.

.
.
.

sobota, 20 grudnia 2014

Od Matafleur - Cd. Leo

Nie pogarszaj swojej i tak już beznadziejnej sytuacji, człowieku - warczę, odsłaniając kły i potrząsając lekko łbem. Mój głos przypomina teraz zgrzyt metalu o kamień jeszcze bardziej niż zwykle, brzmi wręcz zupełnie nieludzko i powiem szczerze, że nie sądziłam, że może tak brzmieć gdy nie mam chrypy. Nie, żeby mi to aktualnie jakoś specjalnie przeszkadzało...
Zbliżam się powoli do intruza, ani na chwilę nie spuszczając z niego gniewnego wzroku; z moich nozdrzy unoszą się cienkie smużki czarnego dymu, zaledwie marna namiastka wypełniającego mnie ognia.
Chłopak wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczyma, napierając plecami na ścianę jaskini tak, jakby chciał przez nią przeniknąć lub ją zwalić. Nie ma już dokąd uciec, gra skończona. Mam go.
- Ja tylko próbuję zadbać o twoje zdrowie! - oznajmia pospiesznie, gdy dzieli nas zaledwie półtorej metra, i zmusza się do szerokiego, niezbyt przekonywującego uśmiechu. - Naprawdę powinieneś...
Zbywam jego słowa pełnym pogardy prychnięciem.
- Och, no daj spokój! Trafiłem tu przypadkiem! - Tłumacząc się, chłopak próbuje dyskretnie przesuwać się w lewo, w kierunku stalagmitu, za którym uprzednio się chował. Zagradzam mu drogę ogonem, więc szybko jednak rezygnuje z tego pomysłu. - Jestem pewien, że ty też się kiedyś tak pomyliłeś. Każdemu się zdarza!
Przekrzywiam głowę i obrzucam go badawczym spojrzeniem, mrużąc lekko oczy. Nie sądzę, by mówił prawdę, ale może jednak pozbawianie go życia nie jest aż takim dobrym pomysłem? W gruncie rzeczy to jeszcze pisklę. Ludzkie bo ludzkie, ale wciąż pisklę.
- Łaś - poprawiam chłopaka po dłuższej chwili lustrowania go wzrokiem, przysiadając.
Rzuca mi pytające spojrzenie.
- Łaś, nie łeś - powtarzam z rozbawieniem, pochylając łeb tak, że teraz nasze oczy znajdują się na tej samej wysokości . - Jestem smoczycą. A teraz powiedz mi jedno: skoro nie jesteś złodziejem, to co takiego robisz w moim leżu?

<Z lekkim opóźnieniem, ale jest.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz