.

.
.
.

sobota, 27 grudnia 2014

Od Lurinny - Cd. Yunashi'ego

Po skończonym pokazie postanowiłam wyciągnąć obu na spacer. Nie miałam zamiaru siedzieć cały dzień i nic nie robić. Poszliśmy do miasta na celu miałam tutejszą piekarnie i jej wyroby. Okazało się jednak że uliczki którymi trzeba było przejść były za wąskie. Poprosiłam ich więc by poczekali na mnie chwilkę, sama zaś poszłam po wyroby cukiernicze, na które miałam niemałą ochotę. W kieszeni miałam kilka drobniaków. Podeszłam do straganu z którego unosił się smakowity zapach.
-Poproszę trzy takie drożdżówki.- Uśmiechnęłam się szeroko wskazując palcem szneke.
-Pięć sztuk srebra.- Oświadczył grubawy jegomość w fartuchu wyciągając do mnie otwartą dłoń. Szybko policzyłam to co miałam. Ledwo, ledwo starczyło, ale zdobyłam to co chciałam. Postanowiłam wrócić do smoków skrótem, choć nie był on zbyt przyjazny. Ludzi było coraz mniej, uliczki stały się ciemne i ciasne. Niepewnie rozglądałam się kiedy usłyszałam cichy szloch. Wolno wyjrzałam zza rogu i aż zamarłam. Widziałam klatki pełne ludzi.
-Handlarze niewolników...- syknęłam z nienawiścią w głosie.
Mały którego usłyszałam płacz zauważył mnie i z tęsknota spoglądał na drożdżówki które trzymałam. Pamiętałam jak okropnie jest być żywym towarem. Bez namysłu dałam pokryjomu małemu moją bułkę. Uśmiechnęłam się widząc jego wdzięczne oczy. Zmartwiłam się po chwili. To co zrobiłam było tylko leczeniem objawów. Zaraz znów będzie głodny i bity. Mrugnęłam do niego i przyłożyłam palec do ust aby siedział cichutko. Szybko znalazłam owych handlarzy. Grali w karty. Było ich niewielu, bo tylko pięciu. Wybierając dobry nerw mężczyzna padł od jednego mocniejszego ukłucia palcem. Pozostałych czterech widząc to wstało wyciągając pałki którymi zapewne też bili niewolników. Rozzłościło mnie to. Po nie całej minucie wszyscy leżeli sparaliżowani na ziemi. A ja z szelmowskim uśmieszkiem pokiwałam im zabierając klucze do klatek. W sumie wypuściłam niemal 20 ludzi. Wszyscy wybiegli i uciekli jak najdalej. Ja kręcąc kółkiem z kluczami kroczyłam pewnie w stronę z której przyszłam kiedy usłyszałam za sobą krzyk.
-Hej ty! Stać!- zawołali mężczyźni w zbrojach.
Na przyłbicach mieli herb miasta co oznaczało że są ze straży. Ale wiedziałam że byli skorumpowani. Handlarze potrzebowali kogoś kto będzie ich bronił i nie donosił, dlatego w każdym mieście przekupywali jednego czy dwóch takich. Pokonałabym ich mimo zbroi. Ale za napaść na nich miałabym kłopoty, a i cała trupa. Nie chciałam robić im problemów więc uznałam że lepiej wziąć nogi za pas. Wybiegłam z zaułka, po czym na zaludniony deptak. Zauważyłam w tłumie Yunashiego, nie widziałam jednak smoka. Schował się czy jak? podbiegłam do niego i wzięłam go pod ramie. Mimo jego protestów wtopiłam się razem z nim w tłum. Ustawiając się tak by mnie nieco zasłaniał przed zgłupiałymi strażnikami.
-Przepraszam, nie mogą mnie zauważyć.- Uśmiechnęłam do do niego. -Jeśli zauważą, biegnij!- powiedziałam. I akurat zauważyli oboje puściliśmy się pędem, w sumie to ja to zrobiłam a jego tylko ciągnęłam za sobą.
-Gdzie Mediterano?- Wysapałam w biegu.

<Mediterano? Yunashi? :D >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz