Asmistus cofnął się i przyjął standardową maskę która absolutnie nic nie wyrażała.
- Taaak, masz rację drogi Albercie.
Chłopiec zadrżał wiedząc, że takie sformułowanie zawsze zwiastuje kłopoty.
- Mam?
- Oczywiście. Znacznie lepiej zajmie się nią Bractwo Światła, czy jak oni się zwą w tych czasach. - machnął niedbale ręką. - Żegnam. - powiedział odwracając się plecami do dziewczyny.
Hazel zmierzyła go wściekłym wzrokiem.
- Doniesiesz na mnie?
Nie spojrzał nawet na nią, zaczął wolniutko iść wzdłuż pięknej, ogrodowej ścieżki a kwiaty usychały od żaru. Tak jakby otoczył się ognistą barierą która uśmiercała wszystko w pobliżu.
- Nie muszę. Prędzej czy później sama sprowadzisz na siebie problemy. Jak to mówią, licho nie śpi. - mruknął nie przerywając marszu.
Miał na dziś dość irytującej upadłej i chciał zająć się czymś przyjemniejszym. Kilka godzin w całkowitym odosobnieniu, tego mu było trzeba. Po chwili zobaczył niepewnie idącego po lewej stronie Alberta.
- Mistrzu?
- Mhm?
- Czyli ona będzie twoją uczennicą, czy nie?
Przystanął i zmierzył go wściekłym wzrokiem.
- Chyba jasno powiedziała, że NIE jest nią?
- Ale nie możesz jej karać za to, że nie wiedziała... - powiedział chłopiec ale mu przerwano.
- Nie obchodzi mnie to. - mimo wszystko zerknął na stojącą w ogrodach dziewczynę.
Zastanowił się nawet nad zamianą jej w jakiś uroczy przedmiot aby nieco się pobawić, ale jak na złość ruszyła do wyjścia.
- Czas pokaże Albercie. - wyszeptał.
<Hazel? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz