- Erin! Chodź do mnie! - Z ogrodu rozległ się ciepły głos kobiety.
- Dobrze, mamo! - Drobna dziewczynka w czerwonej sukience zeskoczyła ze stołka w salonie i wybiegła przez szklane drzwi.
Na dworze czekała na nią ubrana w jaskrawą sukienkę kobieta o ciepłym wyrazie twarzy, jasnych lokach i stalowych, jak dziecka, oczach.
- Przestawię ci kogoś - powiedziała kobieta, wskazując na wysokiego, dobrze ubranego mężczyznę.
Stał, oparty o murek ceglanej altanki, wpatrując się z nieskrywaną ciekawością na dziecko, które radośnie potruchtało za mamą i ukłoniło się mężczyźnie.
- To jest generał Rakanoth - powiedziała matka do dziewczynki - jest to bardzo ważny pan w swoim kraju, wiesz? - Kucnęła obok czarnowłosej, a ta uśmiechnęła się do generała.
- Nazywam się Erin Skyrose. Miło poznać. - Promienny uśmiech emanował blaskiem od dziecka - pobawi się pan ze mną?
- Erin... - westchnęła matka z pobłażaniem, wstając.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się Rakanoth i kucnął przy Erin - w co chcesz się pobawić?
- Może opowie mi pan historię? - Zapytała, chwytając go rączką za dłoń i prowadząc do altany - to moje ulubione miejsce.
- A jaką historię chciałabyś usłyszeć?
- Zna pan historię o krainie ognia? Muls... Mulse...
- Muspelheim? - Spytał.
- Tak! Tata mi ją wczoraj opowiadał. O ósemce demonów, które tam mieszkają. I o tajemniczym rycerzu, który chce pokonać je wszystkie i uratować świat?
- Rycerzu? - Zdziwił się generał.
- Erin, to niestosowne... - upomniała ją matka, nie wiedząc czemu.
- Mówił, że w Muspelheim żyją demony i są okropne. Podobno zjadają dzieci. Mówił też, że rycerz wyruszył, by pokonać demony i uratować nas wszystkich.
- A zdradzić ci zakończenie? - Wyszeptał cicho Rakanoth, tak, by matka nie mogła tego usłyszeć.
- Tak! - Zawołała radosna dziewczynka.
- Dobro nie zawsze zwycięża - wyszeptał jej do ucha i odszedł z matką w stronę ogrodów, zostawiając dziewczynkę w altance.
Wtedy nie rozumiała tych słów...
Erin obudziła się nagle i poczuła, że leży w swoim łóżku w domu. Od razu uspokoiła się i odprężyła, ciesząc się, że pierwszy raz od wieków, nie pojawił się koszmar. Ale ten sen... to było wspomnienie. Widziała tego mężczyznę raz i już wiedziała, co to zakończenie oznaczało. Rycerz umarł, a demony wygrały. Zadrżała z zimna i zamknęła otwarte okno. Było już widno, a to oznaczało, że zbliżał się świt. Przebrała się w swój standardowy strój - spodnie, koszulę i gorset, po czym nałożyła pelerynę i wyszła, zamykając drzwi na klucz. Ruszyła w stronę gildii Smoczych Jeźdźców, gdzie umówiła się z Micahem.
- Spóźniona - usłyszała, gdy już doszła do wejścia gildii.
Chłopak stał w framudze i zastawiał jej przejście ręką. Arogancki uśmieszek nie znikał mu z twarzy, a tajemnicze spojrzenie obserwowało ją uważnie.
- Naprawdę musisz wyjeżdżać? - Zapytała cicho, przytulając go.
On po chwili odwzajemnił gest i wyszeptał;
- Tylko na parę dni. Uważaj na siebie, dobrze?
- Yhym - mruknęła, patrząc, jak chłopak zamienia się w olbrzymiego smoka i znika w przestworzach.
Proponował jej, żeby poleciała z nim. Oh, jakby tylko mogła... niestety, miała paniczny lęk przed wysokością, więc raczej zemdlałaby, gdy tylko wznieśliby się na parę metrów do góry. Ruszyła dalej, idąc głównymi uliczkami miasta i zastanawiając się nad sensem snu, kiedy na kogoś wpadła.
- P-przepraszam... - wyszeptała, podnosząc wzrok.
Ku jej zaskoczeniu, przed nią stał mężczyzna z jej snu... jeju, jak to fatalnie brzmi...
<Rakanoth? ^^ Jednak napisałam! <3>
- Dobrze, mamo! - Drobna dziewczynka w czerwonej sukience zeskoczyła ze stołka w salonie i wybiegła przez szklane drzwi.
Na dworze czekała na nią ubrana w jaskrawą sukienkę kobieta o ciepłym wyrazie twarzy, jasnych lokach i stalowych, jak dziecka, oczach.
- Przestawię ci kogoś - powiedziała kobieta, wskazując na wysokiego, dobrze ubranego mężczyznę.
Stał, oparty o murek ceglanej altanki, wpatrując się z nieskrywaną ciekawością na dziecko, które radośnie potruchtało za mamą i ukłoniło się mężczyźnie.
- To jest generał Rakanoth - powiedziała matka do dziewczynki - jest to bardzo ważny pan w swoim kraju, wiesz? - Kucnęła obok czarnowłosej, a ta uśmiechnęła się do generała.
- Nazywam się Erin Skyrose. Miło poznać. - Promienny uśmiech emanował blaskiem od dziecka - pobawi się pan ze mną?
- Erin... - westchnęła matka z pobłażaniem, wstając.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się Rakanoth i kucnął przy Erin - w co chcesz się pobawić?
- Może opowie mi pan historię? - Zapytała, chwytając go rączką za dłoń i prowadząc do altany - to moje ulubione miejsce.
- A jaką historię chciałabyś usłyszeć?
- Zna pan historię o krainie ognia? Muls... Mulse...
- Muspelheim? - Spytał.
- Tak! Tata mi ją wczoraj opowiadał. O ósemce demonów, które tam mieszkają. I o tajemniczym rycerzu, który chce pokonać je wszystkie i uratować świat?
- Rycerzu? - Zdziwił się generał.
- Erin, to niestosowne... - upomniała ją matka, nie wiedząc czemu.
- Mówił, że w Muspelheim żyją demony i są okropne. Podobno zjadają dzieci. Mówił też, że rycerz wyruszył, by pokonać demony i uratować nas wszystkich.
- A zdradzić ci zakończenie? - Wyszeptał cicho Rakanoth, tak, by matka nie mogła tego usłyszeć.
- Tak! - Zawołała radosna dziewczynka.
- Dobro nie zawsze zwycięża - wyszeptał jej do ucha i odszedł z matką w stronę ogrodów, zostawiając dziewczynkę w altance.
Wtedy nie rozumiała tych słów...
Erin obudziła się nagle i poczuła, że leży w swoim łóżku w domu. Od razu uspokoiła się i odprężyła, ciesząc się, że pierwszy raz od wieków, nie pojawił się koszmar. Ale ten sen... to było wspomnienie. Widziała tego mężczyznę raz i już wiedziała, co to zakończenie oznaczało. Rycerz umarł, a demony wygrały. Zadrżała z zimna i zamknęła otwarte okno. Było już widno, a to oznaczało, że zbliżał się świt. Przebrała się w swój standardowy strój - spodnie, koszulę i gorset, po czym nałożyła pelerynę i wyszła, zamykając drzwi na klucz. Ruszyła w stronę gildii Smoczych Jeźdźców, gdzie umówiła się z Micahem.
- Spóźniona - usłyszała, gdy już doszła do wejścia gildii.
Chłopak stał w framudze i zastawiał jej przejście ręką. Arogancki uśmieszek nie znikał mu z twarzy, a tajemnicze spojrzenie obserwowało ją uważnie.
- Naprawdę musisz wyjeżdżać? - Zapytała cicho, przytulając go.
On po chwili odwzajemnił gest i wyszeptał;
- Tylko na parę dni. Uważaj na siebie, dobrze?
- Yhym - mruknęła, patrząc, jak chłopak zamienia się w olbrzymiego smoka i znika w przestworzach.
Proponował jej, żeby poleciała z nim. Oh, jakby tylko mogła... niestety, miała paniczny lęk przed wysokością, więc raczej zemdlałaby, gdy tylko wznieśliby się na parę metrów do góry. Ruszyła dalej, idąc głównymi uliczkami miasta i zastanawiając się nad sensem snu, kiedy na kogoś wpadła.
- P-przepraszam... - wyszeptała, podnosząc wzrok.
Ku jej zaskoczeniu, przed nią stał mężczyzna z jej snu... jeju, jak to fatalnie brzmi...
<Rakanoth? ^^ Jednak napisałam! <3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz