Clarissa otworzyła oczy z głębokim westchnieniem. Czuła się lepiej ale nie kwitnąco czy coś. Po prostu lepiej. Gdy spojrzała w bok omal nie krzyknęła z radości.
- Desmodor! - pisnęła i chciała wstać z wielkiego łoża, ale nie mogła.
Władca podszedł do niej z ciepłym uśmiechem. Usiadł i objął. Przez "przypadek" przejechał ustami po jej karku.
- Jak się tu znalazłam? - wyszeptała.
- Mmm szybko zorientowałem się, że cię nie ma. - ugryzł się w język. Nie tak miało zabrzmieć ale miał to gdzieś. - Ścigaliśmy tego żałosnego pirata. Gdy zawrócił do Muspelheimu wiedziałem, że jest źle. Przechwyciliśmy statek i zmusiliśmy do oddania ciebie. Byłaś bardzo chora. - powiedział nadal ją tuląc.
W końcu zdecydował, że wypadałoby ją puścić. Przykrył troskliwie dziewczynę.
- Ale... zaraz... skoro mi lepiej... - zastanawiała się.
- Cóż, jakbyś czegoś potrzebowała będę niedaleko. - wstał i zaczął szybko zmierzać do wyjścia, aby uniknąć kłopotliwych wyjaśnień.
- Desmodorze! Czy to znaczy, że anioł...
- Nie przejmuj się. Te skrzydlate potwory są raczej rzadkie, ale mamy jednego czy dwóch... no może nawet czterech w lochach, daleko w Muspelheimie. Mój "brat" przyprowadził jednego. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Chyba go nie skrzywdziliście?
- Skąd. - powiedział przypominając sobie w jakim stanie był anioł.
Sam Malthael spędził go w kajdanach za rydwanem, przez całą drogę każąc mu biec. Widok był wyborny ale nie sądził by jej przypadł do gustu. Pominął więc szczegóły,
- Najważniejsze, że jesteś bezpieczna. Już nigdy nie będziesz musiała cierpieć z powodu tej choroby. Zapewniam. - powiedział z naciskiem w głosie.
<Clarissa? To teraz kotek ^o^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz