Gdy mag ulotnił się, spiorunowała wzrokiem ojca. Pierwszy raz była naprawdę wściekła, wiedziała czym to może się skończyć.
- Jesteś okropny.- wysyczała
Wyminęła go i pobiegła schodami na piętro. Wyglądało to tak jakby zaraz miała zacząć płakać, jakby mężczyzna trafił w jej słaby punkt, raniąc przy tym naprawdę poważnie. W rzeczywistości sprawa miała się o wiele gorzej. Dlaczego? Może lepiej opowiedzieć wszystko od początku... nie. Opadła na łóżko z jękiem.
- Tylko nie teraz, nie tutaj.- wyszeptała
Jednak poczuła niemiłosierny ból. Aż krzyknęła cicho. Potem... potem pojawiła się ona... Viria. Dziewczyna podniosła się z niepokojącym uśmiechem. Przez wyraz twarzy wyglądała jak największy z potworów. Istotnie, taka była jej druga połowa. Jednak tym razem coś było nie tak, ciało siedemnastolatki nie chciało współpracować z wolą Vi. O ile jeszcze parę sekund temu mogła nawet biec, to teraz stała w miejscu jak kołek.
- Głupia, mała dziewucha. Próbujesz mnie unieszkodliwić?- warknęła sama do siebie
Zaczęły toczyć wewnętrzną walkę. Ostatecznie wygrała Ann. Jeszcze chwiejąc się na nogach podeszła do okna. Łupało ją w głowie, miała ochotę zwymiotować. Powstrzymała się skutecznie, a pomógł jej w tym powiew świeżego powietrza. Potem myślała już tylko o jednym- odpoczynku i opanowaniu. Wróciła na posłanie.
***
Następnego dnia siostry wraz z matką i sąsiadkami wybrały się do lokalu, w którym miało odbyć się przyjęcie, by go odpowiednio przygotować. Rudowłosa została sama. Stała przed szafą pełną sukni. Westchnęła ciężko. Nie cierpiała ich nosić, zwłaszcza tych długich. Wzięła pierwszą-lepszą, byleby niepogniecioną. Mozolnie przebrała się w nią, potem stanęła przed lustrem. Była to krwistoczerwona sukienka o dość prostym kroju. Na szczęście rękawy były dość krótkie. Dół ubrania sięgał prawie do podłogi. Dekolt przystrojony był małymi, ale dobrze widocznymi, diamencikami. Wsunęła na stopy odpowiednie obuwie, na bardzo niskim obcasie. Nadszedł czas na okiełznanie niesfornych loków. Siłowała się z nimi naprawdę długo, ponieważ kiedy zdołała upiąć je w gustowny kok została tylko godzina do wyjścia. Kolejne westchnienie, tym razem spowodowane pukaniem do drzwi.
- Kogo znowu niesie?- burknęła pod nosem
Leniwie zeszła na parter. Goście w tym dniu raczej byli nieoczekiwani, a wręcz niechciani. Ale nie potrafiła zignorować kogoś kto stał po drugiej stronie drzwi. Przekręciła klucz i otworzyła je. Na widok przybysza mimowolnie uśmiechnęła się.
- Witaj.
- Witaj.- odpowiedział Alastor
- Idziemy? Co prawda do balu jeszcze trochę czasu, ale lepiej przyjść wcześniej, niż się spóźnić.- uśmiech nie znikał jej z twarzy
< Alastorze? ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz