.

.
.
.

piątek, 5 grudnia 2014

Od Luanii - Cd. Diego

Dziewczyna rozejrzała się bezradnie.
- No ładnie. - mruknęła widząc nadchodzącą ławicę kotów.
Miauczały przeraźliwie jakby chcąc jej coś powiedzieć. Zdecydowanie wolałaby ciszę niż ich towarzystwo. Futrzaki zatrzymały się w bezpiecznej odległości. Kilka otarło się o jej nogi, a inne usiadły na wyższych miejscach przyglądając się z ciekawością.
- Nie mam zamiaru być twoją zabawką! - wrzasnęła licząc na to, że straszliwa istota usłyszy.
Wymyślając mnóstwo paskudnych przekleństw pod adresem dżina, jego rodziny, znajomych i zwierzaków, ruszyła przez umarłe miasto. Brakowało ludzi. Mimo, że nigdy jakoś za nimi nie przepadała, oddałaby wiele za chwilę pocieszającej rozmowy.
- Sama jestem sobie winna. Wiedziała, że dżiny to potwory, ale nieee. Musiałam mu oddać ten przeklęty medalion! Mogłam sobie zażyczyć aby spadał jak najdalej ode mnie. Albo... by nigdy więcej się do mnie nie zbliżał!
Zatrzymała się raptownie na widok ślepej uliczki. Wszędzie był koty. Mruczały, ocierały się o nią uniemożliwiając spokojną wędrówkę. Miała tylko nadzieję, że nie wezmą jej za przyszły obiad. Podeszła do jednego całkowicie czarnego z zielonymi oczami. Podrapała go po głowie.
- Powiedziałbyś mi gdzie jest wyjście, prawda?
Zamiauczał żałośnie i wyprężył się do dalszych pieszczot.
- Nie chcę zostać kotem, ani żadnym innym zwierzakiem. - musiała zmusić się do zachowania spokoju.
Łzy same cisnęły się do oczu i otarła je z irytacją.
- Jak tylko go dopadnę, zetrę ten irytujący uśmieszek z wytatuowanej gęby! - kot zawtórował radośnie. - No dobra, pora działać.
Ruszyła szybciej i bardziej zdecydowanie. Mijała niezliczone uliczki pogrążone w półmroku. Zastanawiała się jednocześnie czy kiedykolwiek wstanie słońce? W końcu to był jego świat i nigdy nie wiadomo jakie niebezpieczeństwa czają się za rogiem. Gdy zdawało się, że obiegła chyba całe miasto, natykając się na wysokie mury nie do sforsowania, przysiadła na pobliskiej ławeczce.
- Przecież on może być wszędzie. - westchnęła a czarny kot wskoczył jej na kolana i zwinął się w kłębek. - Mogłam sobie zażyczyć róży. To byłoby całkiem miłe, nie sądzisz?
Została zignorowana i zajęła rozglądaniem po praktycznie wymarłym miasteczku. Następnym co zamierzała zrobić było przeszukanie budynków, ale na samą myśl ogarnęło ją przerażenie. Nie wyczuwała nawet żadnych umarłych których mogłaby zapytać o radę lub użyć do obrony. Była sama, zdana tylko na siebie.

<Diego? Nie ładnie ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz