Poranek był piękny. Jeśli ktoś lubił słońce. O dziwo udało mu się przebić przez wieczne opary skrywające tą część krainy demonów i bezczelnie zaświecić w okno samego Władcy. Siedział zgarbiony nad wyjątkowo trudną księgą. Szeptał do siebie, ćwicząc wymowę zaklęcia. Spędził tak całą noc, ale to dla niego nie pierwszyzna. Tymczasem Amatis poruszyła się i otworzyła oczy. Przedstawiała sobą urokliwy widok. Tym bardziej leżąc na boku, z rozrzuconymi na poduszce włosami i odsłoniętą kształtną łydką. Spostrzegła, że jest obserwowana i zakryła się pod samą szyję z rumieńcami. Nie mógł powstrzymać uśmiechu na tą reakcję.
- Witaj. Jak ci się spało? - zapytał zamykając księgę i odkładając ostrożnie na stół.
- Em... dobrze. - odparła wpatrzona w niego jak małe, przestraszone zwierzątko.
Wstał, śledzony jej wzrokiem. Czy ona myślała, że się na nią rzuci? Nie był jednym z TYCH władców którzy siłą zmuszają kobiety do uległości. Przynajmniej zazwyczaj... Podszedł do niej i usiadł na brzegu łóżka.
- Coś wokół ciebie krąży. - powiedział zataczając niewielki krąg wokół niej. Wyczuwał ciemną mgiełkę, niewidoczną dla śmiertelników. - Nie pozwolę aby znowu cię zabrano. - powiedział z naciskiem w głosie.
Zadrżała a on uśmiechnął się cieplej.
- Nie bój się. Zjemy razem śniadanie. A potem porozmawiasz z Charlotte.
Zmarszczyła brwi.
- Jeszcze tak mało rozumiem.
- Wiem. - pogładził jej policzek. - Ale nie jesteś sama.
Wstał i podszedł do biurka zawalonego papierami. Zaczął je porządkować niezgrabnie, a w końcu zrezygnował. Zdjął z haczyka ładny, błękitny płaszcz i podał jej. Amatis miała nadal wielkie oczy, przepełnione raz strachem, raz czymś innym. Uznał, że zapewne niewiele pamiętała z przeszłości. Cóż, mieli czas.
- Ostrzegam cię, na śniadaniu mogą zjawić się niektórzy Władcy.
- Dlaczego?
- Nie wolno mieć dwóch wyroczni w zamku. To zbyt wielkie ryzyko. - powiedział unikając jej wzroku.
Nie chciał aby jeszcze doszła do niej waga tych słów.
<Amatis? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz