.

.
.
.

sobota, 6 grudnia 2014

Od Clarissy - Cd. Desmodora

Nefilim spuściła głowę, ale już po chwili trzymała ją wysoko uniesioną. Obudził się w niej bowiem chwilowy przebłysk odwagi, którego ,jak się nauczyła, nie należy lekceważyć i marnować.
-Jeśli sądzisz, że ugięłabym się przed Bractwem Światła mylisz się. Nie jestem słaba, bowiem krew anioła która we mnie płynie dodaje mi tej siły.
-Doprawdy?-rzucił rozbawiony jej słowami Kapitan
Ich oczy spotkały się, a dziewczyna dostrzegła w nich lód. Nessar miał spojrzenie osoby której serce już dawno i bezpowrotnie przeistoczyło się w skałę.
Clarissa przygryzła wargę, a cała jej odwaga i pewność ulotniła się zaledwie w ułamek sekundy.
Mężczyzna posłał jej kpiący uśmiech.
-Nie udawaj tak bezczelną i odważną. Na pierwszy rzut oka widać tylko, że jesteś zwykłym tchórzem.
W tej właśnie chwili w oczach dziewczyny pojawił się pełen obraz mężczyzny. Zimnego, oziębłego, bezlitosnego i zakłamanego mężczyzny.
-Kapitanie?-w drzwiach pojawił się ktoś z załogi-Mamy mały problem.
-Co znowu?-warknął po czym spojrzał o raz ostatni na Clary i wyszedł.
Skołowana całą sytuacją położyła się z powrotem na pryczy i sprawdziła ukrytą w materiale skromnej sukni kieszonkę. Nie było tam nic. Zgubiła swoją stelę...a może ktoś jej ją specjalnie wyjął?
Okryta kocem zaczęła cicho śpiewać to co kiedyś tak czystymi dźwiękami wydobywało się z ust jej matki:
Are you, are you
Coming to the tree
Where I told you to run, so we'd both be free
Strange things did happened here
No stranger would it be
If we met at midnight in the hanging tree

(Ness?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz