Cieszyła się i to mocno. Może uda jej się uwolnić...Będzie tam gdzie czuje się dobrze i na miejscu.
Kapitan wyszedł z kajuty, a po chwili poczuła mocne szarpnięcie. Wiedziała,że zmieniają już kurs.
Chodź leżała tylko czuła się ogromnie wyczerpana. No cóż taka już ta choroba: wolno wysysa z niej każdą odrobinę życia sprawiając przy tym niesamowitą mękę. Szybkim ruchem przetarła oczy.
"Mamo..czy ja umrę?"-przypomniała sobie słowa ze wspomnień
Teraz czuła,że umrze. Nie rozmyślała już nad tym. Nawrót tej choroby jest jeszcze gorszy niż jej początek i o wiele szybciej morderczy.
-Nie żałuję niczego. Żadnego błędu i chodź zdrowiem cieszyłam się tylko cztery lata to i tak i tak wszystko uważam za udane-szeptała sobie-Starałam się być dobrą osobą i myślę,że w miarę mi to wyszło.
Zamknęła znużona oczy i w ciągu kilku sekund zasnęła. Śniło jej się,że spada w otchłań i chodź próbuje się czegoś przytrzymać strome skały uniemożliwiają jej to.
(?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz