.

.
.
.

niedziela, 28 grudnia 2014

Od Iris/Vigo Cd Lumen

- Zostań tu Kwiatuszku i pozwól starszym dzieciom na zabawę. - smok czujnie obserwował każdy ruch łowczyni.
Owinął długą kitę na końcu ogona wokół ramienia dziewczyny i miękkim włosiem musnął jej policzek.
- Nie pozwolę ci na to! - szepnęła z determinacją, przygotowując się do rzucenia czarów.
- Słodkich snów.... - wypowiadane zaklęcia zamarły na różanych ustach, lodowy gniew w oczach zgasł, a ciało drobnej elfki łagodnie opadło w wysoką trawę. 
Nagle u boku smoka stanął feniks.
- Zabierz ją stąd w bezpieczne miejsce. - stworzenie bez sprzeciwu wykonało polecenie opiekuna i chwyciło ostrożnie nieprzytomną w szpony. 
Płomienny wzbił się w powietrze odprowadzany wzrokiem Vigo. 
- Czy możemy wreszcie przejść do konkretów? - kobieta o orientalnych rysach ziewnęła znudzona. 
- Kiedy tylko zechcesz. - smok owinął się skrzydłami, by po chwili stanąć przed łowczynią w ludzkiej postaci - Tak będzie bardziej honorowo. - odpowiedział na niezadane pytanie przeciwniczki.
Kobieta jedynie wzruszyła ramionami i uniosła przed sobą dwa krótkie ostrza. W ręce mężczyzny zmaterializował się miecz, którego ostrze promieniowało mrocznym blaskiem, pozostając przy tym ciemne ja nocne niebo bez gwiazd.
- Obsydianowy miecz. - Iris uśmiechnęła się leciutko z uznaniem. 
Doskoczyli do siebie bez słowa, nieomal równocześnie. Klingi rozmyły się w ledwie zauważalne smugi, krzesząc pęk iskier przy uderzeniu. Oboje rozpoczęli taniec śmierci, jakby ćwiczyli go razem od lat. Zdawać by się mogło, że to stara para przyjaciół podczas jednej z nieszkodliwych kłótni. Pchnięcia jednak zadawali z rozmysłem, by zabić natychmiast bez zbędnego cierpienia. Jak na złość, żadne nie zamierzało ulec obietnicom wiecznego snu. Wreszcie na granicy umysłu smoka niewielki cień rozrósł się znacznie, przykuwając jego uwagę. W ostatniej chwili zdążył wykonać półobrót, unikając tym samym miecz wycelowany w jego serce. Klinga rozorała skośnie tors pozostawiając głęboką ranę krwawiącą obficie.
- Starczy na dzisiaj kotku. - Vigo zrobił kilka kroków w tył, zachowując tym samym pozorny dystans.
- Już uciekasz? - kobieta przybrała tęskny wyraz twarzy, przyjmując postawę obronną.
- Ważne sprawy wzywają, sama rozumiesz. - rozłożył bezradnie ramiona.
Miecz zamigotał lekko i zniknął w niewielkich oparach szarej mgły. Smok tymczasem niedbałym ruchem dłoni wykonał znak w powietrzu i szepnął coś cicho. Kobieta natychmiast osunęła się wprost w objęcia boga snów.
- Jeszcze się spotkamy. - ukłonił się dwornie przed śpiącą, chwiejąc przy tym lekko.
Potrząsnął głową, by wyzbyć się mroczków przed oczami i z zmarszczył brwi, spoglądając gniewnie na rozdartą koszulę. Puścił kilka smużek dymu nosem i wzbił się w powietrze w postaci smoka. Dziwne przeczucie podpowiadało mu, że dawny mistrz Lumen jest na tropie dziewczyny. Cieszyło go to i martwiło.
- Wreszcie wyrównamy stare porachunki... - syknął gniewnie, rozglądając się uważnie za feniksem.
Powoli tracił siły, miał tylko cichą nadzieję, że elfa go połata. Jak na wyjątkowo złośliwy los przystało, posiadał nie byle jaki talent uzdrawiania, niestety nie potrafił leczyć samego siebie....

<Lumen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz