To był dzień targowy. Jak na takie małe miasteczko jak Flamma rynek był ogromny. Zajmował duży plac z dwóch stron otoczony domami (gdzieniegdzie poprzecinane uliczkami), a z przeciwnych wielkim zadaszeniem na deszczowe dni. Dopiero przyjechałem i żeby dostać się do karczmy przed wygłodniałymi kupcami zacząłem przeciskać się przez tłum. Ślicznotkę trzymałem blisko. Tak, aby cały czas czuć jej łeb na plecach lub przy boku. Oczywiście sama nigdzie by nie poszła, ale w tak gęstym tłumie łatwo było się zgubić i na pewno ktoś połasiłby się o tak piękne zwierzę.
Mijałem stragany z warzywami i owocami, mięsem, suknami, a nader często z bronią. Wędrując znalazłem sklep z mapami, chciałem zaopatrzyć się w kilka, więc zacząłem przepychać się do stoiska.. Za ladą zrobioną z trzech desek, na beczce siedział zgarbiony staruszek. Kiedy podszedłem, nawet nie zwrócił uwagi. W skupieniu przeglądałem schemat krajów i miast. Po jakimś czasie wybrałem dwie najbardziej mnie interesujące.
- Ile za te mapy?- zapytałem starca.
Nie odpowiedział, wzrok miał nie obecny.
- Hej, dziadku!- pomachałem mu reką przed twarzą. Ocknął się i zmarszczył brwi - Ile za te mapy?
- 15..... - zaskrzeczał.
Starannie odliczył monety, które mu podałem i wrócił do zamyślenia. Wzruszyłem ramionami i schowałem zakupy do bocznej juki przy siodle. Miałem szczęście, nawet w tłumie nikt nie był zdolny do przeszukania czy kradzieży przedmiotu z juk. Kupiłem je u pewnego goblina, zaklęcia (a może mechanizmy) uniemożliwiały niepożądanym grzebanie w moich rzeczach.
Znów zacząłem przepychać się przez czeredę. Niespodziewanie szybko znalazłem się u wylotu jednej z uliczek. Przy jej ściance stał maleńki straganik. Wisiały tam przeróżne wisiorki i świecidełka, ale nie one przykuły moją uwagę. Stała tam piękna dziewczyna. Niewiasta miała fioletowe włosy i szatę. Oglądała wystawione cuda. Wtedy odwróciła się od straganu i spojrzała na mnie, chwilę patrzyliśmy na siebie. Zapatrzony zatrzymałem się, ale niestety Ślicznotka już nie. Uderzyła we mnie całym ciężarem. Gdybym nie trzymał jej za wodze, na pewno "wykąpałbym" się w kałuży. Piękność zachichotała cicho i odeszła w stronę targowisk. Odwróciłem się i zmierzyłem klacz groźnym spojrzeniem, jej własne wyrażało: "Ale o co ci chodzi? To nie ja."
Z postanowieniem nawiedzenia nieznajomej we śnie, poszedłem poszukać dogodnej karczmy.
<Lumen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz