
Nie zwracając uwagi na chwilowe zaskoczenie dziewczyny leciutko uniósł jej twarz o podbródek i przechylił w prawo, oglądając ze skupieniem ranę. Zmarszczył nos.
- No nie... uparta cholera.
- Słucham? - zamrugała zaskoczona.
- Rana. Moment... jak szło to zaklęcie. - postukał się palcem w skroń. - Ha! Pamiętam! - musnął jej szyję trzema palcami.
Skórę miał bardzo gorącą, niemal jakby w środku ciała rozgorzał wieczny płomień. Uśmiechnął się zadowolony gdy po ranie nie został niemal żaden ślad. - No i proszę. Ślicznie. To teraz zastanówmy się co dalej.
- Em... kim pan jest? - zadała ponownie pytanie.
- Asmistus Nevalos. Skromny mag z Władców Mgieł. Na pewno o mnie nie słyszałaś. - chwycił jej dłoń i musnął ustami. - A ty?
<Meg? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz