Dziewczyna siedziała na krześle, zupełnie zamroczona. Nie słyszała szeptow Amatis, czy też donośnego głosu Malthaela. W uszach dzwoniło jej od pulsujacej mocy runy, która powoli traciła właściwości.
- Ugh, głowa mi pęka - jęknęła cicho.
- Skutek uboczny - stwierdził skrzydlaty demon i wrócił wzrokiem do Desmodora - więc która z nich zostanie moją wyrocznią?
- Nie mogę ponownie dać ci odejść - wyszeptal w stronę Amatis i objął ją ramieniem, dając znak, że Charlotte NALEŻY do niego. - Chodźmy.
Wyprowadził zszokowaną Amatis, a Charlotte została z Malthaelem, który spoglądał na nią z zaciekawieniem.
- Co ja jestem? - Warknela w jego stronę - rzecz, która może zostać oddana?
- W obecnej sytuacji, owszem - uśmiechnął się złośliwie.
- Nie mam zamiaru nigdzie z tobą iść, żeby to było jasne.
- Pójdziesz, czy tego chcesz czy nie.
- To się zdziwisz - roześmiała się ponuro.
- Się przekonamy.
W tym momencie obok niej pojawił się lisi duch, który smętnie krążył po pomieszczeniu. Na widok Malthaela zjerzyl się i wystawił małe kły, gotów by zaatakować mężczyznę, gdy zajdzie taka potrzeba. Niestety, Lotte wiedziała, że mały lis nic nie zrobi jednemu z siedmiu Władców tego świata.
<Desmi? Co z tym Maltim? XD Przepraszam że krótkie, ale z telefonu :(>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz