Czarownik stał z dziwną miną oparty o kolumnę.
- Gdzie ona jest. - rozglądał się zaniepokojony.
Nigdzie niestety nie widział Ann i coraz bardziej go to denerwowało. Nie lubił przebywać w aż takich tłumach. Z jękiem, który starał się stłumić ruszył do wielkiego stołu zastawionego jedzeniem. Liczył, że może jednak ją spotka. W porę staną,ł aby uniknąć jednej z sióstr i zniknął za kolumną. Niestety tam zobaczyła go pewna śliczna dama o złocistych włosach i błękitnych oczach.
- No proszę. Nie tylko ja uciekam. - zaśmiała się lekko.
Alastor posłał jej wredny uśmieszek. Już chciał uciec ale go przytrzymała. Stłumił przekleństwo.
- Tak, Najwyraźniej. - wybąkał mając nadzieję być gdzie indziej.
Uśmiechnęła się ślicznie.
- To może mały taniec na poprawę humoru? - zapytała z dziwnym błyskiem w oku.
Chłopak westchnął jak męczennik ale podał jej ramię. Ruszyli w stronę licznych roztańczonych par. Potrafił tańczyć tylko dzięki ostatnim lekcjom Nessara. Nie czuł się więc jakoś szczególnie komfortowo. Ruszał się sztywno mając nadzieję, że nie zapomni jakiś kroków. W myślach odliczał mijający czas coraz bardziej zestresowany.
- Co właściwie robisz na tym przyjęciu? - zapytała nagle.
Spojrzał niewiele rozumiejąc.
- Bawię się.
Odpowiedzią był radosny śmiech dziewczyny.
- Och błagam, nie kłam. Widać, że nie potrafisz nawet się odprężyć.
Zdobył się na wymuszony uśmiech.
- Cóż nie jestem przyzwyczajony. A ty pani? Jesteś tu z kimś?
Rozejrzała się udając troskę.
- Widzisz tego wielkiego lorda. To mój ojciec. Jeden z najbogatszych Panów w tej części królestwa. Liczy na to, że wyda mnie za lokalnego władcę. Urocze. - mruknęła obejmując go.
- Widzę, że masz raczej inne plany?
- Jak najbardziej. Nie jestem klaczą którą można sprzedać.
- Więc po co ze mną o tym rozmawiasz? Ucieknij.
Pokręciła głową.
- To nie takie proste. Dlaczego mam rezygnować z zaszczytów? Wolę jednak sama poszukać sobie męża. - posłała mu dziwne spojrzenie.
Alastor odchrząknął i wyplątał się z jej ramion.
- Pani wybaczy ale muszę odnaleźć moją... dziewczynę... narzeczoną znaczy się. - wybąkał.
Zrobiła naburmuszoną minę.
- Jak zmienisz zdanie to wróć.
Umknął szybciej niż chciał. Wyszedł do ogrodu chcąc odetchnąć. Spostrzegł Annabeth.
- Tu jesteś! - wykrzyknął uradowany ale zaraz zamarł. - Co się stało?
Odwróciła od niego głowę, ocierając łzy.
- Nic.
- Ann! - delikatnie odwrócił ją do siebie i chwycił twarz w dłonie.
- Oni... chcą mnie wydać za mąż.
Czarownik zaklął szpetnie myśląc, że ci przeklęci ludzi nic innego nie robią jak tylko sprzedają własne córki. Przytulił ja niewiele myśląc. Gładził delikatnie włosy dziewczyny.
- Spokojnie. Coś wymyślimy. Co powiesz na nagłe zniknięcie pana młodego i twojego ojca? Mogę to zorganizować. - powiedział.
<Annabeth? xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz