.

.
.
.

czwartek, 11 grudnia 2014

Od Alastora - Cd. Annabeth

Czarownik ukłonił się lekko, z szerokim uśmiechem. Ledwo zdążył na czas, a za długą przysługę dla Nessara udało mu się wyciągnąć od niego nowy strój specjalnie na tą okazję. Kapitan słynął z dobrego i kosztownego gustu. Alastor miał na sobie ciemnozielony płaszcz ozdabiany na końcach złotymi nićmi. O dziwo znaczki przedstawiające runy błyszczały delikatnie nawet w mroku. Prawdopodobnie nosiły jakieś zaklęcia. Białą koszulę, wyjątkowo niewygodną dla niego, zakrył ciemnym frakiem. Spodnie z wysokimi, wypolerowanymi butami były jedynym znośnym według chłopaka elementem. Wyciągnął w jej stronę niewielki bukiecik kwiatów. Czuł się strasznie zażenowany, ale Nessar twierdził, że bez kwiatów nie ma co się pokazywać. Chciał mu jeszcze wepchnąć biżuterię dla dziewczyny, ale odmówił.
Annabeth spojrzała zaskoczona.
- Alastorze, nie trzeba było.
Chłopak zrobił się lekko czerwony. Co mówił kapitan? Co trzeba wtedy odpowiedzieć?! Przez cały wieczór uczył się u niego etykiety, zachowania przy stole, tańców i innych dziwnych rzeczy. Informacje wirowały mu w głowie tworząc dziką zgraję.
- Echym... wstawmy je do wody i chodźmy. - wybąkał.
Uśmiechnęła się a on omal nie uderzył się w głowę by dać upust żałosnym gadkom. Co miał jeszcze mówić? Zastanawiał się gorączkowo podczas gdy dziewczyna zniknęła w wejściu kuchennym. Gdy wróciła, chyba sobie przypomniał.
- Pięknie wyglądasz. - z trudem panował na głosem.
Co mu jest?! Przecież podczas rzucania trudnych zaklęć był spokojny jak woda w stawie, a tu?! Ann spuściła lekko oczy i uśmiechnęła do niego.
- Nie musisz tak się zachowywać. To nie randka.
Zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
- R...rand...randka?! Nieee... znaczy ja wiem, że nie, ale ... chyba wypada nie? W sensie zaprosiłaś mnie na ten bal... a ja wieki całe nie byłem na żadnym. W moich krajach mamy inne tradycje i nie bardzo wiem co robić.
Spojrzała ciekawsko.
- Myślałam, że jesteś z Icarus.
- Nie. Tak tylko mówię. Ale może lepiej chodźmy? - podał jej ramię.
Kiwnęła głową ale chyba nadal pozostawała zaciekawiona. W końcu wieczór i noc długa.
Ruszyli spokojnie do czekającego powozu. Taaak, kolejny pomysł Nessara. Cztery czarne konie i wielka kareta stały nieopodal.  Ann zerknęła zaskoczona.
- Za bardzo się postarałeś. - powiedziała.
Zaśmiał się nerwowo z zamiarem zabicia kapitana.
- Ale źle nie jest? - zapytał patrząc na nią jak zbity pies.

<Annabeth? xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz