Charlotte nie odpowiedziała. Nawet nie strząsnęła jego rąk że swoich ramion. Wpatrywala się w przeciwległą ścianę, obserwując widziane już wcześniej portrety kobiet.
- Do czego potrzebne wam wyrocznie? - Zapytała w którymś momencie.
- Do czego potrzebne wam wyrocznie? - Zapytała w którymś momencie.
- Szczerze? - Uśmiechnął się chytrze.
- Tak.
- Żeby wygrywać wojny, słoneczko.Przewidywać przyszłe ruchy przeciwników, czy też widzieć armie parę kilometrów przed ich przybyciem.
- Nie chcę widzieć wojen w moim umyśle - przeraziła się na chwilę - poza tym, nie jest możliwe nakierowanie przepowiedni w danym kierunku.
Malthael spojrzał na nią ze szczerym zdziwieniem, po czym roześmiał się w głos.
- Wyrocznie z każdym kolejnym wiekiem stają się coraz głupsze - powiedział, uśmiechając się złośliwie - oczywiście, że jest to możliwe.
- Nie znam nikogo, kto to potrafi.
- A ja tak - pstryknął palcami przed jej twarzą - Amatis. To nie jest przypadkiem twoja matka? Spotkałem ją kiedyś, niestety, chyba tego nie pamięta.
- Amatis potrafi... nakierowywać przepowiednie? - Charlotte zrobiła wielkie oczy.
- Ależ oczywiście. Ta kobieta to pierwszorzędna wyrocznia, jedna z najlepszych, jakie chodziły po tym świecie. Nie mówię, że to coś zmienia. Dalej nie jest jedną z ważniejszych osób w tym świecie, ale coś znaczy, w przeciwieństwie do ciebie.
- A czy ja... czy ja dam radę... to zrobić? - Spytała cicho.
Wolała nie patrzeć na wojny.
- Nie wiem. W końcu krew z krwi, prawda? Powinnaś odziedziczyć jej umiejętności i wydaje mi się, że jesteś jeszcze potężniejsza od niej.
- A teraz pozwolisz, ale mam zamiar wrócić do siebie - mruknęła, czując złość na to, że pozwoliła sobie na normalną pogawędkę z demonem.
Oparła się jego czarowi i wstała z trudem.
<Malti? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz