.

.
.
.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Od Lurinny

Oślepiały mnie światła reflektorów, ogłuszał wiwat gapiów, nogi i ręce bolały, w powietrzu unosił się swąd ognia. Stałam na wysokich szczudłach ciężko dysząc po karkołomnych popisach. I mimo wszystkiego tego uśmiechałam się szeroko. Szczęśliwa. Tak... kochałam to. Wyprostowałam się u ukłoniłam z gracją, choć może to nie był ukłon a kolejny popis bo rozłożyłam szeroko ręce i stałam tylko na jednym szczudle, drugie unosząc wysoko nad głową. Oklaski wzmogły się a ja wyszłam robiąc po drodze piruety. Gdy zniknęłam za kotarą usłyszałam gratulacje od grupy tancerek przyozdobionych kolorowymi piórami, tresera tygrysów w długim surducie i pomruk jego zadowolonego podopiecznego. Tris, jego ulubiony tygrys, był spokojniejszy i potulniejszy od małego szczeniaka. Mai najstarsza z akrobatek pomogła mi usiąść i zdjąć pałąki z nóg. Miała koło 50, ale nie było po niej tego widać. Uśmiechała się miło rozsiewając przyjemne matczyne ciepło jakiego nie było mi dane zaznać w dzieciństwie.
-Mai.- odezwałam się jeszcze nieco zdyszana.
-Hmm?- zamruczała nie unosząc wzroku.
-Wychodzisz z resztą?- zapytałam. Nie widziałam by miała swój strój podobny do tych tancerek. W końcu zawsze im przewodziła.
-Nie, dziś nie. Same sobie dadzą rade.- Powiedziała odstawiając oba szczudła pod ścianę. Zeskoczyłam gładko z wysokiego podestu na którym siedziałam.
-Zaraz będzie występ Bardignusa, więc idź. Ja muszę pilnować wszystkiego za kulisami.- Powiedziała. Uśmiechnęłam się przytakując i ruszyłam po drodze przechodziłam przez salon luster obserwując swoje odbicie. Blado-niebieski stanik będący górą stroju komponował się z ogniście czerwonymi, długimi spodniami. Był to mój normalny strój sceniczny. Lubiłam go był wygodny, choć ciut za dużo odsłaniał jak dla mnie. Nogawki już miałam podwinięte, w końcu były tak długie że nie tylko zasłaniały moje nogi, ale i również długie szczudła jakie na co dzień nosiłam. Gdy biegłam boso w stronę widowni poi przyczepione do paska obijały się o mnie. Zatrzymałam się natrafiając na spory tłum ludzi. Nic nie było widać. A słyszałam że występ tancerek już dobiegał końca. Stanęłam na palcach aby cokolwiek zobaczyć. Jednak nic z tego. Wpadłam więc na inny, odwrotny pomysł. Padłam na kolana i na czworakach przeciskałam się pomiędzy ludźmi. Chciałam za wszelką cenę zobaczyć występ staruszka. Kochałam opowieści bajarzy, a on był najlepszy. Przyśpieszyłam jeszcze, o ile dało się mając wszystkie cztery kończyny na ziemi. Przez nieuwagę wpadłam na kogoś przewracając go. Ów ktoś upadł zaraz koło mnie.
-Hej co ty robisz?- syknął.
-Przepraszam.- Uśmiechnęłam się zakłopotana. -Chce usłyszeć opowieść która niedługo będzie...

< Ktosiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz